Po 50 latach oszałamiającej kariery i to nie tylko za sprawą rysunkowych historii, bo przecież powstawały też chociażby filmy, Superman trafił do polskich dzieciaków. W 1989 roku specjalne wydawnictwo „Superman. 50 lat komiks” przygotowała Studencka Oficyna Wydawnicza Almapress. Tego komiksu nie mogło zabraknąć w naszych zbiorach:
Wydawnictwo jest pirackie i nie najlepszej jakości. To pocięta historia Supermana w czarno-białej wersji. Białe, puste tła, błędy ortograficzne – wad jest sporo. Ale i tak komiks ten święcił w podstawówce tryumfy. Został wydany w 350 tysiącach egzemplarzy i kosztował 350zł. Okładka to niemal odzwierciedlenie okładki „Action Comics vol.1” z 1971 roku:
W środku nie brakuje akcji, ale też roznegliżowanych niewiast, co było jedną z przyczyn podstawówkowej kariery komiksu:
W razie czego komiks otwiera przypomnienie historii Supermana:
Nie zabrakło tu również miejsca na takie piękne plansze:
Na potrzeby tego wydawnictwa rysunki z oryginalnych wydań DC Comics najprawdopodobniej zwyczajnie przerysował Witold Nowakowski. Zdaje się, że to ten Pan Witold od propagowania kultury japońskiej w Polsce, w tym tamtejszych komiksów. Przerysowywanie nie było zresztą niczym niezwykłym w tamtych czasach. Pisaliśmy tu już przecież o podobnie wydanych „Fistaszkach”.
Czas na przedmiot z osobistych zbiorów rodzinnych. Takie zeszyty zbierali w PRLu niemal wszyscy. Zresztą do kolekcjonowania tego typu przed laty przyznają się również dzisiejsze gwiazdy, chociażby Cezary Pazura. Przedstawiamy zeszyt z wklejanymi zdjęciami gwiazd.
W tego typu zeszyty wklejano przeróżne gwiazdy muzyki, kina, teatru, sportu. Zdjęcia pochodziły z gazet polskich, tych przywożonych z zagranicy, przeróżnych katalogów.
Ważne było ładne podpisywanie gwiazd widocznych na zdjęciu. Kreacje we wklejaniu były dowolne i baaardzo różne. W naszym zeszycie wyglądają one m.in. tak:
Czasami wpisywano też z jakich filmów jest dane zdjęcie. Oczywiście na zdjęciach królowały gwiazdy zagraniczne, ale nie brakuje tu również polskich osobistości kultury.
Nasz zeszyt został znaleziony w piwnicy rodzinnej w Gdańsku, gdzie w latach 1969-73 swoją siedzibę miała Piwnica Artystyczna Witkacy.
Zbieranie jajek, polowanie na kaczki, złodzieje, statki kosmiczne, hokej, wyścigi – takich gierek nie brakowało również w PRLu. A to wszystko za sprawą radzieckiej firmy Elektronika. Producent zegarków i kalkulatorów stworzył coś, czym zachwycaliśmy się w latach 80. To gierki właśnie. Jedną z nich otrzymaliśmy w prezencie od przyjaciółki bloga.
To jedna z najpopularniejszych gier tego typu: Jajka. Tutaj zbiera je Myszka Miki, ale były też takie z Wilkiem i Zającem.
Obudowy tych gier były w różnych kolorach. Co ważne, była to nie tylko gra, ale również zegar i budzik. Stąd z tyłu umieszczono wysuwaną podstawkę. Z tyłu też wybito cenę: 23 ruble. Urządzenie zasilane jest dwiema bateriami V13 GA. Nasz egzemplarz jest w pełni sprawny.
Do wyboru są dwa rodzaje gry. Pierwsza łatwiejsza. Jajka spadają tylko od trzech kur. Druga to już cztery podajniki i szybsza gra. Podczas gry, co pewien czas w górnym lewym rogu pojawia się narzeczona Mikiego. Kiedy nie zbierzemy jajka w czasie, gdy ona jest na ekranie tracimy tylko połowę życia.
Oczywiście to nie jedyny rodzaj gry wypuszczonej przez Elektronikę. Na podobnej zasadzie skonstruowanych było wiele innych. Część obrazka narysowana została na stałe na szybce, reszta wyświetlana. Na tej stronie można zobaczyć kilka przykładów:
Wielką wartością tej gry były charakterystyczne dźwięki. Dlatego postanowiliśmy wrzucić na nasz kanał na YouTube fragment gry, by je przypomnieć:
Pozostaje bić kolejne rekordy! W latach 80.organizowaliśmy zawody w te gierki na podwórku. Nic nie stoi na przeszkodzie, by to powtórzyć…
Dopisek z 8.10.2013:
Kolejna radziecka gra elektronika w naszych rękach!
Oto dość podobne do powyższego zbierania jajek „Polowanie na ptaki”. Również kilka elementów mamy tutaj namalowanych na ekranie na stałe. Poza tym pojawia się pies, no i tradycyjnie jest zegarek. Całość oczywiście w pełni sprawna.
Wielokrotnie opisywaliśmy na naszym blogu komiksy z minionej epoki. Czas na kolejną opowieść obrazkową, ale tym razem naprawdę wyjątkową. Właśnie ukazał się bowiem komiks, który nawiązuje do poprzedniej epoki, mało tego powstał przy naszym małym współudziale. Oto „Papierowe Chłopaki” autorstwa Romana Przylipiaka (scenariusz) oraz Michała Oraszka (rysunki):
Komiks opowiada o kumplach z gdańskiego liceum, którzy nie bardzo potrafią odnaleźć się na przełomie lat 80. i 90. Kończą szkołę, nie mają planów na przyszłość, nie bardzo wiedzą jaką drogą pójść. Postanawiają założyć zespół. Ruszają na kilka koncertów na Półwysep Helski. Po drodze piją swoją ulubioną Pepsi i słuchają przebojów z lat 80…
A jak się ta historia kończy możecie przekonać się zakupując komiks chociażby pisząc do autorów na stronie:
To już 21 numer pierwszego rocznika „Przyjaciółki”, o którym opowiadamy na blogu. Wciąż rosnący nakład – teraz już 715 tysięcy egzemplarzy i wiąż ciekawe tematy. Jedną ze stałych rubryk cieszących się ogromną popularnością są wykroje. Świadczą o tym nie tylko listy czytelniczek do „Przyjaciółki”, ale też umieszczanie w wykrojach reklam.
W tym numerze pojawiły się wśród nich takie rodzynki:
Dobra rada na piegi oraz przestrzeganie przed otyłością to jednak nie jedyne ciekawostki tego egzemplarza. Zwróciliśmy również uwagę na przepisy na domowe wino oraz lody śmietankowe. To tych ostatnich potrzeba kg soli czarnej:
Przy okazji tego numeru zainteresowaliśmy się też główną redaktorkę „Przyjaciółki”. To Anna Lanota, która miała za sobą epizod powstańczy w czasie II Wojny Światowej, przebywała w getcie. Jej mężem był Edward Lanota, działacz komunistyczny, który zmarł podczas wojny. Anna po odejściu z „Przyjaciółki” w 1959 roku podjęła pracę w „Wiedzy i życie”.
Wpis postanowiliśmy zakończyć Działem zagadek. Do wygrania było 10 wartościowych nagród książkowych. Temat zagadki: Rogalik.
To musiało nastąpić. Muppety musiały w końcu pojawić się w tym miejscu. Przecież w latach 80. wieczór bez nich, był dla nas wieczorem straconym. W Polsce można było wtedy kupić kilka gadżetów z nimi związanych. Lizaki zakończone ich postaciami wyrzeźbionymi z plastiku czy gumowe figurki. To prawda, że figurki Muppetów jakie można było kupić w Polsce były tandetnie malowane, ale zabawa i tak była przednia. W naszej kolekcji mamy 5 z nich:
Choć żeby być bardziej drobiazgowym dwie z nich pochodzą z Mapeciątek, ale od początku…
Muppety wymyślił legendarny Jim Henson. Najpierw, pod koniec lat 60., pojawiały się w „Ulicy Sezamkowej”. W 1976 roku dostały już własny program – The Muppet Show. Przez 5 lat wyprodukowano 120 odcinków, w których gościły wielkie gwiazdy. Wśród nich John Cleese, Twiggy, Sylvester Stallone, Roger Moore, Johnny Cash czy Gene Kelly.
Muppety gościły też w kinie, a ich wersją dla młodszych widzów były Mapeciątka. Różnica polegała m.in. na tym, że te drugie były animowane i bardziej ugrzecznione. Henson stworzył też genialnych Fraglesów. Z Mapeciątek mamy Zwierzaka oraz Gonzo.
Szalony perkusista Muppetowego zespołu Dr.Teeth and The Electric Mayhem, to postać wzorowana na bębniarzu The Who. Koledzy przyczepiali go do perkusji łańcuchem. Na pojedynek wyzwał go sam Buddy Rich. Oto jego przebieg:
Inną postać – Gonzo – mamy w dwóch wersjach. Z Mapeciątek i The Muppet Show.
Gonzo to z pochodzenia kosmita, może dlatego cieszy się powodzeniem u kobiet. Jest bardzo przywiązany do kury Camilli, a jego najlepszym przyjacielem jest szczur Rizzo.
Mamy też psa Rowlfa. Na ekranie zadebiutował już w 1962 roku, w reklamie karmy dla psów. Rowlf to utalentowany pianista, który swoje możliwości prezentował chociażby w programie „Saturday Night Live”.
Wreszcie mamy saksofonistę Zoota. Oryginalnie był co prawda niebieski, ale twórcy tych figurek się specjalnie tym nie przejęli.
Zoot gra w Muppetowym zespole Electric Mayhem. Pewnie niewielu wie, że inspiracją dla tej postaci był argentyński jazzowy saksofonista Gato Barbieri.
O pozostałych Muppetach będziemy oczywiście pisać, jak tylko ich figurki zasilą naszą kolekcję. Póki co posłuchajmy Muppetowego wykonania klasyka Queen:
——————————-
Dopisek z listopada 2014:
Czas na kontynuację opowieści o Muppetach. Ostatnio wzbogaciliśmy się o nowych bohaterów tej serii. Jakościowo są podobni do poprzedników. Umowne kolory i niespecjalnie dokładne odlewy – no cóż, nie każdy jest doskonały. W każdym razie, oto oni.
Na początek Kucharz. Szwedzki mistrz gotowania miał tak dużo włosów, że nic nie widział. Nie przeszkadzało mu to w prowadzeniu programu kulinarnego. Mieszał, dosypywał, a często też wybuchał – wiele można powiedzieć o jego programie, ale nie to, że był nudny. Przy okazji kucharz posługiwał się wyjątkowym językiem, jakby parodią szwedzkiego, choć prawdziwych szwedzkich słów wcale nie używał. Wplatał za to pojedyncze słówka angielskie.
Wśród inspiracji tego wyjątkowego bohatera Muppetów wymienia się m.in. niemieckiego kucharza, jednego z pionierów programów kulinarnych w tv Friedmana Paula Erhardta, zwanego Chef Tell. Próbka jego możliwości z amerykańskiej telewizji faktycznie pokazuje językowe inspiracje.
Muppetowy kucharz przerasta go jednak o głowę.
Kolejną gwiazdą w naszym zestawie jest Miss Piggy, absolutnie najjaśniejsza postać Muppetów. Aktorka, wokalistka, celebrytka, po prostu gwiazda. Piggy ma za sobą występy m.in. z Robbie Williamsem.
Nie trudno się domyślić, że Robbie to kolejny zabójczo w niej zakochany nieszczęśnik. Oto dowód:
Na koniec wyjątkowa para. To oczywiście Waldorf i Statler. Ich miażdżące opinie o kolejnych show Muppetów wyjątkowo donośnie dochodziły z balkonu obok sceny.
Ich nazwiska podchodzą od nazw nowojorskich hoteli. Waldorfem przez wiele lat był sam twórca Muppetów, Jim Henson. Oto próbka ich dialogu:
Statler: Myślę, że to przedstawienie nasuwa bardzo ważne pytanie.
Waldorf: Jakie?
Statler: Po co oni to robią?!
To jeszcze kompilacja ich popisów:
————————
Dopisek z lutego 2017:
Kilka dni temu nasza kolekcja, dzięki przyjaciołom powiększyła się o kilkadziesiąt wyjątkowych okazów. Wśród nich, zupełnie niespodziewanie pojawił się mały, sympatyczny gość.
To jeden z moich ulubionych bohaterów Miś Fozzie, w wersji Baby Fozzie.
Podobnie jak dorosły Fozzie, mały chce być śmieszny, choć nie zawsze mu to wychodzi. Ale przyjaciele i tak go lubią. Boi się duchów, potworów i burzy, ale ukojenie znajduje w swoim ulubionym przytulaku, Teddym. Ma go też nasza figurka.
Oczywiście jakość wykonania jest tu sprawą kontrowersyjną. Nie jest, umówmy się, najwyższa. Ale czy w połowie lat 80, kiedy Mapeciątka zadebiutowały, było to dla nas najważniejsze. Wiadomo, że nie!
[Bileter sprawdza bilety przy wejściu na halę odlotów. Do wejścia zbliża się Syn z Matką]
Bileter: Z biletami wpuszczamy. Proszę bardzo.
Starsza Pani: Dziękuję.
[Bileter zatrzymuje syna]
Syn Pani: Ale, ja mamę odprowadzam !!
Bileter: Chwileczkę ! Zajrzę do instrukcji. Mmm, Maa … Maaa, matka. Matkę możecie pożegnać machaniem z tarasu widokowego.
[Syn z Matką zbliżają się do tarasu widokowego i widzą wywieszkę]
Syn Pani: Przepraszamy. Taras widokowy nieczynny. Najbliższy czynny taras widokowy dla odprowadzających we Wrocławiu !
Starsza Pani: A może ty byś poleciał synku ?
Syn Pani: Przecież to mama ma mieć operację ! A nie ja !!
Oto słynna scena z filmu „Miś” Stanisława Barei. Przytaczamy ją nie bez powodu. Ostatnio do naszej kolekcji dołączył bowiem bilet jednorazowego wstępu na taras widokowy na lotnisku Okęcie.
Nasz bilet jest skasowany, także na pewno ktoś z niego skorzystał. To zabytek także dlatego, że dzisiaj owy taras jest zamknięty.
Takie bilety były w różnych cenach. Nasz kosztował 500zł, ale były też później za chociażby 1200zł, a niektóre ze starą ceną pieczętowano z nową i tak szły na przykład za 3 tysiące!
Ostatnio odwiedziliśmy warszawski bazar na Kole. Tam wpadły w nasze ręce dwie przepiękne broszury.
Zacznijmy od gazetki „Opinia”, która „informuje-radzi”. Opowiada o smacznym, odżywczym i orzeźwiającym cocktailu!
Prespekt podaje przepisy na pyszne cocktaile przekonując, że „ile pomysłów – tyle cocktaili!„.
W środku dowiadujemy się, że „Mleko i napoje mleczne są podstawą smacznego i odżywczego cocktailu„. Rozkładówka pokazuje co można zrobić z mlekiem, nektarami i cukrem:
Druga pozycja to wydane przez Zjednoczenie Gospodarki Rybnej „Coś z ryb”.
Po hasłem „Lepsze niż sobie wyobrażasz” znalazło się tu wiele wyjątkowych przepisów na dania z ryb. Śledź po śląsku, halibut a la Dobra Gospodyni, bigos z dorsza, płastuga pieczona w słoninie czy ostrobek a la flaczki – to tylko kilka z nich. Uwagę przykuwają piękne obrazy z drugiej strony przepisów. Oto wszystkie z nich:
W związku z tym, że nasza kolekcja wzbogaciła się niedawno o pamiętające minioną epokę artykuły kuchenne z uroczego ośrodka wczasowego w miejscowości Jasień nad jeziorem Łupawsko (blisko do Sierakowic, potem Gdańska) postanowiliśmy opowiedzieć trochę o wczasach w PRLu.
Dzięki gospodarzom ośrodka, przyjaciołom bloga, otrzymaliśmy wyposażenie, m.in. Społem, w postaci kubka, salaterek, wazoniku na kwiaty (oczywiście sztuczne). Wyposażenie dobrej ośrodkowej kuchni wykonała firma Lubiana.
Do tego dostaliśmy również gustowny koszyczek oraz ubijaczkę do piany wykonaną przez firmę Domgos z Krakowa.
Mało tego. W zestawie jest również wyjątkowy bloczek do stołówki z kuponami na zupy.
Właśnie te cudne przedmioty dały pretekst do krótkiej opowieści o wczasach w PRLu.
Zaraz po II wojnie sytuacja przypominała nieco tą z czasów międzywojennych. Państwo się powoli budziło i władza co raz bardziej rozumiała, że wypoczynek jest potrzebny obywatelom „różnej kategorii”. Odradzały się uzdrowiska, biuro podróży Orbis, powstawały ośrodki wczasowe dla zakładów pracy. Oczywiście wiele osób wypoczywało weekendowo. Wsiadali w swoje wehikuły i ruszali nad jeziora, czy rzeki.
Taką formę relaksu widać na zdjęciu z lat 70. z książki „Ikony PRL”. Spostrzegawczy dojrzą fakt nawadniania się Ciociosanem.
Wypoczywano również na działkach. Oto dowód z książki „PRL czas nonsensu”:
W PRL prężnie działał dwutygodnik „Turysta” organ Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego. Oczywiście przykładowego numeru tej gazety z lat 50. też nie brakuje w naszej kolekcji.
Opowieści o domach wczasowych nie brakowało również na przykład w pierwszym roczniku „Przyjaciółki”, który prezentujemy na naszym blogu. Jedną z najważniejszych czynności w prowadzeniu ośrodka wczasowego był uśmiech. Oto dowód:
Turystyka zaczęła się na dobre rozwijać w latach 50. Na wczasy jeździło się wtedy na podstawie skierowań. Mieszkańcy dużych miast zazwyczaj udawali się do pobliskich miejscowości. Z Warszawy wyjeżdżano na przykład do Podkowy Leśnej. Po tym jak granice Polski były niemal zamknięte w latach 1950-55, na mocy umowy z 1955 roku umożliwiono turystom z Czech i Polski poruszanie się po Tatrach Wysokich.
Prężnie działało wtedy Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze, powstałe z połączenia Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego oraz Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. Reklamowało się m.in. takim plakatem:
W latach 60. z kolei rozpoczęła się kariera autostopu. Zbierało się nawet kupony do specjalnych książeczek.
Na wczasy wyjeżdżało się jednak głównie z ówczesnym monopolistą, czyli Funduszem Wczasów Pracowniczych.
Z kolei PGR-y organizowały wycieczki do stolicy i wizyty w Powszechnych Domach Towarowych. Ci, których było stać wyjeżdżali na wczasy do popularnej Bułgarii. Tam zresztą byli na wycieczce moi (Wojtek) rodzice.
Słynną akcję zorganizowała Spółdzielnia Turystyczno-Wypoczynkowa Gromada. To „wczasy pod gruszą”, w ramach których mieszkańcy miast poznawali wiejskie życie.
„Chcesz od żony być z daleka, zapisz się do PTTK” – popularne hasło lat 70. wdrożone zostało przez Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze powstałe w 1950 roku. Na przeróżnych obozach można było zdobywać odznaki PTTK, co nam się parę razy udało.
Jak widać na załączonym zdjęciu na wczasy wyjeżdżało się też bardzo często pod namiot. Leżak, kocyk, materac dmuchany to nieodzowne atrybuty takich wczasów. Pamiętam jak pod namiotem spaliśmy chociażby na terenie ośrodka wczasowego w Chmielnie na Kaszubach. W takie miejsca jeździło się co roku, dzięki czemu po jakichś dwóch wizytach wszystkich się znało. I ratownika Romana, i piękne córki Kaszubów, i miejsca, gdzie można kupić mleko u gospodarza.
Każdy wyjazd zaczynał się tak zwanym wieczorkiem zapoznawczym. A potem już tylko relaks…
Można było wypożyczyć łódeczkę, kajaczek, rowerek wodny albo być zaciągniętym przez tatę do wody.