W 1989 roku magazyn „Komputer” opublikował listę cen z giełdy wrocławskiej. Atari 800 XL kosztowało ponad 400 tysięcy złotych. Commodore C64 ponad 600 tysięcy, a Commodore Amiga 500 – nawet 2 miliony. Przy średnich zarobkach w Polsce wynoszących wówczas nieco ponad 200 tysięcy złotych miesięcznie nie były to małe kwoty. Kilka pensji. Kurczak kosztował wtedy 5 tysięcy, a pół litra wódki niemal 12 tysięcy. Oznacza to, że commodore był wart tyle, co 120 kurczaków albo 50 butelek wódki. Z kolei na początku lat 90. Amiga kosztowała około 5 milionów, przy średniej pensji wysokości około 2 milionów. No właśnie Amiga. Chyba w przypadku akurat tego komputera słowo kultowy nie jest przesadzone. I tak, nie może być inaczej. Mam ją w swojej kolekcji.
Jako komandosi walczyliśmy z obcymi na stacji kosmicznej w Alien Breed, ścigaliśmy się w Lotus, rozgrywaliśmy mecze w Sensible Soccer, zmienialiśmy się w żołnierzy w Cannon Fodder, lataliśmy helikopterem w Desert Strike. Amiga to z hiszpańskiego „przyjaciółka” i faktycznie ten komputer w latach 90. był przyjacielem wielu z nas. Zresztą znakomicie sprzedawała się na całym świecie. Nie tylko jako maszyna do gier. Używano jej do prac graficznych i nagrywania muzyki. Korzystali z niej chociażby raperzy z Kalibra 44. Tak Amiga 500, córka Commodore 64. Tu nie było kaset, tu już były dyskietki.
Ale moment, za nim do niej przejdę, to warto powiedzieć, że Amiga szybko stała się legendą. Wobec poprzedników jej osiągi nas zabijały. Fakt, był to kawał komputera, ciężka jak cholera, ale ileż na nią było wspaniałych gier. Zresztą podobno gier i programów kompatybilnych z Amigą ukazało się kilkadziesiąt tysięcy. Do tego – w latach 90 – doszło kilka czasopism specjalizujących się tylko w programach i grach na ten komputer: „Amigowiec”, „Magazyn Amiga” i mój ulubiony „Kebab Commodore”, to tylko niektóre z nich. Faktem jest, że w sumie szybko pojawiły się pecety i konsole Pegasus, ale co nam Amiga wyryła w głowach, to tylko my wiemy.
Przyznam, że w latach 90. nie miałem tego skarbu. Kupiłem go dopiero po latach. To gra „Back to the Future II” wydana w 1990 roku. Nie będę ukrywał, że uwielbiam film, na podstawie którego oparto grę. Tutaj przenosimy się – wraz z bohaterami gry i filmu – do roku 2015. No i mamy deskorolki bez kółek i takie tam skarby „z przyszłości”.
Do samej dyskietki z grą jest instrukcja. Tu widzimy, że autorem muzyki jest David Whittaker, autor tematów do wielu gier opartych na filmach, jak „Beverly Hills Cup”, „Star Wars”, „Ghostbusters” oraz gier „Feud”, ” Rampage” czy „Tetris”.
Sama gra nie wygląda tak źle, dzieje się. No i zachowała dużo z filmu.
A w instrukcji jest miły dodatek. To voucher na wspaniałe wakacje!
No i nieskromnie przypomnę, że sporo o grach i komputerach lat 90. przeczytacie w mojej książce:
Czas wolny w PRL… spędzało się chyba przede wszystkim na podwórku. Przynajmniej jeśli chodzi o młodych ludzi. Trzepak, boisko, ślizgawka, huśtawka z opon samochodowych, piaskownica, klatka schodowa. To był nasz cały arsenał. Oczywiście oprócz tego, co nam przyszło do głowy. A przychodziły rzeczy dziwne.
To na trzepaku wolny czas spędzała Jagoda, córka inżyniera Karwowskiego z „Czterdziestolatka” i bohaterowie młodzieżowych seriali sprzed lat, m.in. „Dziewczyna i chłopak” oraz „Tajemnica starego ogrodu”. Dziś większość trzepaków rdzewieje na pustych podwórkach. Do lamusa odeszło również wiele zabaw, które wtedy rządziły na podwórkach, pikuty, gra w kapsle, strzelanie z procy, ze spluwki.
