Monthly Archives: Lipiec 2014

Mały enerdowski modelarz

Ktoś kto nie był w Składnicy Harcerskiej to w zasadzie nigdzie nie był. Chodziliśmy tam popatrzeć, a czasami nawet kupić modele do makiety z kolejką. Od wagonów, przez domki, po trawę i mosty. Przede wszystkim do kolejki HO, albo TT, choć „tetetka” nie była tak popularna. W modelach do kolejek rządziła firma PIKO, o której pisaliśmy już parę razy na naszym blogu: https://bufetprl.com/?s=piko

Ostatnia powiększyliśmy naszą kolekcję o egzemplarz domku, ale nie wyprodukowany przez PIKO.

banhof1

NRD specjalizowało się w modelach. W naszych składnicach lądowały modele samochodów, samolotów i kolejki właśnie, produkowane za Odrą. Modele były z plastiku albo kartonu. Nasz jest mieszanką tego wszystkiego.

Wyprodukowała go firma Olbernhauer Wachsblumenfabrik Olbernhau, czyli OWO Spielwaren. O tym, że sprzedawano go do krajów za wschodnią granicą NRD świadczą napisy na opakowaniu, typu:

banhof2

Domek jest z kartonu, niektóre części, na przykład okna, z plastiku. Do tego dochodzą nawet ławeczki czy płotek.

Oczywiście do kompletowania naszej makiety miasta z kolejką, którą w swoim domu trzymał wujek Mirek, używaliśmy nie tylko tego typu kupionych gotowych domków. Często z jednego składaliśmy kilka. Dokładaliśmy do nich dachy własnej roboty, neony, którymi były napisy wycięte z zagranicznych gazet. Taki cały bahnhof to był rarytas.

banhof3

Nasz domek jest jeszcze niezłożony. Zamierzamy go skleić jak ustawimy swoją makietę z kolejką, co na pewno wkrótce nastąpi…

banhof4

Na deser polecamy stronę genialnego muzeum zabawek w Niemczech: http://www.spielzeugmuseum-ilmenau.de/#

Reklama
Otagowane , , , , , ,

Najlepszy czarny głos w Polsce

W tym tygodniu TVP Kultura pokaże dokument o genialnym polskim wokaliście, „Pan na Księżycu”. Mamy jego płytę winylową w naszej kolekcji. To wystarczające powody by bohaterem bloga stał się dzisiaj genialny Andrzej Zaucha.

zaucha2

„Jeśli chodzi o estradę, to Andrzej wszystko potrafił. Był, można powiedzieć, showmanem w hollywoodzkim stylu. Poruszał się z łatwością w każdym gatunku muzycznym, frazował jak jazzman, a skalą głosu mógł wpędzić w kompleksy niejednego śpiewaka operowego” – wspominał go jego współpracownik Andrzej Sikorowski.

Marek Karewicz w swojej książce „Big Beat” pisał z kolei: „Moim zdaniem, a jest to dość powszechna opinia, był jednym z najlepszych polskich wokalistów jazzowych w historii. Wspaniale śpiewał, świetnie improwizował i do tego miał dobry czarny głos. Autentycznie czuł muzykę. Potrafił zagrać na wszystkim, co mu w ręce wpadło”.

Faktycznie jego możliwości wokalne i różnorodność repertuaru budzą podziw, a warto pamiętać, że był muzycznym samoukiem.

zaucha3
W młodości trenował z powodzeniem kajakarstwo, wystąpił nawet na mistrzostwach polski. Karierę zaczął w latach 60. od perkusji w zespole Czarty. Szybko jednak stanął przed mikrofonem. Współpracował ze znakomitymi jazzmanami: Jarosławem Śmietaną, Michałem Urbaniakiem i Janem Ptaszynem Wróblewskim. Śpiewał w jazzującej kapeli Dżamble, z rockowym zespołem Kwadrat, Anawą Marka Grechuty, Kasą Chorych, ze wspomnianym Sikorowskim i z Krzysztofem Piaseckim współtworzył kabaret Sami. Wykonywał piosenki z repertuaru Eugeniusza Bodo, dobrze sprawdzał się w repertuarze rozrywkowym (przykładem „Baby, ach, te baby” nagrane wspólnie z Ryszardem Rynkowskim), śpiewał w operze (mimo nieznajomości nut). Nagrał też kilka solowych płyt i numerów do filmów i programów telewizyjnych, chociażby do „Przybyszów z Matplanety” i bajki „Gumisie”.

W Opolu potrafił przebrać się za araba i zaśpiewać cover „Czarnego Ali Baby” z repertuaru Heleny Majdaniec i Czerwono-Czarnych. Wystąpił w filmach „Misja specjalna” Janusza Rzeszewskiego i „Trzy dni bez wyroku” Wojciecha Wójcika.

Zaucha zginął tragicznie w 1991 roku w rodzinnym Krakowie. Zastrzelił go zazdrosny o swoją żonę, aktorkę Zuzannę Leśniak, francuski reżyser Yves Goulais. Kobieta, która była wtedy z Zauchą, również zginęła. Goulais trafił do więzienia.

My mamy w kolekcji jego pierwszą solową płytę „Wszystkie Stworzenia Duże i Małe”.
O niej przeczytacie na naszym winylowym blogu: http://winylowetrzaski.wordpress.com/

zaucha

Otagowane , , , , , , , , ,

My stare pekaesiaki

„Codziennie z dworców i przystanków PKS-u odjeżdżają dziesiątki tysięcy pasażerów, codziennie autobusy pokonują wiele kilometrów dróg, utrzymując stała łączność między miejscowościami pozbawionymi często innego środka lokomocji. Ludzie muszą podróżować, a PKS powinien ich przewozić w możliwie najbardziej kulturalnych warunkach. Tak jednak nie jest. Walka o kulturę obsługi nie stała się troską. Dotychczas bowiem spotykamy zbyt wiele jaskrawych przykładów zaniedbań i niechlujstwa” – ten przytoczony przez stronę oldtimery.com tekst z gazetyMotor” z 1955 roku pokazuje, że historia przewozów autobusowych w PRLu nie była lekka, łatwa i przyjemna.

Na naszym blogu wspominamy o pekaesie, bo nasza kolekcja powiększyła się o ciekawe rodzinne pamiątki.
Pierwsza z nich to proporczyk „Złota Kierownica” wyróżnienie zjednoczenia PKS:

pks1

Proporczyki to było coś, co zbierał chyba każdy dzieciak w PRLu, dlatego na pewno jeszcze do nich wrócimy. Póki co skupmy się na pekaesie.
Pomogą nam w tym dwie wyjątkowe odznaki. Pierwsza to „Przodujący kierowca PKS”:

pks2

Druga „Wzorowy Pracownik Obsługi i Naprawy Autobusów”:

pks3

Czas na trochę historii.
Zaraz po II wojnie sytuacja transportu w Polsce Ludowej była tragiczna. Do przewozu ludzi używano ciężarówek, gdyż autobusów niemal nie było. Mimo to, już  w marcu 1945 roku na wniosek Ministra Komunikacji powstał Państwowy Urząd Samochodowy. Kilka miesięcy później powstała z kolei Państwowa Komunikacja Samochodowa. Jak podaje wspomniana strona oldtimery.com: „w roku 1947 PKS dysponował 3% ogółu pojazdów w kraju, przewożąc ponad 50% pasażerów (z ogółu transportu drogowego). W ciągu zaledwie dwóch lat procentowy udział PKS w przewozie pasażerów wzrósł do 80%”.

Warto przy okazji pamiętać, że przez wiele lat przedsiębiorstwo zajmowało się także transportem towarów. W 1958 roku powstało też Przedsiębiorstwo Międzynarodowych Przewozów Samochodowych.
Z kolei w latach 50. w Sanockiej Fabryce Wagonów „Sanowag” zaczęto produkować polskie autobusy, m.in. Sana H01 przeznaczonego do przewozów międzymiastowych.

