W tym miejscu będziemy opowiadać o kasetach magnetofonowych z naszej kolekcji. Temu nośnikowi poświęciliśmy już sporo miejsca na naszym blogu. Oczywiście można się przyczepić, że większość naszych kaset pochodzi z lat 90. Pamiętajmy jednak, że nośnik rozwinął się właśnie jeszcze w minionej epoce, poza tym PRL w nazwie bloga, jest przecież umowny. Chodzi o coś co minęło i wydaje się, że kasety właśnie do tego segmentu należą. Trudno wierzyć w to, że jeszcze powrócą na dobre…
O historii kaset pisaliśmy już TUTAJ
O polskich kasetach, m.in. tych z gorzowskiego Stilonu pisaliśmy z kolei TUTAJ
—-
Był emitowany raz w tygodniu. Eksperymentalny na polskim rynku był sposób realizacji serialu. Dziennie kręcono kilka scen w tym samym obiekcie, do kilku odcinków. Sceny realizowano przy użyciu paru kamer. Była to trochę praca jak na taśmie produkcyjnej. Na wzór bardzo popularnej także w Polsce „Dynastii” odcinki kończono zawieszeniem akcji w dramatycznym momencie. Paweł Karpiński w książce Piotra K. Piotrowskiego „Kultowe seriale” zdradził, że niektórzy wybrani już aktorzy rezygnowali tuż przed zdjęciami, bo byli niepewni, co z tego wyjdzie. A wyszło tak dobrze, że kilku aktorów zbudowało na serialu swoją popularność, na przykład Dariusz Kordek. Widzowie tak utożsamiali aktorów z granymi przez nich bohaterami, że Dorota Kamińska, która w filmie uwodzi żonatego Marka Kondrata, słyszała na ulicy obraźliwe słowa od fanek telenoweli. W szczycie oglądalności przed telewizorami zasiadało nawet 16 milionów widzów. A początek serialu zawsze zaczynał się charakterystyczną piosenką. O jakim serialu mowa?

Oczywiście chodzi o „W labiryncie”. Pretekstem do wspomnienia o tym serialu z przełomu lat 80. i 90. jest właśnie muzyka. A konkretnie nowe wydawnictwo doskonałej wytwórni, która przywraca do życia polską muzykę sprzed lat, czyli GAD Records. Teraz przyszedł czas na ten serial.

Jest tutaj łącznie aż 27 tematów, w tym jeden dostępny wyłącznie na kasecie. Najbardziej znane wokalizy śpiewa tu Grzegorz Markowski, a za muzykę odpowiada Krzysztof Marzec. Tak, to ten Krzysztof, kompozytor i słynny pan z Tik-Taka. Tu przygotował zestaw wspaniałych elektronicznych tematów. Pod doskonałymi tytułami! Mój ulubiony to „Hot Dog (Is Sexy)”, ale są też „Spoko”, „Bibi”, „Podejście Grażyny” (napisane z błędem-to biały kruk :), „Wesoły Bączek” i „Smutny Bączek”.

Materiał ukazał się na kasecie w wersji limitowanej (już niedostępny) oraz na CD. Przygotowywana jest wersja na winylu.
Doskonałą muzykę uzupełnia tu super grafika na okładce oraz tekst w książeczce autorstwa Olgi Drendy. Nic tylko czytać, słuchać, no i oglądać!

Przyznaję, mam słabość do pirackich okładek kaset. Dlatego podczas niedawnej wyprzedaży w warszawskim Antykwariacie Grochowskim zakupiłem spooooro kaset. Niektóre tylko dla okładek, inne połowicznie.
Na przykład taka Martika, uwielbiam ją!

Wchodzą na polską stronę Martika.pl traficie na wytwórnię wędlin, ale mi oczywiście chodzi o Martę Marrero, wokalistkę. Amerykanka kubańskiego pochodzenia w 1988 roku wydała debiutancki album „Martika”. I na kasecie znalazł się materiał właśnie z niego. Jest tu największy hit Martiki „Toy Soldiers”. Doskonały to album. Ale wydawca, czyli firma o ładnej nazwie Megaton jednak się do wydania tej kasety nie przyłożyła.

Pomijam samą okładkę. To zresztą był częsty pomysł wydawców kaset przełomu lat 80. i 90. Na okładce umieszczali oryginalną okładkę danego albumu, a do niej dokładali jakąś grafikę. Tutaj ten przedziwny prostokąt z napisem „Martika”.
W środku jest jeszcze ciekawiej. Piosenka „See If I Care” zmieniła się w „IEE If I Care”, a „I Feel The Earth Move” w „I Fall The Earth Move”. No cóż, niby nie dużo, ale jednak kurde brak znajomości języka wyszedł.
W przypadku drugiej kasety takich błędów nie ma.

Błędów nie ma, bo to porządny wydawca. Bułgarska firma wydawnicza Balkanton, której początki sięgają roku 1952. Kaseta z 1987 roku z przebojami Lionela Richie, tytułowym, ale też „Ballerina Girl” i „Say You, Say Me”.

Tutaj nie ma co się przyczepić do okładki, w końcu oryginał. Za to w przypadku trzeciego dziś przykładu żartów nie ma.

To wydawnictwo widmo z przebojami w wersjach weselnego zespołu Szarotka. Nie ma ani wydawcy, ani nic. Jest za to naga pani, częsty sposób na zwrócenie uwagi klienta. Po prostu wrzucenie na okładkę takiego zdjęcia, nawet nie ważne co było na kasecie, okładka przyciągała.

Przyznaję się, mnie też przyciągnęła…
Fantastyczne jest to miejsce, fantastyczne! Piszę o Antykwariacie Grochowskim na warszawskim Grochowie. Doskonałe książki, czasopisma, gadżety, winyle i dziś najważniejsze… kasety magnetofonowe.

Ostatnio trafiłem tam na wyprzedaż kaset. Było tego sporo, choć i tak już przebrane. Ale parę perełek się znalazło. Chociażby kaseta Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk. Oryginalna, z Polskich Nagrań. Tylko już na początku mam kłopot. Kurczę nie wiem, z którego jest roku. Niby wszystkie dane są, ma numer CK-239. Ale nigdzie nie ma daty wydania. Co prawda znalazłem informację, że to wydanie na 25-lecie zespołu. Czyli wychodzi, że z końca lat 70., bo zespół powstał w 1953 roku.

Nie ma za to problemu z rozszyfrowaniem daty wydania kolejnej kasety, którą tam zdobyłem. Oto boski Salvo i jego kaseta z 1984 roku, wydana w Rumunii. Ale tu zaskoczenie, Salvo nie pochodzi z tego kraju, ale ze Szwajcarii i naprawdę nazywa się Salvo Ingrassia.

Album oryginalnie pochodzi z 1978 roku. Zdaje się, że to jego debiut. Ale uwaga, pan śpiewa do dziś. Taki trochę Krzysztof Krawczyk. A kasetę w Rumunii wydała tamtejsza wytwórnia o wspaniałej nazwie Electrecord.

I jeszcze trzecia dziś kaseta, perełka z naszego rynku. Oto Marlena Drozdowska i jej „Bajadera plaża”. Na pewno kojarzycie ją z przeboju „Mydełko Fa” z Markiem Kondratem. Napisał go genialny kompozytor Andrzej Korzyński. Większość numerów na „Bajadera plażę” również.

