Category Archives: Foto

No to do Pacanowa!

Trochę już pisałem tu o slajdach i projektorach. Czas powrócić do tematu, bo do kolekcji wpadł mi taki skarb.

Zestaw kilkudziesięciu slajdów z bajką o Koziołku Matołku. Cykl Epoka Slajd składa się z ponad stu slajdów i co ciekawe są odzwierciedleniem książki. Oczywiście też mam ją w kolekcji.

Fantastyczne rysunki Mariana Walentynowicza zostały przeniesione jeden do jednego na slajdy. Poniżej pokazuję to dokładnie.

Całości towarzyszy tekst Kornela Makuszyńskiego. Trzeba przyznać, że w formie slajdów ta bajka prezentuje się równie fantastycznie.

A więc odpaliłem mini projektor do slajdów i bajka poszła na ścianę…

Reklama
Otagowane , , ,

Z dopiskami na maszynie

Czas powrócić do wyjątkowych pamiątek. To teczki z wycieczek cioci Lucylli, która przed laty zjeździła kawał świata. Pisałem tu już o jej podróży i pamiątkach z NRD. Bo ciocia miała wspaniały zwyczaj zbierania z takich podróży wszystkiego: pocztówek, opakowań, folderów, menu z restauracji itp. Dziś czas na Anglię.

Jak informuje teczka, ciocia byłam tam przez 10 dni w październiku 1972 roku. Wyobrażacie sobie w ogóle wtedy Polkę, która trafia do Londynu?! To musiał być odlot!

No i faktycznie był, bo ciocia poleciała samolotem. Zachowała z tego karty pokładowe, bilet, no i zdjęcia z folderu. Widać na nich wspaniałe zestawy jednorazowe, do podawania posiłków w samolotach. Wyobraźcie sobie, że po powrocie, jak odwiedzałem ją z bratem, to ciocia brała taki zestaw (oczywiście brała je z samolotu i przywoziła do Polski) i podawała nam potrawę jak w samolocie. To było przeżycie! Na tej karcie ze skarbami widać, też wspaniałe podpisy cioci. Robiła je na maszynie do pisania.

W teczce znalazło się kilka kart ze zdjęciami i pocztówkami świadczącymi o tym, że ciocia była w Windsorze, Katedrze Westminster, Muzeum Brytyjskim i kilku innych ważnych miejscach.

A gdzie spała? Proszę bardzo, jest odpowiedź i to z jakim dodatkiem.

Nocowała w Eccleston Hotel, pięknym XIX-wiecznym budynku, w którym zresztą działa wytworna restauracja. Jesteście ciekawi jej menu? Ciocia pomyślała i o tym.

Grupom orbisowskim oferowano wtedy m.in. wołowinę, jagnięcinę w miętowym sosie, frytki, lody, koktajle. Oj musiało się dziać.

W teczce znalazło się także kilka folderów oraz wycinki z gazet, które ciocia zbierała przed wyjazdem, kiedy przygotowywała się do wycieczki.

Wreszcie zachował się informator turystyczny Orbisu o Anglii z 1972 roku. W nim opis najważniejszych zabytków i ciekawych miejsc.

Co to musiała być za wyprawa! Ale to nie koniec tych wspaniałych teczek, jeszcze kilka mam…

Otagowane , , ,

Z pamiętnika podróżniczki cz.2

Czas na dopisek do poprzedniego wpisu o teczce wycieczkowej cioci Lucylli z Gdańska. Z podróży do NRD w latach 60. i 70. przywiozła wiele wyjątkowych skarbów. Pocztówki i zdjęcia, to te oczywiste rzeczy. Choć są tu też perełki.

Kiedy przeglądałem te albumy u cioci w latach 80. to pocztówki i zdjęcia robiły wrażenie, ale i tak najbardziej zachwycałem się opakowaniami i folderami. Tutaj świat przynajmniej jak z serialu „Dallas”.

Niektóre rzeczy jeszcze pachniały, na przykład opakowania po czekoladach. Swoją drogą nie pamiętam, żeby ciocia przywoziła całe czekolady do spróbowania. Zostawiała nam opakowania 🙂

W teczkach odkryłem jeszcze jedną fantastyczną rzecz. To menu z restauracji na statkach i w pociągach, które ciocia sobie „zabrała” na pamiątkę. W nich nie tylko pokazane jest, co wtedy można było tam kupić, ale też ceny towarów.

