Czas na garść kolejnych gadżetów przekazanych do naszej kolekcji przez przyjaciela Mateusza, do którego chodziłem w czasach szkoły podstawowej na jajecznicę i cukierki ze słupskiej Pomorzanki. Trochę rzeczy biurowych i coś na poprawę kondycji rąk.
Zacznijmy od kremu do rąk. Firma Annex z Reguł koło Warszawy wypuściła krem ochronny do rąk jak sama pisze „posiadający miły zapach i kolor”. Nie sprawdziliśmy tego, bo krem ma kilkadziesiąt lat, ale wierzymy na słowo. Co ważne „krem usuwa podrażnienia wywołane pracą zawodową i w gospodarstwie domowym”. Prawdopodobnie pochodzi z lat 80. Kosztował 95zł.
A teraz piękne ołóweczki, a właściwie ołówki „do podpisu”, barwne, kopiowe. 10 sztuk w cenie 0.90zł za jedną. Wyprodukowane przez niezwykle zasłużone Pruszkowskie Zakłady Materiałów Biurowych. Historia firmy sięga roku 1889. Założył ja inżynier Stanisław Jan Majewski. Była pierwszą fabryką ołówków w Królestwie Polskim. O jakości wyrobów dobrze świadczy fakt, że jej ołówki zostały nagrodzone na Wystawie Światowej w Paryżu w 1937 roku.
Po wojnie, w 1948 roku, firma została upaństwowiona i przyjęła nazwę Pruszkowskie Zakłady Materiałów Biurowych. W latach 90. na szczęście powrócono do dawnej nazwa i firma działa do dziś. Zmienił się tylko adres firmy, z ulicy Ołówkowej przeniosła się na Kredkową.
I ciekawostka. Pinezki czy pineski – jak się prawidłowo pisze? Mamy zagwozdkę, bo znam wiele opakowań, na których widnieje napis „pinezki”, ale my mamy „pineski”. Pineski łączone, gatunek 1, w cenie 9zł, wykonane według normy z 1967 roku.
Wykonała je Krakowska Spółdzielnia Inwalidów Niewidomych, której znak firmowy prezentował się tak:
Mamy pineski, mamy też Gwoździe ozdobne. 100 sztuk w cenie 15zł. Wykonała je firma Ślusarstwo Usługowo-Produkcyjne W.Wróbel i St. Kędzierski z Częstochowy-Kiedrzyna.
Opakowanie ujawnia jedną ciekawą rzecz, jak wyglądały ówczesne numery telefonów. To zaledwie 5 liczb.
A na deser ochronny plastik, w który na przykład wkładało się kartę rowerową – coś o czym dzisiaj wielu rowerzystów pewnie nie ma pojęcia. To ten niebieski przedmiot po prawej jakby co.
Oo, dzis to będę miała parę zdjęć w ramach riposty 🙂
https://picasaweb.google.com/106319504567306770854/DlaBufetPRL# prebardzo
Łza się w oku zakręciła… Flying Eagle to były moje ulubione kredki. Nawet bardziej ulubione niż te z misiem. No i te kapitalne „różki” do zdjęć… Zawsze zdjęcia mi z nich wypadały w albumie, ale to jednak klasa – nie trzeba było przyklejać i niszczyć fotografii.
Ale klej na nich nadal dziala – wystarczy polizac 🙂 Lepiej sprawdzaly się te z celofanikiem – te pierwsze sie rwaly.
Flying Eagle to brzmi jak napis na samolocie Icemana z „Top Gun”
No jest tu parę skarbów, które chętnie byśmy przygarnęli, nie powiem.