„Bajadera plaża” to był jej przebój drugiej połowy lat 80., wydany już wtedy na winylu. Ten materiał na kasecie ukazał się zapewne na fali popularności „Mydełka Fa”. Obok Korzyńskiego utwory napisał też Winicjusz Chróst, a tekst do jednego z nich sam Krzysztof Gradowski. A skąd ten ostatni? Ano jest to reżyser serii filmów o przygodach Pana Kleksa. A Marlena śpiewała w filmie piosenkę.

Kasetę wydał Polmark, który miał charakterystyczne kupony. Po wycięciu (tu widać, że już go wycięto) i wysłaniu na adres wydawnictwa można było wygrać kasety.
Jeszcze jedno, okładka. Boska, prawda? Autorem jest doskonały muzyk, grał m.in. z Markiem i Wackiem, Jan Drozdowski. Nazwisko mają państwo nieprzypadkowo identyczne, to małżeństwo. Tylko dlaczego pani Marlena zgodziła się, by mąż zaprojektował jej okładkę? No jest nietypowa, to pewne…











Co to był za zespół, czy raczej projekt! The KLF, znany też jako The Justified Ancients of Mu Mu, albo The JAMs albo też w różnych innych konfiguracjach, czyli projekt Billa Drummonda i Jimmy’ego Cauty’ego to jedna z najciekawszych rzeczy, jaka wydarzyła się w muzyce. W ogóle. I to nie tylko moim zdaniem. Dlatego, kiedy w jednym z warszawskich antykwariatów, zobaczyłem ich kasetę to musiało się skończyć tak, że teraz jest w mojej kolekcji.
Autorzy takich numerów jak „What Time Is Love?”, „3 a.m. Eternal”, „Last Train to Trancentral”, „America: What Time Is Love?” i „Justified and Ancient (Stand by The JAMs)”, wypuścili ten ostatni na płycie „White Room” w 1991 roku. Choć w innej wersji The KLF grali ją wcześniej. W najbardziej znanej wersji gościnnie zaśpiewała gwiazda country Tammy Wynette.
Oto wydany rok później maxi singiel. Pojawiają się tu singlowe wersje „Justified and Ancient„, m.in. housowe „(Make Mine a ’99’)” i „(Let Them Eat Ice Cream)”. I są to fantastyczne wersje.
Samą kasetę wydał Takt Music, który działał zdaje się od 1991 roku.
No nie wygląda to na oryginał, ale przecież wtedy nikt się tym nie przejmował! No prawie nikt.
Charakterystyczny jest forma okładki. Tak było często w wydawnictwach Takt Music. Oryginalna okładka na pół tej, a do tego dorobione napisy. Chyba żeby z daleka było lepiej widać.
—
Luty 1987 roku. Autor tekstów Jacek Cygan odbiera telefon.
„Jacuś, zrobimy razem płytę. Połowa piosenek będzie moja, połowa Alka Maliszewskiego (…) Problem jest tylko taki, że mamy na to dwa tygodnie, ale jakoś to ogarniemy” – usłyszał.
No i ogarnęli. Tym sposobem, Zbigniew Wodecki, który dzwonił wtedy do Jacka Cygan nagrał swoją drugą płytę „Dusze kobiet”. Fani czekali na to aż 11 lat.
Ok, tytuł trochę pretensjonalny. No i serduszko z boku, ale ja pana Zbigniewa zawsze uwielbiałem i wybaczam mu tytuł i serduszko. Zresztą pisałem już o jego pierwszej płycie. Miałem też okazję porozmawiać z nim i to była absolutnie wspaniała rozmowa. TUTAJ przeczytacie fragmenty.
Ale wracając do „Dusz kobiet”. To nie był idealny moment na taki sentymentalny krążek. Wtedy słuchało się w Polsce rocka, Maanamu, Republiki, Lady Pank. Podobno płyta skończyła się gigantyczną klapą, choć Zbigniew był już po sukcesie „Pszczółki Mai” i „Chałupy Welcome To”. Zresztą na kolejną płytę artysty fani musieli poczekać do połowy lat 90.
Kasetę wydał specjalizujący się w wypuszczaniu albumów polskich artystów, Polmark. Kosztowała 1100 zł. Dzisiaj to rzadki okaz.
Producentem nagrań było Zjednoczone Przedsiębiorstwo Rozrywkowe, a panią manager Danuta Dobrzyńska. Okładkę z pięknym panem Zbigniewem zaprojektowała Maria Ihnatowicz, która skończyła warszawską ASP w klasie samego prof. Henryka Tomaszewskiego. Specjalizowała się w projektowaniu książek i plakatów.
No to jeszcze kołysanka z tej kasety, znaczy płyty i słynne „nnnaaa, naaaaa, tuturuuututu”…
—-
W swojej kolekcji znalazłem płytę genialnego Joy Division „Substance 1977-80” z 1988 roku.
Płyta, a w zasadzie kaseta zbiera utwory jeszcze zespołu Warsaw, no i Joy Division, w tym te najsłynniejsze: „Love Will Tear Us Apart” i „Transmission”.
Bardzo prosta, minimalistyczna okładka, wykorzystuje typografię holenderskiego mistrza znaków, Wima Crouwela. Moja kaseta, jest jednak jeszcze bardziej minimalistyczna. To bez wątpienia pirat, nie ma żadnych oznaczeń wydawcy, niczego poza spisem utworów.
Choć, tak naprawdę, minimalizm tego pirata idealnie współgra z muzyką i całą filozofią Joy Division. Genialna płyta, znaczy kaseta.
——
Ja, na przykład, nigdy stojaków czy pojemników nie miałem. Kasety trzymałem w szufladach i na półce. Oczywiście podpisane (na maszynie).
Ale jak takie ładne skarby znalazłem na kocyku u jednego gościa pod halą Mirowską w Warszawie, to nie mogłem się oprzeć. Kupiłem u niego dwa stojaki na kasety i przy okazji 5 ładnych kaset. Ktoś lubił porządek, bo wszystkie miejsca są elegancko podpisane na gustownych plasterkach.
Jak widać poprzedni właściciel w podpisach bawił się różnymi kolorami. No i gustował w klasyce. Bardzo też lubił „przeboje”, a czasami nawet „przeboje z myszką”.
Widać również, że fan muzyki lubił dodawać przed zespołami „the”.
Przyznam, że wyciąganie kaset z tych obrotowych stojaków nie jest jakoś specjalnie wygodne. No, ale nie można mieć wszystkiego.
Wybrałem te kasety, bo pokazują, jak wtedy sami bawiliśmy się w dekorowanie kaset. Wycięte zdjęcie z gazety, spis piosenek na maszynie, no i numery kaset.
Zdaje się, że poprzedni właściciel spisywał również jednostki z licznika ze swojego magnetofonu. To ułatwiało przewijanie na konkretną piosenkę.
A ty, jaki miałeś sposób na ułożenie swojego katalogu kaset?
—–
Posiadacze Commodore 64 czy Atari 65xe dobrze pamiętają, że podczas wgrywania gry z kasety magnetofonowej lepiej było wyjść z pokoju, by nie zakłócać przebiegu wgrywania. Tak robiłem przy grach, które teraz w skrócie przedstawię na blogu.