Oczywiście haratało się też w gałę. Chyba nie było podwórka (albo ulicy), na którym nie grano w piłkę nożną.
Najlepsze drużyny podwórkowe, szkolne brały udział w turniejach „Świata Młodych” albo o Złotą Piłkę. Od połowy lat 60. rozgrywano go na błoniach Stadionu Dziesięciolecia. Brało w nim udział nawet ponad 100 podwórkowych drużyn. Jego pomysłodawcą był sportowiec i działacz Aleksander Zaranek. Rozgrywki piłkarskie – nielegalne – organizował już podczas II wojny światowej. Był też inicjatorem pierwszego powojennego meczu w Warszawie. 25 marca 1945 roku na boisku w Parku Skaryszewskim Polonia zremisowała z Okęciem 3:3.
Do rozgrywek o Złotą Piłkę przystąpili też Perełka, Mandżaro i inni kumple Paragona z książki i serialu „Do przerwy 0:1”. Adam Bahdaj w swojej książce wydanej w 1957 roku i Stanisław Jędryka (był fanem piłki, sam grał w drugoligowej drużynie Stal Sosnowiec) w serialu oraz jego kinowej wersji z końca lat 60. opowiadają o grupie chłopców z warszawskiego podwórka, która bierze udział właśnie w takim turnieju. Do tego mógł przydać się taki podręcznik, o którym pisałem już TUTAJ.
Ale wcale niepotrzebna była piłka, tak naprawdę wystarczył zdezelowany samochód, jakieś patyki. No i oczywiście rower.
Ale czas wolny w PRL to nie tylko podwórko. Jak wychodziło się poza dom, to na przykład do kina. Pamiętam jak moi rodzice chodzili na słynne Konfrontacje Filmowe, czyli przeglądy najciekawszych europejskich filmów. Przy okazji dorzucano też radzieckie produkcje. Wiele kin, a dokładnie ich wystrój i jakość były, mówiąc delikatnie z innej epoki.
Zdezelowane krzesła, niedziałające ogrzewanie lub wentylacja, do tego słaba jakość kopii i nagłośnienia. Zdarzało się, że widzowie zamiast na krzesełkach siedzieli na ławkach. „Express Wieczorny” z 1949 roku relacjonował, że w kinoteatrze Stylowy ludzie podczas seansu co jakiś czas podnosili nogi, bo po kinie biegały szczury. I nie był to odosobniony przypadek.
Zawsze można było posiedzieć w domu i obejrzeć telewizję. Sporo o niej piszę w książce, o najciekawszych programach, jej początkach.
Był 25 października 1952 roku, godz. 19.00. W programie wystąpił mim Jan Mroziński, który przedstawił kreacje warszawskiego pijaka i bikiniarza. Jerzy Michotek zaśpiewał Balladę o kułaku, a Maria Nowosad Latarnie gazowe. Zatańczył Witold Gruca. Wszystko w małym studiu, przez zapalone lampy nagrzanym do kilkudziesięciu stopni Celsjusza.
Narodziny polskiej telewizji mogło obejrzeć kilkaset osób na 24 odbiornikach Leningrad umieszczonych w warszawskich świetlicach i klubach. Rok później program nadawano już regularnie. Trwał tylko pół godziny i emitowano go raz w tygodniu. Od 1955 roku już trzy razy w tygodniu. Przez pierwsze lata zasięg telewizyjnych nadajników ograniczał się do okolic Warszawy, dlatego powstawały świetlice z odbiornikami dostępne dla większej grupy widzów. Sytuacja z dostępnością poprawiła się w 1956 roku po rozpoczęciu produkcji telewizorów marki Belweder i Wisła przez Warszawskie Zakłady Telewizyjne.