I jeszcze jedna rzecz. Patrzcie jakie boskie reklamy. No wyobraźcie sobie jakie robiły wrażenie w latach 70. i 80.

A wkrótce kolejna teczka…

Otagowane , , , ,

Z pamiętnika podróżniczki cz.1

To będzie wyjątkowa dla mnie seria wpisów. Pamiętam jak w latach 80. odwiedzałem ciocię Lucyllę w Gdańsku. Mieszkała na ul. Długiej. Zresztą ja też tam potem mieszkałem. Była nauczycielką łaciny w I-szym LO w Gdańsku. Prowadziła tam kółko zainteresowania kulturą starożytną. Zdarzyło mi się wystąpić w jednym spektaklu przez nią przygotowanym.
Kiedy ją odwiedzałem, uwielbiałem spać na złączonych fotelach, oglądać nocne kino w odbiciu regału na wysoki połysk (ciocia kazała się odwrócić i myślała, że w ten sposób nie obejrzę filmu), ale przede wszystkim oglądać i bawić się jej pamiątkami. To pamiątki z kilkudziesięciu zagranicznych podróży. Wyjeżdżała już w latach 30. XX wieku, a potem wiele razy po wojnie. Była jedyną osobą w rodzinie, która regularnie jeździła za granicę. Zwiedziła Afrykę północną, prawie całą Europę. Miała wspaniały zwyczaj. Z tych podróży tworzyła albumy. Wklejała w nie zdjęcia, pocztówki, ale też wszelkie dokumenty, gadżety, bilety, a nawet opakowania po czekoladach z tej wycieczki. Przeglądając te opisane albumy wraz z bratem przenosiłem się do tych miejsc. Marzyliśmy, że kiedyś tam pojedziemy.
Ciocia jeździła ze słynnymi walizkami, na które przyklejała naklejki z hoteli w których spała. Pisałem o nich TUTAJ: https://bufetprl.com/2018/02/27/podroz-za-naklejke/

Wracając jednak do wspomnianych albumów. Bałem się, że z czasem gdzieś zaginęły, ale nie! Są, a to przecież niesamowite świadectwo historii. Postanowiłem powoli je tu opisywać. Ich zawartość nadaje się moim zdaniem na jakąś przekrojową wystawę, ale o tym pomyślimy potem 🙂

Na początek wycieczki do NRD. Oto część pierwsza.

To właśnie wspomniana teczka, jak widać są na niej dokładne opisy dat wycieczek. Zaglądam do środka i skarby!

Ale powoli. Najpierw przeglądam dokumenty. Jest dowód wpłaty na wczasy. Koszt 1020 zł.

Ciocia przez cały rok odkładała pieniądze, by uzbierać na wycieczkę. Warto pamiętać, że w 1975 roku na przykład butelka wódki kosztowała 82 zł, kg szynki prawie sto zł, a garnitur męski ponad 2 tysiące zł.
Dlatego też, ciocia wiele rzeczy zabierała ze sobą. Oto rozpiska. Domyślam się, że część na sprzedaż. Są tu papierosy (w tym Carmen), czekolada i krem Nivea. Jest też rozpiska czego w NRD nie kupować, a co kupić (grzałki, siatki, staniki, piórniki…). Pewnie wcześniej ciocia robiła rozeznanie.

Wśród dokumentów znalazła się jeszcze dokładna rozpiska wycieczki. Widać na niej, że wycieczkowicze odwiedzali Berlin, Lipsk i Drezno. Jest też informacja ile dewiz można/trzeba zakupić. Dewiz czyli zachodniej waluty, tu marki.

Dalej jest sporo zdjęć i pamiątek. Ale o tym już w kolejnym wpisie…

Otagowane , , ,

Obie ciekawe

Tym razem chciałem polecić Wam dwie bardzo ciekawe wystawy, a przy okazji nawiązać i zacytować trochę tekstu z moich książek, bo tematy się nakładają.