Powstawały też oczywiście dworce PKS. Kilka ciekawych przykładów znalazło się w książce „Pogoda ładna”.

pks0

Oto widok na dworze w Kaliszu:

pks8

Teraz Kępno:

pks6

I wreszcie dworzec PKS na warszawskiej Ochocie, gdzie pracował Staszek, od którego mamy opisywany wyżej piękny proporczyk i znaczki:

pks9

Do historii PKSu jeszcze wrócimy, a na koniec opowieść o chyba najpopularniejszym autobusie w PRLu:

Otagowane , , , , , , , , , , , ,

Motorcity – strażacki zestaw

Strażacy w dzieciństwie byli dla mnie bohaterami, zresztą są nimi nadal. Dlatego samochody strażackie w latach 80. szczyciły się na mojej półce szczególnymi przywilejami. A już taki zestaw i to matchboksów to było coś. Wtedy takiego nie miałem, tylko pojedyncze samochody. Teraz się to zmieniło. Oto on:

matchbox1

O matchboksach pisaliśmy już na naszym blogu: https://bufetprl.com/2012/10/21/resoraki-za-dolary/

Zestaw Motorcity jest pierwszym w naszej kolekcji. Mamy dowód, że został kupiony w Peweksie:

matchbox4

Seria Motorcity była emitowana już w latach80. Z zestawów można było zbudować swoiste miasto. Można było kupić bowiem zestawy policyjne, garaże, wyścigówki, zestaw samochodów używanych na budowach, a nawet ulice.

matchbox2
Poszczególne samochody z naszego zestawu powstawały w różnych latach, w dekadzie 80. Jak widać jest tu również samolot. Co prawda nie wyprodukowano ich już w Anglii, ale jeszcze nie w Chinach. Te pochodzą z Tajlandii.

matchbox3

Niemal każdy ma jakąś ruchomą część. W samolocie jest to śmigło, w dwóch samochodach drabiniastych drabiny, a w ciężarówce z lotniskowej straży wieżyczka do wyrzucania piany.

matchbox5
Całość jest w znakomitym stanie i na pewno będzie nam służyć jeszcze wiele lat.

Na koniec wiekowa reklama Motorcity firmy Matchbox:

 

Otagowane , , , , ,

Karateckie prasowanki

Jutro wieczorem kanał TCM przypomni kultowy film z końca lat 70., który u nas, w PRLu, wywołał szał na wschodnie sztuki walka. To „Wejście smoka”.

wejsciesmoka2

Dla Bruce’a Lee film miał być przepustką do wielkiej kariery w Hollywood. Tak się stało, ale sławy Lee nie doczekał. Zmarł trzy tygodnie przed premierą filmu. Tym samym nie doczekał ogromnego sukcesu „Wejścia smoka”. Obraz, który kosztował niecały milion dolarów, zarobił na całym świecie niemal sto milionów. Niespotykany sukces odniósł też u nas, choć dopiero dekadę po premierze.

wejsciesmoka1

W 1982 roku, kiedy wszedł do kin w Polsce Ludowej, w ciągu sześciu miesięcy obejrzało go siedem milionów widzów! Dla przykładu „Vabank” Juliusza Machulskiego miał „tylko” około półtora miliona widzów (dane pochodzą z magazynu „Ekran” z 1984 roku). Zresztą dobrze skalę masowej histerii pokazuje fakt z 1978 rok, kiedy to podczas pokazu w ramach przeglądu Filmoteki Narodowej w warszawskim kinie Iluzjon widzowie chcący dostać się seans „Wejścia smoka” wybili szyby.

W latach 80. Polskę ogarnął szał karate. Na treningi sztuk walki zgłaszały się setki fanów Bruce’a (sam zapisałem się wtedy na judo). Jego plakaty można było znaleźć w gazetach, na koszulkach królowały prasowanki z jego podobizną, a filmy z wypożyczalni VHS oglądało się po kilkanaście razy. W kinach zaczęły się pojawiać inne „karateckie” dzieła, jak chociażby „Klasztor Shaolin” z Jetem Li. Na fali popularności karate powołano też do życia muzyczny projekt Franek Kimono z Piotrem Fronczewskim – wspominaliśmy o nim tutaj: https://bufetprl.com/2014/04/18/od-arp-life-do-franka-kimono/.

franek kimono
Sam film „Wejście smoka” był tour de force Bruce’a Lee. Walka wręcz na kije czy nunchaku, a przede wszystkim finałowa potyczka w gabinecie luster (użyto ich osiem tysięcy) weszły do kanonu filmowych walk. Obok Lee w filmie pojawili się chociażby John Saxon (znany z „Gliniarza z Beverly Hills” czy „Koszmaru z ulicy Wiązów”), Bolo Yeung i Jackie Chan, którego Lee niechcący uderzył w twarz podczas jednej ze scen.

wejsciesmoka3     wejsciesmoka4
Po lewej zadowolony z poniżania innych Bolo, po prawej poniżany przez Bruce’a Jackie Chan

Fabuła filmu toczy się wokół turnieju dla zawodników wschodnich sztuk walki. Wyszkolony w świątyni Shaolin bohater grany przez Bruce’a Lee stara się przy okazji zawodów znaleźć dowody, które pozwolą zdemaskować międzynarodowego handlarza narkotyków.
Bez wątpienia „Wejście smoka” otworzyło Azjatom drogę do Hollywood. Był to bowiem pierwszy film o wschodnich sztukach walki wyprodukowany przez kinematografie chińską i amerykańską. Znakomitą muzykę napisał do niego Lalo Schifrin, autor ścieżek dźwiękowych do „Bullitta”, „Brudnego Harry’ego” czy „Złota dla zuchwałych”. 10 lat temu film trafił na listę National Film Registry, zbierających obrazy tworzące dziedzictwo kulturalne Stanów Zjednoczonych i przechowywanych w Bibliotece Kongresu USA. Podobno Bruce Lee został pochowany w ubraniu, które nosił w „Wejściu smoka”.

Tekst napisałem dla dodatku Kultura DGP. Zdjęcia nie są naszą własnością.

Otagowane , , , , , , , , ,

Sajens fikszyn po polsku

W związku z tym, że w warszawskiej galerii Zachęta została otwarta wystawa „Kosmos wzywa! Sztuka i nauka w długich latach sześćdziesiątych” pokazująca jak nauka i technika zwrócona ku kosmosowi zmieniła myślenie po wschodniej części Muru Berlińskiego, postanowiliśmy napisać trochę o kosmosie epoki PRLu z naszych zbiorów.

kosmos1

Tytuł wystawy zaczerpnięto z ciekawego radzieckiego filmu science-fiction z końca lat 50. „Kosmos wzywa”, znanego też jako „Niego wzywa”. To propagandowy obraz o wyścigu dwóch nacji o podbój kosmosu. Ciekawostką jest fakt, że na początku lat 60. prawa do filmu zakupili Amerykanie. Przemontowali go tworząc bardziej uniwersalną opowieść i nadali jej tytuł „Battle Beyond The Sun”. Na wystawie w Zachęcie można te dwa filmy zobaczyć symultanicznie.
Znalazło się na niej też wiele innych interesujących obiektów, czasopism, komiksów (chociażby Tytus), projekcji wideo (także z filmem „Przekładaniec”, o którym pisaliśmy już na naszym blogu – https://bufetprl.com/2012/06/19/rajdowiec-kobiela-i-jego-nowe-narzady/).

Jest na ekspozycji również model wyjątkowego urządzenia wyprodukowanego w Polsce Ludowej Akat-1. O nim też już pisaliśmy – https://bufetprl.com/2014/03/22/byc-geniuszem-w-prl-u/

Postanowiliśmy przejrzeć nasze zbiory trochę pod kontem kosmosu. Oto wyniki:

Wschodnia część Europy zainteresowała się na poważnie kosmosem, science-fiction w momencie odwilży gomułkowskiej w połowie lat 50. Wtedy też rozpoczęła się na dobre amerykańsko-radziecka wojna o podbój kosmosu.
O dokonaniach na tym polu opowiadały na przykład znaczki pocztowe. Mamy kilka w naszej kolekcji (dzięki przyjacielowi Kubie). Oto przykłady z serii z 1979 roku.

kosmos7

kosmos5

O kosmosie nie zapomnieli też twórcy komiksów. Chyba najjaśniejszym przykładem tej fascynacji jest seria Janusza Christy „Kajtek i Koko w kosmosie”. Cykl ten był wydawany na przełomie lat 60. i 70. codziennie przez cztery lata! Christa chciał swoją serię zakończyć wielokrotnie, ale czytelnicy mu na to nie pozwalali. Kajtek i Koko prezentowali się tak:

kajtekikoko

O kosmosie myśleli również twórcy przeróżnych gier. W naszej kolekcji znalazł się taki oto Kosmolotek. Coś na wzór ruletki, ale z planetami dookoła Ziemi.