W styczniu 1957 roku zarejestrowano w kraju ponad 5 tysięcy telewizorów, w tym ponad dwa tysiące odbiorników Wisła. Dekadę później, 21 listopada 1966 roku wyemitowano specjalny program na cześć dwumilionowego widza, został nim Mieczysław Słowik z Krakowa. Spikerką w tym programie była niezwykle urodziwa Alicja Bobrowska, Miss Polonia 1957. Dwa lata później zarejestrowano już trzymilionowego abonenta tv. W październiku 1970 roku uruchomiono drugi program telewizji, który w zamierzeniach miał być kulturalno-oświatowy
Pod koniec lat 80. w polskiej telewizji nie brakowało fragmentów z zachodnich programów satelitarnych, m.in. za sprawą programu „Bliżej świata”, który pojawił się w 1988 roku. Można było w nim zobaczyć m.in. pokazy mody i przygody Benny’ego Hilla. W połowie lat 80. fragmenty produkcji realizowanych za murem berlińskim pokazywano też w programie „Jarmark” Wojciecha Pijanowskiego, Krzysztofa Szewczyka i Włodzimierza Zientarskiego. Puszczano tam na przykład zagraniczne teledyski.
W latach 80. w naszej rzeczywistości pojawił się też świat wideo. Również sporo o nim piszę w książce. Wiedzieliście na przykład, że pod koniec lat 80. w Polsce były tylko 32 wypożyczalnie państwowe i 100 prywatnych. W 1985 roku Przedsiębiorstwo Dystrybucji Filmów dysponowało zaledwie 10 zagranicznymi tytułami na kasetach. Dlatego też kwitł czarny rynek. W 1988 roku w Polsce było około 800 tysięcy magnetowidów, których głównymi dostawcami były Baltona i Pewex. Na 12 milionach kaset można było obejrzeć blisko 3 tysiące tytułów
Fenomen wideo w latach 80. trafnie oddaje piosenka Kapitana Nemo z 1986 roku „Wideonarkomania”: Oto nowy szał, nowy hasz dla mas dziś wiedzie prym. Biały ekran drga, jeden tylko ruch i mieszkasz w nim. Wideo, Wideo, Wideo – Wideonarkomania. To nowy chwyt. Na dzień dobry – clips, po południu garść kowbojskich scen, A po Brusie Lee trochę seksu, nim zapadniesz w se
No i komputery! To był szał. Atari, Commodore i te wszystkie gry. Pisałem o nich sporo już na blogu, m.in. TUTAJ.
A pamiętacie programy drukowane w „Bajtku”, albo to, że można je było pozyskać z radia. W 1986 roku w Rozgłośni Harcerskiej pojawiła się audycja Radiokomputer, w której puszczano program komputerowy w postaci sygnału dźwiękowego, pisków, i można było go zarejestrować na kasecie na swoim kasprzaku.
No, ale wtedy komputery nie dawały jeszcze możliwości kontaktu między znajomymi, rodziną. Forum wymiany informacji i komentarzy była prasa, chociażby „Świat Młodych”, ale też na przykład „Na przełaj”. Fani różnych popkulturowych dziedzin mogli na jej łamach dzielić się swoimi doświadczeniami, informować o nowościach. W zasadzie każde młodzieżowe czasopismo miało kącik dla hobbystów. Proponowano w nim wymianę przedmiotów z kolekcji, poszukiwano skarbów, miłośników określonego gatunku muzycznego, filmów, umawiano się na spotkania. Kilka przykładów z czasopisma „Na przełaj” z 1989 roku:
Poznam miłego i przystojnego mena z Wielunia – miła i przystojna. Kochani! Pomóżcie mi zakupić maszynę do pisania. Brakuje mi tylko 20 tysięcy złotych. Proponuję składkę po 1 zł wzwyż. Chcę poznać ludzi rasta – nauczcie mnie siebie. Zbieram fajne odzywki w rodzaju: schowaj się, bo na małpy polują. Za jedną prześlę pięć. Warunek – znaczek i koperta. Poza tym poznam fajną dziewczynę z Rzeszowa.
Dorośli mięli często inny pomysł na spędzenia wolnego czasu. Chodzi na przykład o „tradycyjne Lizanie Śledzia”, czas w salonach z automatami do gier, albo relaks przy budce z piwem.