Pierwsza w Muzeum Warszawy, nazywa się „Błysk, mat, kolor. Fotografia i Warszawa lat 90.”. Dziesiątki zdjęć z Warszawy lat 90., profesjonalistów typu Hartwig, Niedenthal, Rolke, Miller, Bohdziewicz, Musiałówna, ale też amatorów. Są tu także filmy i pocztówki. Baaardzo ciekawa wystawa, o której więcej przeczytacie tutaj: https://muzeumwarszawy.pl/wystawa/blysk-mat-kolor-fotografia-i-warszawa-lat-90/

Ja chciałem nawiązać do McDonalds’ów. Na wystawie wisi bowiem takie wspaniałe zdjęcie.

O pierwszych MD piszę w swojej drugiej książce „Sex, disco i kasety video. Polska lat 90.”. Rozmawiałem z pracownicami pierwszego MD w Warszawie, z jednym z szefów, bywalcami. Zresztą sam w nim byłem w latach 90. Piszę o tym m.in. tak:

„Pierwszy polski McDonald’s otwarto w stolicy 17 czerwca, wstęgę przecinał sam Jacek Kuroń, który był wtedy ministrem pracy i polityki socjalnej w rządzie Hanny Suchockiej. Wśród baloników, flag, maskotek, spowici zapachem smażonych hamburgerów oraz frytek stali żądni nowego warszawiacy – tysiące ludzi, tłum, komitet powitalny króla fast foodu. Z dachu spoglądał na nich wielki dmuchany klaun, wokół parkowały fiaty, polonezy, wartburgi i zachodnie auta sprowadzone z Niemiec. Nie zabrakło znanych osobistości, jak Agnieszka Osiecka, Zygmunt Broniarek, trener Kazimierz Górski.
Jedną z osób, które pracowały w pierwszym polskim McDonaldzie w warszawskim domu handlowym „Sezam”, była Ewa Marcinkiewicz. Potem pracowała też w kolejnej restauracji sieci w Ikei i w następnych. Po kilku miesiącach została instruktorką, a później menedżerką. Odpowiadała za lokalny marketing wszystkich restauracji w Polsce aż do 2002 roku. Była najszybciej awansującym pracownikiem McDonald’s.
– Nie miałam jeszcze 20 lat, kiedy zobaczyłam w telewizji zdjęcia z otwarcia pierwszego McDonalda w Moskwie, i to był dla mnie szok. Widziałam ogromne kolejki i zazdrościłam, że jest im tak dobrze, że mają dostęp do rzeczy, o których my możemy, póki co, pomarzyć – wspomina.
O otwarciu pierwszego McDonalda w Moskwie w 1990 roku informowały Wiadomości TVP1. Choć ceny były tam dwukrotnie wyższe niż w innych moskiewskich barach fastfoodowych, to już po pierwszych trzech dniach działalności wprowadzono limit porcji, by zapobiec sprzedaży hamburgerów na czarnym rynku. Jedna osoba mogła kupić ich tylko dziesięć sztuk. Do takiej sytuacji nie doszło w Polsce, ale McDonald’s bez wątpienia wprowadził nową jakość. Nie tylko jeśli chodzi o jedzenie, ale też na rynku pracowniczym, w zarządzaniu zasobami ludzkimi, w prowadzeniu biznesu.

(…) Pracownicy przed otwarciem pierwszej restauracji uczyli się pracy w McDonaldzie nie na prawdziwych produktach. Próby odbywały się na zamiennikach. Frytkami były pocięte słomki, sałatą – paski bibuły, ogórki wycinano z kartonu, a mięso zastępowały zakrętki od słoików. W ten sposób ekipa poznawała zarówno składniki poszczególnych kanapek, jak i szkoliła się w szybkim tempie ich wyrobu. Te wszystkie przygotowania miały też spowodować, że przy kasie klient miał spędzić nie dłużej niż minutę.

(…) Ten pierwszy McDonald’s w Warszawie był czynny od 8.00 do 23.00. Przed wejściem do niego hostessy częstowały ciastkami, w środku opiekowały się maluchami. Big Mac kosztował wtedy 25 tysięcy złotych, frytki 7 tysięcy, coca -cola 11 tysięcy, sok jabłkowy 9 tysięcy, shake (waniliowy, truskawkowy lub czekoladowy) 12 tysięcy, a lody – 10 tysięcy złotych*. W kolejnych latach w menu pojawiały się nowe produkty, m.in. Fish Mac i McChicken”.

Oj Działo się, po więcej opowieści odsyłam Was do mojej książki. Ale zacytuję ją jeszcze raz, bo na wystawie jest też takie zdjęcie ówczesnych młodych wilków, takich yuppie.

To zdjęcie reklamowe, ale widać na nim ówczesny telefon komórkowy. Ja we wspomnianym reportażu pisałem o tym tak:

„Już w pierwszym roku działalności (1991) Centertel reklamował w telewizji telefony Nokia. Model Cityman 450 ważył niemal kilogram i przypominał przenośną radiostację wojskową (z powodu topornego wyglądu nazywany był „cegłą”), a kosztował – bagatela – niemal 2 tysiące dolarów. Przyłączenie do sieci kosztowało kolejne 500 dolarów – to więcej niż wynosiła wtedy średnia pensja. Płaciło się zarówno za rozmowy wychodzące, jak i przychodzące. Nic dziwnego więc, że na pierwsze komórki mogli sobie pozwolić tylko najbogatsi. Nie szkodzi, że rozmowy w analogowej sieci były często kiepskiej jakości,
przerywane. I tak posiadanie telefonu komórkowego było niekwestionowanym synonimem luksusu. W 1996 roku na rynek weszła technologia GSM i nowi operatorzy. Ochoczo ruszyli do reklamowania się w telewizji. Telefony sieci Era reklamował Wiktor Zborowski, Idei (uruchomionej przez Centertel) Mann i Materna, a Simplusa, operatora Polkomtel, animowana postać z serialu La Linea”.

I jeszcze druga ciekawa wystawa. W warszawskim Domu Spotkań z Historią można zobaczyć wystawę zdjęć Chrisa Niedenthala. Choć w sumie nie tylko zdjęć, bo są również jego aparaty, dokumenty, wycinki prasowe, kufer itp.

Wśród ponad 200 zdjąć są klasyki znane z wielu publikacji i reportaży, ale też mniej znane fotografie. Zresztą nie tylko z PRL, ale również współczesne.

Są również fotografie z wyborów, polityków. Znalazłem takiego rodzynka.

I nie, nie chodzi tu o tego polityka na środku. Zobaczcie jaką dziewczyn po prawej ma super bluzę!

A więcej info o wystawie w DSH znajdziecie tutaj: https://dsh.waw.pl/4043-niedenthal-wystawa,prg

(Zdjęcia zrobiłem na obu wystawach)

Otagowane , , ,

Wycieczka marzeń

PTTK, wycieczka 17-dniowa do Jugosławii, autokarem. Jest rok 1962. Taki dokument znalazłem w domowym archiwum po cioci Lucylli z Gdańska. Często wyjeżdżała za granicę i mam po niej sporo wyjątkowych pamiątek.

To fantastyczny zapis tego, jak w latach 60. wyglądała taka wyprawa. Dokładny plan podaje nawet koszt takiej wycieczki organizowanej przez Biuro Turystyki Zagranicznej PTTK. Było to 6.900 zł. W wycieczce wzięło udział 35 turystów i jeden pilot PTTK. Do opowieści o tej wycieczce postanowiłem jeszcze dołożyć extra skarby. Pisałem już, że ciocia Lucylla miała wspaniały zwyczaj zbierania z takich wyjazdów wszystkiego. Od biletów, po opakowania po słodyczach. I tu taki zestaw z Jugosławii.

Bilety lotnicze, karty boardingowe Jugosłowiańskich Linii Lotniczych JAT, a nawet ich miętowe cukierki. Ciocia zachowała też kilka zdjęć z podróży.

No dobra, ale sama podróż. Wyjazd z Warszawy i pierwszy nocleg w Bielsko-Białej. Kolejnego dnia dłuuuga przeprawa do Budapesztu. I kolejny dodatek. Wspominałem już na blogu o wyjątkowych walizkach cioci z naklejkami z różnych hoteli, w których spała.

I jest na nich hotel w Budapeszcie. To Hotel Park, zobaczcie jaka wspaniała naklejka.

Kolejny dzień to przeprawa do Belgradu. Tutaj nocleg. No i proszę, jest naklejka. Hotel Beograd, przypomina trochę budynki modernistyczne z Gdyni.

Kolejne dni, to kolejne jugosłowiańskie (wtedy) miasta, czyli Sarajewo, Mostar, Dubrownik. Wreszcie powrót. Przez Bratysławę. Tu zwiedzanie i nocleg. Z tego też jest oryginalna naklejka na walizce. Tylko nie wiem czy wtedy chodziło o Hotel Krym czy Sport Hotel Slovan.

I po Bratysławie już powrót do kraju. Nocleg w Cieszynie, a na następny dzień finałowy dojazd do Warszawy.

Prawda, że brzmi jak wycieczka marzeń. A do tego pamiętajmy, że to był 1962 rok!

Otagowane , , , , , ,

Aparat do konserwy

Mam w kolekcji sporo aparatów fotograficznych sprzed. Chociażby takie:

Ostatnio brat przekazał mi kolejny piękny obiekt. To wschodnioniemiecki aparat Certo.

Wyprodukowała go firma Certo z Drezna, której początki sięgają pierwszej dekady XX wieku. Model Certo SL100 zaczął być produkowany na przełomie lat 60. i 70.

To prosty kompaktowy aparat przeznaczony dla amatorów, ale czaruje dizajnem. Obiektyw 45 mm, rozmiar klatki 24×24 mm, a na standardowym filmie SL można zrobić 16 zdjęć.

Aparat Certo był tak zgrabny, że w jednym z obozów dla internowanych podczas stanu wojennego, przemycono go dla więźniów solidarności. Zmieścił się w konserwie mięsnej.

Otagowane , ,

Bolesne powroty

To była kolejna sentymentalna wycieczka. Rodzinny Słupsk. Rodzinny w sensie, tutaj się urodziłem w 1978 roku i mieszkałem przez 20 bodaj lat. Dzieciństwo to przede wszystkim Zatorze. Podwórko z tych dwóch czarno-białych zdjęć. Na nich dwie najważniejsze rzeczy: trzepak i huśtawka z opon. Były jeszcze betonowy murek z kawałkami drewna na górze. Miało to udawać ławki. O ten murek rozwaliłem sobie durny łeb dzień przed balem 8 klas. Miałem tańczyć w pierwszej parze z wychowawczynią, ale jak mnie rano zobaczyła z odrapanym nosem, to wywaliła z zaszczytnej pierwszej pary. Trzepak był też mega ważny, nie tylko a propos trzepania. Tutaj jestem z bratem Romkiem i kuzynem Igorem. A niżej huśtawki (też z kuzynem), przy których stała metalowa ślizgawka. Oj powodowała rany, a nawet utratę palca.

Na tym podwórku spędzaliśmy całe dnie. Gra w nogę, wyścigi rowerowe, budowle, karty, zawody sportowe, gra w noża, jeżdżenie rowerem między klatkami, że to niby autobus… no działo się.

Zaraz obok podwórka była lodziarnia Magnolia, wypożyczalnia kaset video PACO, spożywczak Stodoła. Do centrum jeździliśmy autobusem, mówiło się nawet, że „idziemy do miasta”. Teraz do centrum szedłem 10 minut. No wszystko się zmniejsza.

W każdym razie jakiś czas temu wybrałem się na podwórko i trochę zbladłem. Nie ma prawie niczego, co pamiętam z dzieciństwa. Ok, ślizgawka była groźna, ale nie ma huśtawki, trzepaka. Pozostała za to piaskownica. No ale nie ma też w ogóle dzieci. Wszystko jakieś też takie małe, ale wiadomo, ja większy. Nie ma też zresztą wypożyczalni kaset, nie ma lodziarni.

Jakieś to trochę smutne, zobaczcie sami:

Tak, zdecydowanie czasy się zmieniły

Otagowane ,

Palcem po mapie

Mieliście też tak, że losowo dotykaliście jakiegoś miejsca na mapie albo na globusie i myśleliście sobie, że kiedyś tam pojedziecie? Ja tak miałem. Lubiłem też oglądać zdjęcia z różnych stron świata i wyobrażać, że tam jestem. Tak było chociażby z czasopismem „Dookoła świata”, które pokazywało kolorowy świat, często nam odległy. Jakiś czas temu od przyjaciela dostałem zestaw tych magazynów z przełomu lat 50. i 60. Co za perełka!