Wiem, wiem, te gry pochodzą z 1993 roku. Ale firma, która je wyprodukowała, czyli LK Avalon powstała jeszcze w minionej epoce, komputer pochodzi z minionej epoki, no i technologia w zasadzie też. Dlatego postanowiłem dla nich zrobić wyjątek.
Wcześniej pisałem już o innych grach, nie z kaset, TUTAJ
Grałem w te cuda na Atari 65xe, o którym pisałem TUTAJ, a który wygląda tak.
Jak widać, zajechałem na tych grach joysticki.
Obie wyprodukowała firma LK Avalon. To pionierzy polskiej technologii komputerowej. Firma mieściła się w Strzyżowie, ale podobno powstała w pobliskim Rzeszowie, w 1989 roku. Wypuszczali przede wszystkim gry na komputery 8-bitowe. To dzięki nim grałem w takie klasyki jak Robbo, Fred (ukazała się na zachodzie, na mocy porozumienia z brytyjską firmą Zeppelin Games, której gry Avalon wypuszczał w Polsce), czy właśnie Streets i Kampanię Wrześniową.
Ok, przyznaję, Kampania Wrześniowa nie była moją ulubioną grą. Jakoś nigdy nie wciągnąłem się w to zdobywanie kwatery głównej nieprzyjaciela. Po wczytaniu gry (włączając komputer z wciśniętymi klawiszami Start i Option), przechodziliśmy do rozgrywki między wojskami polskimi i niemieckimi, podzielonej na 4 etapy. Więcej wyjaśnia instrukcja dołączona do kasety.
U góry widać też dopisaną przeze mnie ilość jednostek, w których wgrywała się gra. Tradycyjnie okładka takiej gry była raczej umowna, nie widniały na niej screeny z gry, tylko jakieś zdjęcia ledwo przypominające cokolwiek. No grafika wtedy też nie powalała.
Screeny zaczerpnięte ze strony http://ekranownia.atari8.info.
Druga gra to już Streets, z tego samego roku, też LK Avalon. Tutaj we wkładce znalazły się nie tylko instrukcja i opowieść o grze, ale też nazwiska autorów.
A historia zaczynała się tak… Harry niestrudzenie patrolował ulice Megapolis… okazuje się, że został ostatnim stróżem porządku. Pytanie brzmi: czy dzielny policjant zdoła obronić swe miasto?
Tutaj grafika też nie należała do wybitnych, ale było wszystko co potrzeba. Celownik, naboje, życia…
Screen ze strony stare.e-gry.net
I jeszcze jeden dodatek. To muzyczna odpowiedź na jedną z najpopularniejszych gier wideo, Space Invaders z 1978 roku.
Wydana w 1980 roku kaseta SPACE INVASION zbiera piosenki inspirowane grą albo takie, które według twórców w jakimś stopniu były z nią powiązane. Są tu tacy giganci jak Deep Purple, Elton John, Genesis czy OMD. A wśród piosenek kosmicznie brzmiące „Theme From The Space Invaders”, „Riders In The Sky”, „Dancing In Outer Space” albo „Shining Star”. Pełen zestaw wykonawców poniżej.
Nie ma się co czarować, kaseta doskonale podgrzeje emocje przed kolejną rozgrywką w Space Invaders albo inny River Raid…
—-
Sabrina – to imię jest chyba najlepszą kwintesencją popu końca lat 80. Urodzona w 1968 roku w Genui wokalistka była, obok Samanthy Fox, bez wątpienia najczęściej goszczącą panią na plakatach w pokojach młodych chłopaków, nie tylko w Polsce. Kiedy przeglądając kasety znalazłem taki egzemplarz nie mogłem się powstrzymać od opisania go tutaj. Oto dawno już nie uzupełniany dział kasety i „The Best Of” Sabriny.
Kaseta zbiera numery z dwóch pierwszych płyt Sabriny Salerno. Pierwszą wydała w 1987 roku. Miała już za sobą udaną karierę modelki, kilka ról filmowych, czy bardziej telewizyjnych i pierwszy singiel, „Sexy Girl”.
W teledysku ujawniła swoje największe atuty, trudno do nich zaliczy wokal. Disco według Sabriny było przeładowane erotyką i tak jest zresztą do dzisiaj. Ten numer nie zrobił jeszcze wielkiej kariery. Przepustką do niej okazała się inna piosenka z tej kasetowej składanki, „Boys (Summertime Love)”. Tu już Sabrina poszła na całość, także w klipie. Numer okazał się wielkim hitem, szczególnie we Francji. Na świecie sprzedał się w ponad półtorej miliona egzemplarzy.
Inne kawałki ze składanki mają równie jasne co do przekazu tytuły: „Hot Girl”, „Kiss Me” czy po prostu „Sex”. Jest tu też okropny cover hitu Roda Stewarta „Da Ya Think I’m Sexy?”. Ale przecież to czy Sabrina umie śpiewać nie miało kompletnie znaczenia. Chyba najbardziej słuchalną kompozycją jest tu „Like A Yo Yo„. Może dlatego, że jej kompozytorem jest gigant disco, sam Giorgio Moroder, autor największych hitów Donny Summer, którego numery śpiewał także m.in. David Bowie, To również twórca genialnej muzyki filmowej (napisał m.in. „Take My Breath Away” z filmu „Top Gun” – numer został nagrodzony Oscarem).
Kaseta nie powala swoją graficzną oprawą. Co ciekawe, na okładce widnieją inne numery niż są rzeczywiście na kasecie i w wewnętrznej wkładce. Sam właściciel musiał opisać, która strona była A, bo producent, tajemnicza firma MC, nie dała rady.
Na deser występ Sabriny z roku 1988 w Sopocie. Na końcu dostała nawet kwiaty…
PS. W swojej kolekcji mam także taki piękny winyl.
O nim więcej na moim blogu o analogach: winylowetrzaski.wordpress.com
——————————
Charakterystyczne M z logo wytwórni Motown przez kilkadziesiąt lat, dokładnie od lat 60 do w zasadzie końca 80 było synonimem najwyższej jakości muzyki, przede wszystkim soulowej, afroamerykańskiej. Nie ma sensu przybliżać tu historii tej wytwórni. I tak nie zrobię tego lepiej niż znajdziecie na ich stronie: classic.motown.com/history
Wystarczy wymienić kilku artystów, którzy nagrywali dla labelu z Detroit: Stevie Wonder, The Supremes, The Temptations, Marvin Gaye, The Jackson 5, Diana Ross czy Michael Jackson.
Piszę o niej nieprzypadkowo. Dział kasetowy BufetPRL powiększył się bowiem o taki piękny zestaw.
W 1980 roku wytwórnia wypuściła wyjątkową składankę „The Golden Sound Of Motown” zbierającą najważniejsze dokonania swoich artystów. Na 8-płytowej składance znalazło się kilkadziesiąt kompozycji z różnych lat. Została też wypuszczona wersja na 8 kasetach. Taką właśnie ostatnio zdobyłem. Opakowanie wygląda tak naprawdę jakby w środku były winyle. A są kasety z szałowymi, dyskotekowymi okładkami.
Do 7 kaset w stylu the best of dołożona została tu 8 „The New Sound Of Motown” z nowymi błyszczącymi gwiazdami, jak Dr. Strut czy Smokey Robinson. No dobra, ten ostatni nie do końca może spełniał te wymagania, bo od kilku dekad śpiewał i wydawał dla… Motown. Nie zmienia to faktu, że numery są genialne na każdej z kaset.
Jak widać na zdjęciu, do każdej z nich zostały dołączone opisy o artystach.
Zestaw zawiera też specjalną wkładkę informującą o najwyższych standardach nagrania.
To nie pozostaje nic innego jak odpalić naszego pięknego Grundiga i słuchać…
———–
Ten kasetowy wpis jest troszkę wyjątkowy. Niekoniecznie dlatego, że dotyczy oryginalnej polskiej kasety z lat, kiedy ten nośnik u nas jeszcze raczkował. Równie ważne jest to, że pochodzi dokładnie z roku moich urodzin, 1978.
To piękna, w zasadzie kompilacja, „Nie oślepiaj”, wydana przez firmę Wifon. Ten Zakład Usług Foniczno-Wizyjnych pierwszą kasetę wypuścił w 1972 roku, na licencji firmy Thomson. Znalazłem informację, że pierwsze zamówienie złożył w Wifonie słynny impresario zajmujący się ściąganiem polskich artystów za Ocean, pan o pięknym nazwisku Wojewódka Jan. Zamówił 8 numerów katalogowych w łącznej liczbie… 2 tysiące sztuk. No nie jest to imponująca ilość.
W 1972 roku Wifon zapowiadał, że będzie wydawał 1 pozycję 60 minutową… miesięcznie.
Nie były to ambitne plany, ale na pewno po latach wzrosły wielokrotnie.
Nie ma co ukrywać, że jakość nie równała się z zachodnimi odpowiednikami. Także jeśli chodzi o szatę graficzną, co dobrze widać na zdjęciach.
Za cenę 120zł można było jednak mieć fajną wiązankę przebojów przygotowanych przez Poznańską Orkiestrę Rozrywkową PRiTV pod dyrekcją Zbigniewa Górnego. Wokalnie wspierani byli przez grupę FART Janusza Piątkowskiego.
Obok kompozycji chociażby Górnego znalazły się tu wiązanki przebojów, w których można usłyszeć „Satisfaction” albo „Strangers in the night”.
——————————–
Dobra, wystarczy kasetowych pierdół w stylu Kriss Kross albo ICE MC, czas na poważną twórczość. Oto dwie genialnego płyty, dwóch genialnych jazzmanów. Oryginał i taki oryginał nie do końca. Najpierw oryginał.
Trudno o lepszy tytuł dla tej płyty geniusza Johna Coltrane’a jak nie „Giant Steps”. To co Trane wyczynia tu wraz ze swoją sekcją to jedno z najważniejszych nagrań w historii jazzu. Jak nie ma tej płyty w jakimś rankingu najważniejszych płyt w historii muzyki w ogóle to znaczy, że ranking robił Artur Szpilka albo Walentina Tierieszkowa.
Kolega z poniższej kasety, Miles Davis mówił o nim tak: „Trane was the loudest, fastest saxophonist I’ve ever heard. He could play real fast and real loud at the same time and that’s very difficult to do … it was like he was possessed when he put that horn in his mouth. He was so passionate- fierce – and yet so quiet and gentle when he wasn’t playing.”
Wydany po raz pierwszy w 1960 roku materiał został wznowiony na kasecie najprawdopodobniej w latach 80. Wydała to firma Atlantic/Warner. To jest oryginalne, zachodnie wydanie. Ma kod kreskowy, no i profesjonalne nadruki na samej kasecie. Różnicę słychać też w jakości. Nielegalny Miles brzmi dużo gorzej.
„Doo-Bop” Miles Davis nagrał 30 lat po powstaniu „Giant Steps” Coltrane’a. Nie jest to jakieś największe osiągnięcie Davisa, no ale to wciąż Miles. Zresztą on sam nie zdążył jej w pełni skończyć. Krążek został jednak „dograny” i wydany niedługo po jego śmierci.
Wydała to firma F&R, która miała całą jazzową serię z tym strasznym kolorem w obramówce okładek płyt. Na samej kasecie mamy tu już nie tyle nadruk, co naklejkę z nazwą płyty. Oj F&R się nie postarali. Swoją drogą ciekawe co oznacza ten skrót, Franek i Rysiek, Franciszka i Romek…?
——————————–
Co ma wspólnego znakomity magazyn muzyczny „Noise” z naszym blogiem? Otóż sporo. To zdjęcie z najnowszego numeru gazety trochę wyjaśni.
Tak się zdarzyło, że nowy dział Analogowe Wychowanie Muzyczne prowadzę… ja 🙂 W pierwszej części cyklu opowiadam o kasetach magnetofonowych, a tekst ilustrują m.in. przedmioty z naszych zbiorów.
Przeczytacie w nim m.in. o przegrywaniu kaset w miejskiej bibliotece w Słupsku na początku lat 90, pierwszych sklepach z kasetami w Warszawie, sprzęcie do ich odtwarzania i wielu innych ciekawostkach.
Polecam serdecznie „Noise” (ten numer ma dwie wersje okładki) wszystkim fanom nieoczywistych dźwięków. Gazeta jest do kupienia m.in. w salonach Empik. A już w nowym roku i w nowym numerze kolejna opowieść.
———————————————————
Spotkanie z Jarre’em, winyl z autografem – tego doświadczyłem ostatnio i o tym więcej na moim winylowym blogu TUTAJ.
A wszystko zaczęło się wiele lat temu od takiej kasety…
Koncertowe wydawnictwo „Live” ukazało się w 1989 roku i zawiera kawałki zarejestrowane podczas 2 koncertów Jean Michel Jarre’a w Londynie. W Polsce kasetę wydał jeden z wesołych piratów, Mercur.
Znajduje się na niej tyle piosenek co na oryginale, ale już poprawnością nazw grafik się nie przejmował. W jednym miejscu numer nazywa się „L’Emigrant”, ale już w drugim „N’Emigrant”. Możecie też dostrzec kilka innych błędów.
Nie zmienia to faktu, że to znakomita płyta/kaseta. Powstała rok po debiucie doskonałego „Revolutions”. Jarre był wtedy w znakomitej formie. Nie inaczej jest zresztą teraz, przy okazji wydania nowej płyty „Electronica 1 The Time Machine”. Polecam fragmenty wywiadu z JMJ na winylowetrzaski.wordpress.com
—
Bootlegi, czyli nieformalne wydawnictwa - Depeche Mode doczekało się ich mnóstwo. Na przykład takiego.
„A Matter Of Taste” to koncertowy bootleg zarejestrowany w kwietniu 1986 roku w Kopenhadze, w ramach trasy „Black Celebration Tour”. Depeche Mode (wtedy kwartet) zagrali w jej ramach kilkadziesiąt koncertów. Koncertowa setlista obejmowała takie numery jak „Black Celebration”, „People Are People”, „Photographic” czy „Boys Say Go!”. Na tej kasecie jednak nie wszystkie znalazły swoje miejsce. Materiał, wydany też zresztą na CD i winylu, to wyrywek, bez początku i końca koncertu. Ogółem 13 numerów.
Firma MG, nie wiedzieć czemu reklamuje tą kasetę napisem 1992, nigdzie nie pisząc, że koncert pochodzi z 1986 roku. Zdjęcie na kasecie to już nie ich wina, bo takie jest po prostu na tym bootlegu. A jest na nim tylko sam Dave Gahan i to rozpikselowany, że ho ho.
Ale to nie zmienia faktu, że ten koncert był genialny. Usłyszeć na żywo „Something To Do”, „Blasphemous Rumours”, a przede wszystkim „It’s Called A Heart”! Zazdroszczę tym, którzy mieli okazję.
Polski wydawca, tradycyjnie już, na swojej kasecie wypisał złote słowa: „All Rights Of The Record Producers And Of The Owner Of The Recorder Work Reserved”.
—-
Kaseciakowy czas na dwie płyty A-ha, choć kasety są… trzy.
Na początek kompilacja „Headlines and Deadlines: The Hits of A-ha” z 1991 roku. Kilkanaście największych przebojów norweskiej grupy plus jeden nowy kawałek, singiel „Move to Memphis”. Są tu same hity, więc niespecjalnie jest się co rozpisywać. Kasetę wydała Gana Studio. Znalazłem taką działającą wytwórnię, ale to jakiś azjatycki producent więc nie sądzę, by miał coś wspólnego z tą kasetą. Sama kaseta jest bardzo popularnej w latach 90. firmy Takt. Niestety ma również bardzo popularną wtedy wadę, na samej kasecie nie było napisane co jest na niej nagrane, trzeba było podpisać sobie samemu.
A teraz dwie kasety z pozoru z tym samym materiałem. To czwarty krążek A-ha „East of the Sun, West of the Moon” z 1990 roku. Na nim m.in. takie znakomite numery jak „Crying in the Rain” czy „Early Morning”. Troszkę jest tu mroczniej niż na poprzednich płytach. Pewnie niewielu wie, że ten pierwszy to cover przeboju The Everly Brothers z początku lat 60. A brzmi tak:
Pierwsza kaseta „East of the Sun, West of the Moon” została wydana przez „podróbkę” firmy Takt - Tact. Zresztą więcej firm robiło takie myki, był też wydawca „Tak!” i po tym „Takt” dodawał nawet specjalne informacje do swoich kaset, że „Tak!” to nie „Takt”. W każdym razie firma Tact też nie przejmowała się opisaniem zawartości na kasecie. Dodała za to zabawny dopisek do okładki: „Stereo. Also Playable Mono”.
Druga kaseta różni się, bo zawiera… jeden numer mniej. Tutaj nie zmieścił się kawałek „The Way We Talk”. Może wydawca, firma Brawo, miała za krótkie taśmy. Dodatkowo firma Brawo zmieniła okładkę płyty, ale to w tamtym czasie nie było wcale takie dziwne. Brawo reklamuje się też dobrym sloganem na kasecie: „Tylko kasety firmy Brawo uprzyjemnią twój czas: -gwarantowaną jakością odbioru zapisu; -doborem repertuaru muzycznego”
Miałem okazję usłyszeć A-ha kilka lat temu na żywo w Łodzi i był to niesamowity koncert, pokazujący ogromne możliwości wokalne Mortena Harketa. Oby panowie jeszcze do nas powrócili. Jest szansa, bo po wakacjach ma ukazać się ich nowy album!
—
A teraz trochę muzyki filmowej. Tym razem trzy soundtracki z kultowych produkcji z lat 80., dwóch filmów i jednego serialu.
Zacznijmy od „9 i 1/2 tygodnia”. Film Adriana Lyne’a z 1986 roku z Mickeyem Rourke i Kim Basinger. Gościnnie widać też tu przez moment, w scenie na przyjęciu, Rona Wooda z The Rolling Stones. Oryginalną ścieżkę dźwiękową skomponował nieżyjący już, bardzo doświadczony kompozytor John Nitzsche. Numer promujący ten film napisał jednak gitarzysta Duran Duran, John Taylor. Przesympatyczny gość, z którym miałem okazję kiedyś robić wywiad do dodatku „Kultura” Dziennika Gazety Prawnej. Piosenka „I Do What I Do” była jego pierwszą solową produkcją poza Duran Duran.
Na soundtracku, kasecie, znalazły się też numery innych gwiazd lat 80.: Coreya Harta, Joe Cockera, Bryana Ferryego, Dalbello, Devo i fenomenalny numer Eurythmics „This City Never Sleeps”. Kaseta wypuściła firma Exton.
Druga kaseta to już inny wydawca i nieco inna muzyka. Chodzi o soundtrack do obrazu „Coctail” z Tomem Cruisem i Bryanem Brownem. Tutaj słyszymy takie gwiazdy jak Bobby McFerrin, Ry Cooder, Little Richard czy The Beach Boys.
Wykorzystana w filmie piosenka tych ostatnich, „Kokomo”, była nawet nominowana do Grammy, ale przegrała z „Two Hearts” Phila Collinsa. Wydawcą kasety jest firma Top Music, która zadbała o złote elementy na nadruku na samej kasecie. Niestety zabrakło napisów pokazujących określone strony kasety, więc trzeba je było zrobić samemu.
Na koniec kultowy serial i chyba jeszcze bardziej kultowa muzyka. Miałem okazje jakiś czas temu usłyszeć ją na żywo podczas koncertu Clannad w Warszawie i wciąż robi wrażenie. Oto „Robin z Sherwood”, nazywany też po prostu „Robin Hoodem”.
W dwóch sezonach grał go Michael Praed, a w trzeciej syn Seana Conneryego, Jason. Soundtrack Clannad słusznie dostał nagrodę BAFTA za najlepszą telewizyjną ilustrację muzyczną. Najbardziej znany jest oczywiście motyw przewodni, ale na mnie zawsze największe wrażenie robił ten:
—
Czas na przełom lat 80. i 90. Historia muzyki hiphopowej, rapu miała też takie oto odcienie.
Drugi album Stanley’a Kirka Burrella, czyli M.C. Hammera ukazał się w 1988 roku, na dwa lata przed tym jak świat usłyszał jego „U Can’t Touch This”. Ale „Let’s Get It Started” też odniósł sukces, dwukrotnie pokrył się platyną. Szczerze mówiąc, nie byłem jednak w stanie przesłuchać go w całości. Sposób rapowania Hammera i jego głos są mówiąc delikatnie denerwujące.
Podobnie zresztą jak wokal Roberta Matthew Van Winkle, czyli Vanilla Ice. Jego debiut „To the Extreme” ukazał się w 1989 roku i odniósł ogromny sukces, którego na szczęście Vanilla już nigdy nie powtórzył. W największym hicie z tej płyty, „Ice Ice Baby”, Vanilla Ice użył sampli z „Under Pressure” Queen i Davida Bowiego. Na początku się tego wypierał, no ale w końcu przyznał rację i przestał zgrywać głupka. Podobno napisał ten numer w 15 minut, jak miał 16 lat. Dzięki sukcesowi tej piosenki Vanilla został pierwszym białym raperem, którego materiał pokrył się platyną. Nie wiem jakim cudem został przy okazji przez magazyn „People” uznany jednym z 50 najładniejszych ludzi na świecie. Co ciekawe, Vanilla Ice wcześniej otwierał koncerty M.C. Hammera. Myślę, że przy okazji warto wspomnieć, że podczas jednego z koncertów w 1998 roku rzucił w publikę dwa egzemplarze swojej płytki… publiczność odrzuciła mu je z powrotem.
Myślę, że przy tych płytach trzeba się zatrzymać na chwilę przy okładkach. Wydawca Brawo (wcześniej opisywałem już jego kasety, spójrzcie poniżej) sam je bowiem wymyślił! Dołożył bowiem zdjęcia z gazet „Bravo”, całość okraszając napisami w stylu: „High precision mechanism produced in accordance with world standards”. Nie mniej stylowo wydawca nazwał swoje studio w miejscowości Mrozy: Professional Duplication Studio L. Dziugieł.
Przy płycie Kris Kross już tak nie wariował. Oszczędności widać w środku, wkładka ma czarno-biały nadruk. Sama płyta gości z majtkami założonymi tył naprzód ukazała się w 1992 roku. Na „Totally Krossed Out” największym hitem okazał się „Jump”, który sprzedało się w ponad 2 milionach egzemplarzy. Członkowie kapeli mieli wtedy niecałe 15 lat…
—
W miesięczniku muzycznym Non Stop ze stycznia 1988 roku, o którym pisaliśmy TUTAJ można znaleźć taką recenzję pewnej płyty:
„Inteligentny pop – to chyba najlepsze określenie tej muzyki i tej płyty (…) ledwo uchwytny romantyzm z przebojową dynamicznością i niezbyt może nadętą pompatycznością dają w efekcie płytę, której słucha się w spokojnie i miłe wieczory z prawdziwą przyjemnością” – to fragment tekstu autorstwa Tomasza Słonia.
Mowa o płycie „Music For The Masses” z 1987 roku. To 6 krążek w karierze Depeche Mode. Został wydany w czasach, kiedy płyty ukazywały się jeszcze na kasetach (chociaż teraz też to się zdarza) na co mam trzy dowody.
Najpierw oryginał z mojej kolekcji. To kaseta wypuszczona w Polsce (ma hologram potwierdzający oryginalność), ale wyprodukowana w Holandii. W książeczce teksty i zdjęcia.
Z kolejną kasetą jest już nieco gorzej. Wydała ją toruńska firma Europa i choć widnieją tu napisy „Proffesional Recording”, trudna nazwać to wydawnictwa profesjonalnym. Nie ma nadruku na samej kasecie. Okładka jest opatrzona dziwnym zestaw barw oraz znaczkiem z podniesionym kciukiem, a z boku jest napisane „Compact Disc”, czym raczej profesjonalnie nie nazywano wtedy kaset.
Wkładka najwięcej niespodzianek dostarcza w środku. Pomijając literówki w nazwach piosenek, autorzy tego wydawnictwa stworzyli w ogóle nowe numery Depeche Mode. Powstały kawałki „Sacred Little 15”, a z „Pleasure Little Treasure” zrobiły się piosenki „Pleasure” oraz „Little Treasure”.
Jeszcze inną strategię obrał wydawca „As”. Otóż tutaj jest w ogóle zmieniona ilość numerów, ich liczba i kolejność.
Mało tego, zmienił się też autor piosenek. Martin Gore został Martinem Goorem.
Jak widać polscy wydawcy sami tworzyli płyty i ustalali jakie mają być numery.
—
22 czerwca tego roku, na warszawskim Torwarze wystąpi jedna z najważniejszych grup popowych ostatnich kilku dekad, Roxette. Per Gessle i Marie Fredriksson obchodzą w tym roku 30-lecie wspólnego muzykowania, stąd jubileuszowa trasa. Wyszła nawet z tej okazji płyta. Ale przecież to nie miejsce na zajmowanie się nośnikami CD. My tu o kasetach rozmawiamy. A więc, proszę bardzo!
Oto zestaw kaset Roxette z mojej prywatnej kolekcji. Pięć różnych płyt, od debiutu „Pearls Of Passion” z 1986 roku, przez przebojowe „Look Sharp!”, po piąty krążek „Crash! Boom! Bang!” z 1994. Każda wydana w innym stylu i inaczej „zaprojektowana”.
Projekty polegają głównie na wariacji polegającej na zabawie z prawdziwą okładką, choć na przykład buzia świnki na „Joyride” nieco zaskakuje. Największe wrażenie robi „Crash! Boom! Bang!”, bo to autorski projekt. Wykonała go, niestety tajemnicza dla nas, firma Times Records.
Inny przykład to kaseta firmy Prokom International, czyli Professional Communication z Warszawy. Jak widać twórczość ówczesnych grafików nie miała granic…
Co do samej muzyki. No cóż, albo się Roxette uwielbia albo nienawidzi. Ja tam od dziecka uwielbiam. Miałem okazję rozmawiać z Perem Gessle, jednym z najbogatszych Szwedów, który na przykład pracuje czasami z genialnym Antonem Corbijnem. Okazał się przesympatycznym i bardzo komunikatywnym gościem. Wtedy pokochałem Roxette jeszcze mocniej…
—
O fantazji tych, którzy projektowali polskie wersje okładek kaset pisaliśmy wielokrotnie niżej. Czas na przyjrzenie się temu, co posiadasz kaset mógł zrobić w domu sam. Twórczość była może mniej porywająca, ale za to wymagała czasu.
Jak widać na zdjęciu projektowanie to zdaje się za duże słowo. Chodziło o czytelne pokazanie tego, co znajduje się na kasecie. Maszyna do pisania, a później komputer. To były narzędzia.
Obok wpisania artystów oraz piosenek trzeba było też oczywiście dołożyć coś od siebie. Na przykład takie rzeczy jak na poniższych zdjęciach.
Od razu wiadomo kto nagrywał, kiedy i gdzie. Jak widać czasami dochodziło do błędów. Trzeba było zapomnianą piosenkę dopisać długopisem.
Kolejne zdjęcie pokazuje, że trzeba było również podpisać samą kasetę. „Way” to wymyślna ksywa autora przegrywanej kasety.
Kolejne dwie sztuki to przykłady komputerowej sztuki. Tutaj można się było popisać na przykład dorysowaniem linii.
Na deser twórczość najbardziej zaawansowana. Własny projekt wykorzystujący zdjęcie artysty, do tego liternictwo i specjalne dodatki.
Oczywiście wszystkie kasety miały także opisy z boku, żeby łatwo można je było znaleźć w szufladzie w biurku.
Na powyższym zdjęciu widać też jeden opis – „Way Colection part: 6” – do własnej kompilacji. One też były nieodłączną częścią dyskografii szanującego się zbieracza kaset.
—-
W mojej podstawówce w Słupsku były dwie grupy. Jedna to fani zespołu Guns’n’Roses, druga fani Queen. Ja należałem do tej drugiej i nie muszę mówić, że byłem w mniejszości. Gorzej wyglądałem, bo nie nosiłem spodni z dziurami. Siłą rzeczy Kaśka, w której się wtedy kochałem, patrzyła na mnie raczej mało przychylnie. Nie znaczy to, że nie miałem kaset z Gunsami, ale dużo więcej uzbierałem tych z Queenami. Co jest pewnie też wynikiem tego, że do końca mojej podstawówki i później liceum Gunsi wydali 5 płyt, a Queen kilkanaście (nie licząc solówek Freddiego).
Kilka kaset Gunsów mam do dzisiaj. Najczęściej wracam do dwóch części „Use Your Illusion”.
Obie ukazały się w 1991 roku. Pierwsza w samych Stanach sprzedała się w ponad 7 milionach egzemplarzy. Gościnnie pojawił się na niej sam Alice Cooper. To tutaj znalazły się takie hity jak „Don’t Cry” i „November Rain”. Na „Use Your Illusion II” znalazły się inna wersja „Don’t Cry” oraz m.in. „Civil War” i „Knockin’ on Heaven’s Door”.
Praca nad tym krążkiem nie była łatwa, bo zespół przechodził trudny czas. Jak wspominał sam Slash wraz z Duffem McKaganem wypijali dziennie półtora litra wódki. Podobno w tym czasie Axl Rose kontaktował się z resztą członków za pomocą managmentu. Slash niespecjalnie lubi powracać do tego krążka. Nie podoba mu się w nim wykorzystanie klawiszy. Ale jak sam powiedział w bardzo ciekawej opowieści o tej płycie na stronie musicradar: „There’s a lot of good crap on those Illusion records”.
Na tych polskich wydaniach ponownie widać inwencje grafików. U góry okładki kasety wystaje jakby fragment płyty CD. Jest też nazwa firmy: Stereo Style. Ciekawe, że firma o tej nazwie wciąż istnieje i zajmuje się wciąż tłoczeniem kaset.
—-
Dyskoteki na przełomie lat 80. i 90. w Polsce wyglądały momentami dziwnie. Organizowano je na przykład w salkach katechetycznych przy kościołach. Poza tym oczywiście w szkołach. Jaka królowała wtedy muzyka? Na przykład taka jaką można znaleźć na tej kasecie z naszej kolekcji.
Składanka „Disco 89&90” została wydana w cyklu Brawo. Seria przyciągała okładkami, na których królowały panie w dość beztroskich strojach. Obok coś w rodzaju obrazka płyty winylowej. Konsultantem tej składanki był K. Zieliński. Niestety nie udało się nam rozszyfrować kim jest ten pan specjalista.
Za to w środku znalazła się informacja, że kasetę wyprodukowała firma z miejscowości Mrozy – Audio Cassette Produkcja odpowiadająca za dziwne rzeczy: C-O, konfekcjonowanie oraz fonografię.
Na jednym z forów udało nam się znaleźć bardzo ciekawą informację dotyczącą kultowego programu telewizyjnego „Sonda”. Otóż jak pisze internauta: „Sluchajcie wszystkie odcinki sondy wydala na kasetach firma BRAVO na pocztaku lat 90tych. Byly to czasy kiedy mozna bylo wszystko na prawo i lewo kopiowac. Kasety byly ponumerowane od 1- 32 na kazdej chyba 4 odcinki. Ja mam 3 kasety o numerach 32, 2 i 23. Kupilem je w Gdansku wrzesczu w Domu książki”.
No dobrze, przejdźmy jednak do naszej składanki „Disco 89&90”. Co na niej?
Wbrew nazwie znalazły się tu nie tylko numery z wymienionych lat. Jest bowiem chociażby „Buffalo Stance” znakomity singiel Neneh Cherry z 1988 roku z jej debiutanckiej płyty wydanej rok później. No dobrze, czyli w sumie ten numer można podciągnąć od 89. Ale już „Wild Thing” rapera Tone Lōca zostało ewidentnie wydane w 1988. Ballada „I Live for Your Love” Natalie Cole ukazała się jeszcze wcześniej, bo w 1987. Tak samo napisane pierwotnie do reklamy Coca-Coli „First Time” w wykonaniu Robin Beck.
Ale nie skupiajmy się na datach, tylko na hitach. Są tu przecież chociażby „Straight Up” Pauli Abdul, „All She Wants is” Duran Duran i Samantha Fox z kowerem piosenki Dusty Springfield „I Only Want to Be with You”.
Oczywiście jak w przypadku większości tego typu piratów (chyba nie wierzycie, że to oryginał) najfajniejsze było poszukiwanie błędów w angielskich słowach i na szczęście tutaj też są. Piosenka brytyjskiego duetu Climie Fisher nie nazywa się tu „Love Like A River”, ale „Love Like A Rever”. Najfajniejszy jest jednak błąd w nazwie zespołu. Otóż numer „Tracie” śpiewa Lovel 42, nie Level 42. Jest tez dziwny wykonawca, Michale Ball.
Ale nie czepiajmy się, przecież sam tutaj na pewno popełniam wiele błędów. Ważne, że każda ze stron zaczyna się dance’owym wstępem o dumnej nazwie „Mix A Lot”. Na pewno odpowiada za nie tajemniczy K.Zieliński…
—-
Urodził się w Anglii, pochodzi z Jamajki, jest malarzem i uprawia coś co nazywa się eurodance. Trudno o bardziej absurdalne zestawienie, ale w przypadku Iana Campbella, czyli Ice MC się sprawdziło.
Jego kariera zaczęła się pod koniec lat 80., kiedy spotkał na swojej drodze Roberto Zanettiego, czyli Savage’a. Ten pomógł mu przy pisaniu numerów, w tym wielkiego hitu Ice MC „Easy”.
Swój debiutancki krążek „Cinema” wydał w 1990 roku. A jako nastolatek uczył się na cieślę… Potem złapał bakcyla breakdance’u. Następnie jako DJ próbował swoich sił we Włoszech. Ice MC lubi koty, piwo…, no dobrze przejdźmy do muzyki.
Kaseta ma ciekawe dodatkowe napisy na opakowaniu. Na okładce widzimy nazwę wydawcy, Holiday Music. Jest nawet numer telefonu w Warszawie. Wątpliwości budzi duży napis „This Is Original Trade Mark”. Nie sądzę, żeby Ice MC miał od Holiday Music jakiekolwiek tantiemy. Na samej kasecie kolejny oryginalny napis: „Proof of Purchase Polaroid”. Nie podejmujemy się jego rozszyfrowania…
Wracając do Ice MC. W 1996 roku jego kawałek „Think About The Way” wykorzystano w filmie „Trainspotting” - oto dowód: https://www.youtube.com/watch?v=Ag1khUXhQwk
Najciekawsze jest to, że Ice MC wciąż koncertuje…
—-
Czas na osobną kasetową sekcję, którą rozpoczyna wyjątkowy materiał dzisiaj uznanego aktora Marka Wahlberga. Oto Marky Mark And The Funky Bunch.
Płyta „Music For The People” to ich debiut z 1991 roku. Materiał wyprodukował m.in. brat Marka Donnie, który śpiewał w New Kids On The Block. Na tej płycie znalazł się ich wielki hit „Good Vibrations”. Zespół już po dwóch latach przeszedł do historii, ale tego hiphopowo-funkowo-dance’owego materiału słucha się dzisiaj zaskakująco dobrze.
