„Zestaw produkcji Farel pozwala w łatwy sposób suszyć, modelować i pielęgnować włosy. Praktyczne wyposażenie zestawu pomoże uzyskać modną i efektowną fryzurę zarówno przy krótkich jak i długich włosach” – informuje instrukcja tego skarbu o tajemniczej nazwie SRN-17.
Jak widać ten zestaw do pielęgnacji włosów wyprodukował zakład Polam-Farel w Kętrzynie. Jego początki sięgają lat 40. XX wieku. Powstałe w byłych koszarach wojskowych zakłady produkowały m.in. słynne grzejniki „farelki”. Najpierw należały do zjednoczenia Predom, a od początku lat 70. do Polam.
Bardzo zgrabna suszarka w oryginalnym pudełku, do tego kilka ciekawych końcówek.
Jak widać są tu oryginalna instrukcja oraz karta gwarancyjna.
Jest też piękna grafika pokazująca jak można używać ten sprzęt.
Ważne ostrzeżenie: suszarki nie używać i przechowywać w łazience! Ciekawe tylko co oznacza ten skrót SRN?
Otworzyły się tuż przed wybuchem II wojny światowej. Szybko musiały się zmienić i ukierunkować na inną produkcję. Po wojnie ją rozbudowano i wyszło z nich takie cudo.
Nazwa jest dość kontrowersyjna: wirówka do odciągania soków SW-3. Urządzenie do domowego wyrobu soków powstało w Zakładach Elektro-Maszynowych Predom-Eda w Poniatowej. Otwarto je w lipcu 1939 roku jako zakłady elektrotechniczne. Podczas wojny produkowały urządzenia dla wojska, stały się również obozem koncentracyjnym, głównie dla żołnierzy radzieckich, ale też Polaków i Żydów.
Po wojnie stały się częścią zjednoczenia przemysłu Predom. Produkowano w nich pralki, nawilżacze i inne urządzenia eksportowane m.in. do krajów arabskich. Wyprodukowano też taką wirówkę.
Było kilka odmian, ja mam model kupiony w 1975 r.
Kompletny, ze wszystkimi dodatkami, końcówkami, w oryginalnym kartonie.
Jest też karta gwarancyjna oraz kupon ryczałtowy.
W środku sporo informacji, chociażby kupony kontrolne.
Całość w super stanie i sprawna. To co, czas na sok!
Najpierw, czyli w drugiej połowie XIX wieku mieścił się browar. Na początku kolejnego wieku był jednym z największych w okolicy. II wojna skończyła się wywiezieniem wielu urządzeń i zatrzymaniem rozlewni piwa. Produkowano za to oranżadę. Wreszcie po remoncie w 1958 r. powstała Nidzicka Wytwórnia Win i Miodów Pitnych. Do dziś – w omawianym budynku przemysłowym, czyli w dawnym browarze, który został wpisany do rejestru zabytków – jest produkowany miód. Ja mam taki sprzed lat.
Mam dwójniaka i wciąż jeszcze nieotwartego. Zalakowana butelka na etykiecie ma krzyżacki zamek w Nidzicy. Z kolei na małej etykiecie na szyjce widać logo, najprawdopodobniej Wojewódzkiego Związku Gminnych Spółdzielni.
„Prawda jest taka, że nikt z nas nie pracował, ale miał etat w zakładzie. Za to dwa lub trzy razy dziennie trenowaliśmy” – wspomina Kazimierze Adach, wieloletni zawodnik i trener Czarnych Słupsk. Drużyny bokserskiej, która w latach 80. stała się sławna na całą Polskę. A ten zakład, to najczęściej była miejscowa Alka. Czyli Północne Zakłady Przemysłu Skórzanego, które wysyłały swoje produkcji do ZSRR, USA, Anglii. Produkowano tam nawet kilkadziesiąt tysięcy par butów dziennie. Załoga liczyła kilka tysięcy pracowników, przy fabryce działało zakładowe przedszkole.
Pamiętam, że sąsiad z bloku na słupskim Zatorzu był jednym z działaczy sekcji bokserskiej Czarnych. Co prawda do jego domu chodziłem na kiełbasę, którą trzymali w lodówce, ale zawsze też coś tam o boksie wspominał. Wtedy miasto nim żyło i odbywały się w nim zawody rangi mistrzowskiej. Na przykład mistrzostwa Polski. Kiedy pod halą Mirowską w Warszawie zobaczyłem ten znaczek, nie mogłem więc go nie przynieść do domu.
55 Mistrzostwa Polski w boksie odbyły się w 1984 roku w hali OSiR w Słupsku. Tam chodziłem w podstawówce na basen. Złote medali zdobyli zawodnicy Legii Warszawa, Igloopolu Dębica, Gwardii Warszawa i właśnie Czarnych Słupsk – wspomniany Adach. Mistrzostwami żyło całe miasto, na trybunach tłumy. Działacze robili cuda, żeby je dobrze przygotować. Wspominali, że jeździli po całej Polsce i w sklepach Polsportu szukali potrzebnego sprzętu pięściarskiego. Pewien działacz bokserski z Gdańska wspominał: „Bardzo przypadła mi do gustu organizacja mistrzostw. Wszystko było zapięte na ostatni guzik. Niski ukłon w stronę organizatorów za sprawne przeprowadzenie dużej imprezy. Jeżeli chodzi o poziom sportowy, to powiedziałbym, że poza nielicznymi wyjątkami, za dużo było nieczystych walk. Sporo fauli, stąd duża ilość rozbitych łuków brwiowych. Wielu zawodnikom w 3 rundzie brakowało sił, czyli nie byli zbyt dobrze przygotowani do turnieju”
To był najlepszy czas dla słupskiego boksu. Adach i Jan Dydak zdobyli brązowe medale olimpijskie, Czarni zdobywali medale drużynowych mistrzostwo Polski. W 1990 roku nawet zostali mistrzem kraju. Rok później ponownie zorganizowano w mieście mistrzostwa Polski, a zaraz po nich… klub upadł.
A przy okazji jeszcze dwa cuda spod hali Mirowskiej: