Pamiętam pierwsze spotkanie z muzyką pana Zbigniewa. Wczasy, Chmielno na Kaszubach, koniec lat 80. Lataliśmy z chłopakami po ośrodkach wczasowych i okolicznych lasach. Kiedy wpadaliśmy do świetlicy w naszym ośrodku by zagrać w ping-ponga; pod namiot, by poprosić mamę o kanapkę albo do toalet, to niemal non-stop w tle było słychać radio. A w nim nieśmiertelny przebój wakacyjny: „Chałupy welcome to” Zbigniewa Wodeckiego. Kojarzyłem go też z czołówki do „Pszczółki Mai”, ale to „Chałupy welcome to” wbiło mi się do głowy na zawsze. Minęło ponad 20 lat i spotkałem się z Panem Zbigniewem. Efekt mojej rozmowy z panem Wodeckim wrzucałem już zresztą tutaj: https://bufetprl.com/2016/08/14/jak-pic-sok-pomidorowy/
Potem jeszcze widziałem pana Zbigniewa na koncercie z Mitchami. To było koncertowe przeżycie roku! A jakiś czas temu miałem okazję odwiedzić Kraków, miejsce gdzie miał swój gabinet, poznać jego wyjątkową córkę, wreszcie przejrzeć archiwum artysty. Udało mi się nawet zajrzeć w listy od jego fanek z lat 70 🙂 Od fanów też zresztą. Niedawno też moje winylowe zbiory uzupełniły dwa analogowe cuda. Oto pierwsze z nich.

„Wodecki Jazz’70 Dialogi” – obraz Wodeckiego, myślę, że mało znany. Bo obraz jazzmana. Co to za fantastyczna płyta! Do materiałów z archiwum muzyka tematy zagrali współcześnie m.in. Leszek Możdżer, Henryk Miśkiewicz i Marek Napiórkowski. Sam Wodecki śpiewa tu i gra na skrzypcach. Chyba największe wrażenie zrobił na mnie utwór „Wariacje na temat tańców rumuńskich”. Co tu się dzieje? Trochę jak z amerykańskiego kryminału z lat 70., trochę nostalgii, wspaniałe i szalone wokalizy Wodeckiego, taneczne bajlando, klimat niemal jak ze „Star Wars”, wreszcie moment jak z europejskiego filmu noir. Geniusz! Pozostałe numery też mistrzowskie. Zresztą miałem okazję posłuchać tego na żywo w super warszawskim klubie jazzowym Jassmine. Polecam Wam koncerty tego składu wykonującego właśnie ten mało znany materiał. No i oczywiście polecam też płytę.

Tuż przed nowym rokiem miałem okazję spotkać się z genialnym aranżerem, kompozytorem Wojciechem Trzcińskim. Opowiadał mi o pierwszej płycie pana Zbigniewa. Pierwszej solowej, tej z 1976 roku. Wspominał fantastyczne rzeczy, m.in. jak doskonały w studio był Wodecki, jak sam nagrywał partie wszystkich instrumentów do numeru, jak współpracowało się z Alibabkami, które zaśpiewały w chórkach itp. No i wreszcie jak niestety ta genialna płyta wtedy przeszła prawie bez echa. Na szczęście kilka lat temu do życia przywrócili ją Mitch & Mitch wraz z Wodeckim. Ale to oryginał wciąż rządzi.

Oczywiście to zremasterowana wersja współczesna, no ale numery wciąż genialne. Moje ulubione to „Wieczór już”, „Posłuchaj mnie spokojnie” oraz „Panny mego dziadka”. Także jeśli chodzi o teksty.

A na koniec jeszcze jedno zdanie, oby prorocze: to nie koniec historii mojej i pana Wodeckiego, ale o tym wkrótce…
a się właśnie zastanawiałam, czego posłuchać 🙂 dzięki