Kasetę wypuścił u nas kasetowy gigant tamtego czas, firma TAKT. Klasycznie wykorzystano oryginalną okładkę i dodano do niej straszne napisy. Sama kaseta nie miała już żadnych nadruków.
A technotronic masz?
Oczywiście, na pewno się tu znajdzie.
[…] Kasety […]
nie masz przypadkiem Princea ?, a szkoda 🙂
Mam, mam, ale zapasów jest tak dużo, że nawet Książe musi poczekać 🙂
Pamietam wszystko z zamieszczonych tu materiałów. Ech, to były czasy… Ja wówczas byłem fanem formacji?, kompozytorów? wydających albumy pod nazwą Laser Dance. Uwielbialem, zreszta nadal jestem fanem szeroko pojedtej muzyki elektronicznej. Słuchalem również Koto, Kitaro i oczywiście J.M. Jarre’a, na ktorego koncercie byłem w Gdańsku. Niezapomniane przeżycie. Pozdrawiam cały Bufet i czekam na więcej wspominek… 🙂
Dzięki za miłe słowa! Laser Dance też uwielbiam, tylko cholera gdzieś zgubiłem kasety 😦 Jak byś chciał się jakiś pozbyć to daj proszę znać 🙂
To co prezentujesz na blog, poza oczywistych faktem, że nie ma to nic wspólnego z PRL-em, jest zestawem bardzo kiepskich wydawnictw, wydawanych przez półlegalnych, nie legalnych, pirackich, wydawców. Wszystko jest tutaj do dupy. Poligrafia, jakość nagrań, itp.
Oczywiście w PRlu wydawano legalne wydawnictw, w bardzo dużych nakładach, bardzo ciekawe, poźniej z resztą też…..
Częściowo masz rację. Kasety te są oczywiście już z lat 90., ale przecież wiele materiałów z nich powstało wcześniej jak PRL istniał i dobrze o nich wiedzieliśmy. Zresztą kasety też już były w PRLu. Oczywiście, że jakość jest beznadziejna i okładki też, ale właśnie o to tu chodzi. Jak dziki był wtedy i durnie kreatywny rynek, na który tutaj patrzę z przymrużeniem oka 😉
dokładnie tak…zbieram kasety i najbardziej lubie te najdziwniejsze wynalazki,prymitywne na dodatek 🙂 diony
A można je gdzieś zobaczyć? 🙂
jak masz facebook, to zapros mnie do znajomych,,,,w galeriach mam fotki zbiorów,,,,,,dionizy diony sikora
A jest Pan zainteresowany kasetami?
[…] wpis łączący ten blog z moim drugim, opowiadającym o kolekcji przedmiotów z poprzedniej epoki BufetPRL.com. Oba blogi łączy postać twórcy, który przed laty wprowadził elektronikę na nowe tory, Jean […]
A ja tęsknię za czasami lat 90 tych . Obowiązkowo kilka razy w tygodniu po szkole do jedynego sklepu w moim mieście – po zakup TAKT-u lub MG Records. Ja to kupowałem sam metal trochę punka . Trochę się tego nazbierało . Minęło 20 lat a ja znowu się zakochuję w kasetach i grzebię po aukcjach . I najlepszy klimat mają nie te z hologramem ale własnie te niby pirackie. I nie zgodzę się z tym że jakość dzwięku była zła. A TAKT-y to już w ogóle było Mistrzostwo Świata 🙂 . Posłuchać czysto z Cd – co w tym przyjemnego ? Posłuchać z winyla czy starego analogu – to jest COŚ . Kto zna klimat tamtych lat – wie o czym mówię:-) . Strona bardzo fajna . Pozdrawiam kaseciaków
Fakt, że TAKTY się wybijały. Dzięki!
dokładnie tak,przy okazji zapraszam na facebook do grupy,,,,dolby desperat zine 🙂
Posiadam całe kartony:)
Miałem kiedyś kolekcję kaset „Euro Hi-Fi Disco”, wydawca firma Exton. Seria (jeśli się nie mylę) zawierała od 25 do 30 kaset. Z całe serii zabrakło mi numeru 22 na którym był utwór „Sedaya noch”.
ja zbieram głównie metal na piratach,,,okładki deck,naszywki,plakaty,,,magazyny muzyczne,,,oczywiście obowiązkowo z tamtej epoki,,,w razie jak by co zapraszam do znajomych na fejku,,,,dionizy diony sikora albo,,,,brodernasikora@gmail.com
Mam stare brawo z Metallicą….i jeszcze jakieś metalowe zespoły…
Poszukuję kasety z firmy Brawo z miksami nazywała się chyba Disco Summer Hits Mix dokładnie nie pamiętam…może ktoś posiada ? lub ma skany okładek?
Poszukam…
Sorry, ale jak Dave Gahan Może być rozpikselowany w 1992 roku, skoro nie istniała wtedy fotografia cyfrowa? Po polskiemu to chyba masz na myśli rozmyte zdjęcie. ANALOGOWE jak wszystko wtedy.
No trochę już chyba istniała 🙂 zdaje się, ze pierwszy komercyjny aparat cyfrowy pojawił się w 1990 roku
Te „gustowne plasterki” ze stojaków na kasety były za PRL-u nazywane „gęsia skórka”. Normą było, że pisało się coś na gęsiej skórce. Nazwa wzięła się to z charakterystycznego wyglądu tej taśmy samoprzylepnej, przypominającej właśnie skórę oskubanej gęsi. Później, w latach 90-tych zarówno taśma jak i nazwa wyszły z użycia.
wszystko się zgadza 🙂 Pozdrawiamy!
Witam, mam prośbę, szukam jednej polskiej piosenki której nie mogę znaleźć w wyszukiwarce, a znam refren” śmiej się śmiej z uśmiechem zawsze lżej, chociaż czasy przyszły złe” Był to drugi utwór na kasecie składankowej magnetofonowej, na zdjęciu była kobieta z gołymi piersiami, a pierwszy kawałek na kasecie to Abracadabra- Steva Millera, a druga włąsnie ta, śpiewana przez kobietę. Ciągle ten kawałek siedzi mi w głowie, a niestety nie mogę znaleźć nagrania, ani wykonawce, Proszę o pomoc.
Dzień dobry, zdaje się, że chodzi o utwór „Śmiej się śmiej!” grupy Bolter. Pozdrawiam
Witam, też poszukuję tej piosenki. Wykonawca Bolter95
Mam ją nagraną na kasecie magnetofonowej, jest to już kopia kopii ale jest w calości.
Pozdrawiam
W jednym artykule widziałem okładki kaset zespołu Charyzmaty – mam dwie inne ale szukam nagrań z tych, które nie posiadam. Czy możliwy jest jakaś wymiana nagrań? Pozdrawiam 🙂
O które dokładnie chodzi? 🙂
W.
Na zdjęciu są dwie okładki do kaset Charyzmatów: „Modlitwa za ojczyznę”, „Pamięci księdza Jerzego”. O nie mi chodzi.
Ok, przykro mi, ale nie wymieniam tych rzeczy. To pamiątki z rodzinnego archiwum 🙂
Pozdrawiam
Nie chodzi mi o wymianę oryginałów ale o ich kopie. O ile to możliwe.
Tylko nie mam jak przegrać 😦
A z kasety na kasetę? Jeżeli można to proszę pisać na wk_malarz@wp.pl – (żeby nie zaśmiecać komentarzy)
Mam cały karton rozmaitych kaset czy Pan lub ktoś jest zainteresowany wymianą (zbieram sporo rzeczy), albo zakupem? Kontakt
zsssp8@gmail.com