Było to miejsce wymiany poglądów, rozwiązywania konfliktów, namiętnych romansów, a nawet edukacji. Jeden z takich słynnych kiosków znajdował się w stolicy przy Krakowskim Przedmieściu. O interdyscyplinarnej misji piwnego przybytku pisał Olgierd Budrewicz:
Liczy sobie kilka zaledwie metrów kwadratowych, ale jej zasięg kulturalny i obyczajowy przekracza daleko krąg najwspanialszego fragmentu starej Warszawy. […] Dzięki niemu to zostało uświadomionych seksualnie kilka tysięcy dzieci, przechodzących tędy do szkoły […] lub po prostu zakupujących cukierki w piwiarni. Referaty wygłaszane przez klientów lokalu odznaczają się błyskotliwością i niezrównaną plastyką opisu.
Fenomenalnie rzeczywistość pod budką z piwem uwiecznił Jerzy Gruza w filmie „Przyjęcie na dziesięć osób plus trzy” z 1973 roku (premierę miał dopiero w 1980 roku), według scenariusza Jana Himilsbacha. Bohater, genialnie zagrany przez Zdzisława Maklakiewicza, pod budką z piwem odpoczywał i nabierał sił. Musiał tylko uważać, by się nie upić, bo jak mówiła jego mama, był za ciężki do rozbierania.
A wy, jak spędzaliście czas wolny?
Kolejna opowieść o czasie wolnym w PRL na blogu za tydzień. Czekam również na Wasze opowieści.
W niedzielę, 12 sierpnia, w godzinach 14-18 zapraszamy nad Wisłę do klubu Hocki Klocki. Ustawimy tam Salon Gier PRL.
To będzie druga edycja tej imprezy. Tym razem z podtytułem „Pojedynek”. Postawimy na gry dla dwóch i więcej osób. Wystawimy aż dwie oryginalne konsole Atari 2600 z grami, m.in. tenisem.
Do tego kultowy Commodore 64. Na nim odbędą się mistrzostwa w karatecką grę „Fist Fighter”. Do wygrania super nagrody, nie tylko z PRL-u. Zgłoszenia przyjmuję na miejscu w trakcie trwania imprezy. Mistrzostwa odbędą się około 16.
Dla wszystkich dostępne będą również inne klasyki sprzed lat, chociażby takie:
Wystawimy również stragan z komiksami i gazetami do czytania.
Mało tego, ustawimy specjalny stragan. Będzie można kupić różne, oryginalne przedmioty z epoki PRL-u. W tym wyjątkowe lampy, które wykonuję sam przerabiając stare przedmioty!
I jeszcze mało! W tym samym czasie odbędzie się Vintage Market z ciuchami vintage i winyl market z czarnymi płytami w roli głównej.
12 sierpnia w Warszawie organizujemy drugą edycję imprezy Salon Gier PRL. Jej podtytuł to: pojedynek. Będziemy m.in. walczyć w takim klasyku na oryginalnym komputerze Commodore 64.
Tak jak obiecaliśmy wracamy na moment do wyjątkowej imprezy, którą zorganizowaliśmy w warszawskim klubie Hocki Klocki nad Wisłą. 7 lipca stanął tam Salon Gier PRL.
Oj się działo! Przynieśliśmy kilkadziesiąt gier z naszych zbiorów. Były warcaby, piłkarzyki, gra Fokus, Mastermind, statki, wyścigi konne…
Wystawiliśmy również komiksy, puzzle i inne dodatkowe atrakcje…
Pojawiło się sporo fanów starych gier, rodzice pokazywali dzieciom w co bawiliśmy się, jak byli w ich wieku, panowie rywalizowali w piłkarzyki, pary przeprowadzały bitwy w statki i inne gry…
Oj było widać emocje. Ale największe dostarczyły gry na dwóch komputerowych klasykach sprzed lat. Oryginalnej konsoli Atari 2600 oraz Commodore 64…
Na Commodore można było pograć w grę „Rick Dangerous„, której fabuła przypomina cykl filmów z Indiana Jonesem w roli głównej. Z kolei na Atari 2600 można było przypomnieć sobie kultowe gry„Pole Position”, „Pac-Man” oraz „River Raid”.