kosmolotek

Mistrz majsterkowania, Adam Słodowy, też spoglądał w niebo. W swoim poradniku „Lubię majsterkować” pokazuje jak zbudować Zdalnie sterowany pojazd księżycowy.

slodowy2

slodowy2a

Ważna rzecz: moda. Okładka tygodnika „Kobieta i życie” z 1967 roku świadczy o futuryzmie, szczególnie świadczą o tym czapki modeli.

kosmos8

Kino też nie zapomniało o kosmosie, także polskie. W 1962 roku nakręcono film „O dwóch takich, co ukradli księżyc” na podstawie książki Kornela Makuszyńskiego, co ciekawe wydanej… w 1928 roku.

odwochtakich

W książkach wykorzystywano też kosmitów w celach propagandowych. W „Dwaj z Galaktyk Gryfa” zasad ruchu uczą zielone ludki z innej planety.

dwaj z galaktyki

I na koniec prasa. W genialnym tygodniku „Świat” (pisaliśmy o nim już tutaj: https://bufetprl.com/2012/05/21/wyjatkowa-jakosc-papieru-z-lat-50-i-60/) znalazła się na przykład taka „fotografia dla potomnych” autorstwa Jana Lenicy.

kosmos2     kosmos10

W innym numerze gazety z 1956 roku znalazła się z kolei taka rozkładówka o Marsie.

kosmos4

Inna ciekawa gazeta, „Panorama” z 1966 roku z pokazuje z kolei amerykańskie prototypy wehikułu kosmicznego.

kosmos6

panorama1

Jak widać kosmos i futuryzm zawładnął każdą dziedziną życia. To na pewno nie ostatni nasz wpis dotyczący Marsa itp…

Otagowane , , , , , , , , ,

Spryt i logika to wygrana

„Ta gra wciąga”, „Nie zapomnij o codzienny obowiązkach” – takie napisy ostrzegały na opakowaniu tej wyjątkowej gry. Zakochaliśmy się w niej w ostatniej dekadzie PRLu i kochamy wciąż. Tym bardziej, że niedawno powiększyła naszą kolekcję. Oto gra Master Mind:

mastermind4

To gra dla dwóch osób polegająca na odszyfrowaniu kodu. Jedna z nich umieszcza cztery kolorowe pionki za zasłonką, tak by nie widział ich przeciwnik. Ten w kolejnych rzędach układa kombinacje kolorowych pionków, tak by odgadnąć jak zrobił to przeciwnik. Po każdym ustawieniu „kodujący” oznacza małymi szpilkami (białe i czarne), który z kolorów jest w jego układzie i który jest na prawidłowym miejscu. Wbrew pozorom to naprawdę dość proste zasady, ale podczas gry trzeba się trochę nagłówkować.

mastermind1

Naszą grę wydała Krajowa Agencja Wydawnicza, która wypuszczała też jej inne wersje: Mini Master Mind i Super Master Mind. Nasza gra kosztowała 150zł i zawierała instrukcję również w innych językach. Z tego co pamiętam, w telewizji puszczano nawet próbne rozgrywki w Master Mind.
W PRLu można było kupić też czechosłowacką wersję tej gry, nazywała się Logik.
Ciekawe, że na opakowaniu zostało odbite zdjęcie zamyślonych pani i pana, to takie jakby odwzorowanie układu na planszy do wstawiania pionków.

mastermind5

Dodatkowe zdjęcie grającej pary mamy też z tyłu opakowania.

mastermind3

Pierwsza wersja gry, wydana w na początku lat 70. miała inną parę pozującą do zdjęcia. Nie związani z firmą Invicta z brytyjskiego Leicester były żołnierz RAFu Bill Woodward oraz studentka tamtejszego uniwersytetu Cecilia Fung, dzięki temu zdjęciu stali się sławni na całym świecie.