Całość zaczyna okładka z kwietnia 1955 roku. No i właśnie, okładki. Jakież one są wspaniałe! Tutaj kadr (pomalowany, bo film jest czarno-biały) z komedii sensacyjnej „Wróg publiczny nr. 1” z 1953 roku z wybitnym francuskim aktorem Fernandelem w roli głównej. Niżej z kolei fantastyczne zdjęcie ze Światowego Festiwalu Młodzieży i Studentów, który odbył się w Warszawie w 1955 roku.

Wreszcie inny przykład fantastycznego projektu, zdjęcia.

Trudno się dziwić tak fenomenalnej szacie graficznej tego powstałego w 1954 roku czasopisma. Pracowali w nim fantastyczni graficy, rysownicy, jak Janusz Stanny, Szymon Kobyliński czy Zbigniew Lengren. Oto próbki ich możliwości.

Magazyn wypełniały fantastyczne reportaże, teksty popularnonaukowe, dużo było sportu, chociażby popularnego wtedy kolarstwa. Nie brakowało też ciekawostek. Na przykład takie sportu jak Moto-Ball nie znałem.

Kurczę, to naprawdę ciekawa gazeta.

A do tego jeszcze publikowała teksty takich mistrzów jak chociażby Stanisław Lem.

Oczywiście nie brakowało w niej kącika dla szachistów, filatelistów, maniaków krzyżówek i zagadek.

Do tego fantastyczne ciekawostki…

…oraz piękne reklamy.

Pisałem już kiedyś o tym genialnym czasopiśmie. A dokładnie rok temu, przy okazji wydania mojej pierwszej książki „Czas wolny w PRL”. Opisuję w niej m.in. akcję autostopową gazety, którą wymyślono w 1958 roku. Więcej o tym przeczytacie TUTAJ: Czas wolny w PRL cz.4: Tour de Pologne 1957 | Bufet PRL

Do tej gazety jeszcze wrócę w kolejnym wpisie. Tymczasem zostawiam Was ze znakomitymi pytaniami i odpowiedziami…

Otagowane , , , ,

Ostrzej widzieć

Dla miłośników fotoreportaży, PRL, dobrych zdjęć i niesamowitych historii, to chyba wystawa nie do odpuszczenia. Mowa o „Ostrzej widzieć. Fotoreportaże „itd” 1960-1990″. Można ją oglądać do końca wakacji w warszawskim super miejscu, czyli Domu Spotkań z Historią. Polecam!

Fantastyczna to wystawa. Sto kilkadziesiąt zdjęć znakomitych fotografów, wśród nich są: Krzysztof Barański, Andrzej Baturo, Sławek Biegański, Dorota Bilska, Stanisław Ciok, Adam Hayder, Andrzej Kiełbowicz, Witold Kuliński, Jan Michlewski, Maciej Musiał, Anna Musiałówna, Sławomir Olzacki, Maciej Osiecki, Krzysztof Pawela, Włodzimierz Pniewski, Andrzej Polec, Janusz Sobolewski, Jacek Wcisło, Krzysztof Wojciewski i Krzysztof Wójcik.

Do tego są opisy, a także dodatkowe opowieści wspaniałych znawców tematu, na przykład Aleksandry Boćkowskiej i Filipa Springera.

Sam magazyn „itd” to było pismo studenckie czasów PRL. Oprócz fantastycznych zdjęć, fotoreportaży, których część widać na wystawie, drukowano tam na przykład rysunki takich mistrzów jak Andrzej Mleczko i Henryk Sawka.

Zdjęcia przywołują wspomnienia. No na przykład taka karuzela łańcuchowa, która była częścią wesołego miasteczka w moim rodzinnym Słupsku.

Albo takie sceny, fani z magnetofonami nagrywającymi koncert w Jarocinie, no i ten mistrz, który trzyma magnet (chyba Kasprzaka) z extra bateriami.

Albo wystroje mieszkań i akademików, no popatrzcie na plakaty!

Są też na przykład takie extra plakaty z hasłem „Zabijamy się sami”.

Wypatrzyłem też charakterystyczne lampy wiszące, mam je w swojej kolekcji. Pisałem o nich tutaj: I stała się światłość | Bufet PRL

Na wystawie są też takie elementy jak stolik fotoreportera, okładki „itd” i różne dodatki.

Wśród nich fantastyczne reklamy!

Fantastyczna wystawa, polecam!

Tutaj więcej info: DSH – Ostrzej widzieć. Fotoreportaże „itd” 1960–1990

Otagowane , , , ,