Głównym daniem dnia były Mistrzostwa w „River Raid”. Co tam się działo! Kilkunastu uczestników, w różnym wieku, dzieci, panowie, no i panie. Walka była zacięta. Gracze mieli zebrać jak najwięcej punktów w ciągu dwóch minut gry. Oto trójka zwycięzców oraz jeden honorowy, najmłodszy uczestnik. Zwycięzca zebrał ponad 8 tysięcy punktów!
Mistrzowie otrzymali nagrody rzeczowe oraz pamiątkowe dyplomy i oryginalne proporczyki sprzed lat. Potem wszyscy powrócili do regularnych, relaksujących rozgrywek…
Były też wywiady, które przeprowadzała reporterka radiowej czwórki.
Wspominaliście z nami wasze ulubione gry sprzed lat, a my zachwycaliśmy się waszymi strojami…
Pozostaje nam baaaaardzo podziękować za to, że byliście z nami. Dziękujemy Hockom Klockom za gościnę, nieocenionemu miłośnikowi skarbów sprzed lat ze strony nostalgia.pl, radiowej Czwórce, wszystkim, którzy nas wsparli! A za zdjęcia dziękujemy Stanisławowi Loba.
I uwaga, uwaga, niespodzianka! Rezerwujcie datę 12 sierpnia!
Już po naszym „Salonie Gier PRL”. W ostatnią sobotę (7 lipca) w warszawskim klubie Hocki Klocki nad Wisłą rozstawiliśmy Atari, Commodore, Mastermind, piłkarzyki i inne skarby z naszej kolekcji. Zabawa była ostra. Punktem kulminacyjnym były Mistrzostwa w River Raid. Oto najlepsi uczestnicy:
Gratulujemy! Jeszcze musimy ochłonąć 🙂 Wkrótce pełna relacja!
Póki co, możecie posłuchać jak było w relacji radiowej Czwórki. Zaczyna się od 30.35. Można słuchać TUTAJ.
Dziękujemy wszystkim, dzięki którym ta impreza się odbyła oraz tym, którzy korzystali z naszych skarbów. Jeszcze w wakacje powrócimy!
Naszą kolekcję (dzięki przyjaciółce Magdzie) powiększyły 3 wyjątkowe wydawnictwa z końca lat 80. z serii „Informatyka Mikrokomputerowa”
Pisaliśmy już o komputerze Atari z naszej kolekcji TUTAJ. Teraz czas na trochę teorii.
Książki wydał mieszczący się wówczas na ulicy Hożej w Warszawie Stołeczny Ośrodek Elektronicznej Techniki Obliczeniowej. Przerażają już same tytuły: „Mapa pamięci Atari XL/XE, procedury wejścia/wyjścia” czy „Asembler 6502”.
Kompletnie nie mam pojęcia o czym te książki mówią, nie rozumiem żadnych określeń, ale muszę przyznać, że te są urocze. W spisach treści są takie pozycje jak:
„Tablica skoków względnych wstecz”, „Adresy procedur OS” czy „Inicjowanie magnetofonu”. Przykładowa strona spisu treści wygląda tak:
O czym są poszczególne pozycję mówią wstępy:
A w środku takie hieroglify:
Te książki zostały wydane na bardzo kiepskim papierze i co ciekawe tylko w nakładzie 1700 egzemplarzy („Asembler 6502”). Zaskakująco mało jak na ówczesną popularność komputerów.
W serii ukazały się jeszcze pozycje o komputerach Amstrad oraz ZX Spectrum.
Niedzielna impreza w Stacji Muranów to także święto fanów komputerów. Przypominamy, że będzie można nie tylko wziąć udział w I Mistrzostwach Muranowa w River Raid, ale też zobaczyć oraz zagrać w komputerowe przeboje z minionej epoki. Więcej informacji w naszym dziale IMPREZA/WYPRZEDAŻ PRL. Zapraszamy!
„Wprowadzenie początkującego czytelnika w dziedzinę komputerów osobistych…” – tak zaczyna się wyjątkowa pozycja z 1987 roku, „Komputery osobiste” autorstwa tercetu Madej, Marasek, Kuryłowicz. Książkę zdobyliśmy w uroczym Cafe Lamus w Gdańsku, za co serdecznie dziękujemy.