mastermind8

Grę wymyślił Izraelski naczelnik poczty i specjalista od telekomunikacji Mordechaj Meirowitz. Wcześniej ta gra była znana w formie zapisywania na karteczce cyferek. Na początku lat 70. gra Master Mind okazała się gigantycznym sukcesem, sprzedano ponad 50 milionów sztuk na całym świecie. BBC zaczęło nawet nadawać telewizyjny show o tej nazwie. Gra otrzymała też tytuł „Gry roku” – taką informację podawano też później na jej opakowaniach. Master Mind doczekał się wielu wersji: Royale Mastermind, Grand, Super, Walt Disney czy Electronic.
Najlepszą jednak pozostanie ta pierwsza…

mastermind7

Otagowane , , , , , , , ,

Kilkadziesiąt metrów nad ziemią

Akcji jest nie mniej niż w filmie „Speed”, a gadżety powalają prawie jak w „Matriksie”. Oto ikona kina akcji lat 80., czyli „Błękitny grom”, który we czwartek pokaże kanał Tv4.
Co prawda polski plakat tego filmu nie powala, ale „Błękitny grom” rządził na kasetach VHS, że ho ho.

grom1

„Czytając po raz pierwszy scenariusz filmu, musiałem się przebić przez kilka stron opisu specyfikacji helikopterów. Kilka lat wcześniej kręcąc >Cenę strachu<, pokonywałem na planie w helikopterze kilkadziesiąt kilometrów dziennie i powiedziałem sobie, że nigdy nie wezmę żadnej propozycji związanej z tymi maszynami. Kiedy jednak czytałem scenariusz dalej, przekonałem się, że może być z tego wyjątkowy film akcji, a do tego z ważnym politycznym przesłaniem. Musiałem zmienić zdanie i znowu wsiąść do helikoptera” -€“ powiedział w wywiadzie w 1983 roku, zaraz po powstaniu filmu „Błękitny grom”, Roy Scheider. Amerykański aktor miał już za sobą świetne role w „Całym tym zgiełku”, „Szczękach” czy „Francuskim łączniku”. Postaci, którą zagrał w „Błękitnym gromie” Johna Badhama (reżyser m.in. „Gorączki sobotniej nocy”, „Krótkiego spięcia”), też nie musi się wstydzić.

grom2
Scheider gra tu weterana wojny wietnamskiej, obecnie pilota policyjnej jednostki powietrznej. Zostaje wybrany do przetestowania najnowocześniejszego typu śmigłowca nazwanego „Błękitnym Gromem”. Początkowo jest zachwycony jego możliwościami, m.in. pozwala podsłuchiwać osoby znajdujące się w budynkach. Przypadkowo nagrywa spotkanie urzędników i wojskowych, w którym uczestniczy jego dawny wróg pułkownik Cochrane (jak zwykle przerażający Malcolm McDowell). Tym samym wpada na trop spisku na najwyższych szczytach władzy.

Na uwagę w filmie zasługują aktorzy, ale też wyjątkowe efekty specjalne. Trzeba bowiem pamiętać, że nie wykorzystywano w nich komputerów. Pościgi helikopterów i ich walka w mieście, loty pod mostami -€“ to wszystko zostało nakręcone za pomocą prawdziwych maszyn albo zdalnie sterowanych ogromnych replik. Mało tego, w walkach nad miastem biorą też udział samoloty F16. Te ewolucje i ich natężenie robią wrażenie nawet dzisiaj. Tak jak gadżety, które pojawiają się w filmie – pokazane są z pietyzmem godnym „Matriksa” braci Wachowskich. Jest tu zegarek Casio z ekranem LCD, niezwykle modne wtedy okulary pilotki, pagery, a do tego specjalna wersja Pontiaca Turbo Trans Am, którą jeździ Scheider. Te gadżety, liczba doskonale zmontowanych widowiskowych scen akcji (nominacja do Oscara za montaż) i znakomici aktorzy spowodowali, że film w samych tylko Stanach zarobił ponad 40 mln dol. i był jednym z większych hitów początku lat 80.

grom3

Wpis powstał na podstawie mojego tekstu do „Kultury”. Zdjęcia nie pochodzą z naszej kolekcji.

Otagowane , , , ,