Książkę wypuściło Wydawnictwo Komunikacji i Łączności w Warszawie. To kopalnia wiedzy i wspomnień dla posiadaczy Amstradów, Atari, Commodore, Sinclairów oraz polskich konstrukcji Meritum, Mazovia i Elwro.
Książka to ciekawa opowieść o historii komputerów, do tego poradnik dla początkujących. Mowa jest tu o oprogramowaniu, języku Basic, ale także mało dziś pamiętanym języku Logo. Nie ma zdjęć, ale są za to piękne rysunki. Na przykład taka rozkładówka z komputerami IBM PC oraz ZX 81:
Dzięki książce można sobie przypomnieć jak wyglądały kiedyś „okienka”.
Grafików zadziwi pewnie taki oto piękny program:
Uwagę przykuwa słownictwo. Na przykład joystick nazywany jest tu „manipulatorem”. Ja jednak nie pamiętam nikogo, kto używałby takiego słownictwa.
Nas jednak najbardziej zainteresowała część poświęcona poszczególnym komputerom. Mamy w swojej kolekcji oryginalny komputer Atari 65xXE z lat 80., o którym pisaliśmy tu: https://bufetprl.com/2012/11/22/8-bitowa-zabawa/
W książce „Komputery osobiste” można znaleźć rycinę naszego modelu:
Są też oczywiście Commodore (o naszym egzemplarzu pisaliśmy tutaj: https://bufetprl.com/2014/03/13/c64-nadaje/). Oprócz tego opisane są polskie konstrukcje Meritum, ComPAN 8, Elwro 800, Mazovia 1016. Opisom w wielu miejscach towarzyszą tabelki. Oto zestawienie o Atari:
Szczególnie powalająca są liczby w tabelce RAM.
Każdy kto bawił się komputerami w latach 80. na pewno będzie tą książką zachwycony.
Zbieranie jajek, polowanie na kaczki, złodzieje, statki kosmiczne, hokej, wyścigi – takich gierek nie brakowało również w PRLu. A to wszystko za sprawą radzieckiej firmy Elektronika. Producent zegarków i kalkulatorów stworzył coś, czym zachwycaliśmy się w latach 80. To gierki właśnie. Jedną z nich otrzymaliśmy w prezencie od przyjaciółki bloga.
To jedna z najpopularniejszych gier tego typu: Jajka. Tutaj zbiera je Myszka Miki, ale były też takie z Wilkiem i Zającem.
Obudowy tych gier były w różnych kolorach. Co ważne, była to nie tylko gra, ale również zegar i budzik. Stąd z tyłu umieszczono wysuwaną podstawkę. Z tyłu też wybito cenę: 23 ruble. Urządzenie zasilane jest dwiema bateriami V13 GA. Nasz egzemplarz jest w pełni sprawny.
Do wyboru są dwa rodzaje gry. Pierwsza łatwiejsza. Jajka spadają tylko od trzech kur. Druga to już cztery podajniki i szybsza gra. Podczas gry, co pewien czas w górnym lewym rogu pojawia się narzeczona Mikiego. Kiedy nie zbierzemy jajka w czasie, gdy ona jest na ekranie tracimy tylko połowę życia.
Oczywiście to nie jedyny rodzaj gry wypuszczonej przez Elektronikę. Na podobnej zasadzie skonstruowanych było wiele innych. Część obrazka narysowana została na stałe na szybce, reszta wyświetlana. Na tej stronie można zobaczyć kilka przykładów:
Wielką wartością tej gry były charakterystyczne dźwięki. Dlatego postanowiliśmy wrzucić na nasz kanał na YouTube fragment gry, by je przypomnieć:
Pozostaje bić kolejne rekordy! W latach 80.organizowaliśmy zawody w te gierki na podwórku. Nic nie stoi na przeszkodzie, by to powtórzyć…
Dopisek z 8.10.2013:
Kolejna radziecka gra elektronika w naszych rękach!
Oto dość podobne do powyższego zbierania jajek „Polowanie na ptaki”. Również kilka elementów mamy tutaj namalowanych na ekranie na stałe. Poza tym pojawia się pies, no i tradycyjnie jest zegarek. Całość oczywiście w pełni sprawna.