„Ekipa telewizyjna przyjechała do Bielska z zamiarem pokazania nowego sklepu, ale w obliczu tego, co zastaliśmy na miejscu, sama sprawa sklepu przestała być ważna. Tu rozegrał się po prostu ludzki dramat” – takim zapisem wypowiedzi reportera zaczynam w swojej książce „Zakupy w PRL” opowieść o domu handlowym Klimczok. Otwarty w grudniu 1988 roku w Bielsku-Białej, był wtedy jednym z najnowocześniejszych w Polsce. Stoi do dziś. Odwiedziłem go ostatnio i już – pisząc delikatnie – najlepsze lata ma za sobą.



Wciąż działa tam sklep Społem, jakieś stoiska odzieżowe, księgarnia, kwiaciarnia, no ale wszystko zalatuje dawnymi czasami.


Wracając do otwarcia, tak opisuję je w swojej książce „Zakupy w PRL”:
Tłumy ciągnęły się przez parking i wylewały aż na chodnik po przeciwległej stronie ulicy. Na parkingu milicyjne samochody, sami funkcjonariusze kryli się za drewnianą barierą, która dzieliła ich od napierającego, dzikiego tłumu. Ktoś mdleje, słychać gwizdy, krzyki: „Uważajcie…”, „Ratunku…”, „Jezu!”.
Niektórym udaje się ominąć milicyjną blokadę: wspinają się po schodach, przeskakują przez barierki i omijając milicjantów, dobiegają do drzwi. Inni próbują wspinać się po rosnącym obok schodów drzewie. Spragnieni zakupów ludzie depczą sobie po nogach, ktoś gubi czapkę, komuś tłum urywa paski w plecaku, walają się zagubione parasole, rękawiczki, szaliki, okulary. Tych, którym udaje się przedostać przez balustrady, milicjanci przerzucają na drugą stronę. Przypomina to strefę wojny*, a przecież tylko otwierają nowy sklep. „Tylko” warto jednak wziąć w cudzysłów. To czas kulminacji kryzysu gospodarczego, w sklepach brakuje dosłownie wszystkiego. Stąd nie dziwi odpowiedź młodego człowieka, którego reporter łapie tuż po tym, jak tamtemu udało się przedrzeć przez kordon milicji:
– Tak szybko, ale po co?
Ten zdyszany, w amoku, krzyczy w biegu:
– Jak po co, po wszystko!
Jest poniedziałek 19 grudnia 1988 roku. Zimno, gdzieniegdzie zalega zamarznięty, brudny śnieg. Niektórzy zgromadzeni pod domem towarowym będą nim nacierać twarze, żeby nie zemdleć, dodać sobie energii. Podobno ludzie gromadzą się już od początku grudnia, codziennie. Aby nie wywołać paniki, nie podano dnia otwarcia. Za to w jednym z wywiadów dyrektor domu handlowego powiedziała nieroztropnie, że będzie tam dostępny chodliwy towar. To wystarczyło, by ludzie czekali na jego otwarcie.
Wieczorny Dziennik Telewizyjny poda tego dnia informacje o posiedzeniu komisji kontrolno-rewizyjnej PZPR, trzęsieniu ziemi w Armenii, dwóch golach Diego Maradony w meczu jego drużyny Napoli w lidze włoskiej. Reportaż o otwarciu jednego z najnowocześniejszych i największych domów towarowych w Polsce, Spółdzielczego Domu Handlowego Klimczok w Bielsku-Białej, zostanie wyemitowany pod koniec wydania. W materiale widać zmarznięty tłum przy budynku z neonami „Społem” oraz „SDH”, a także stojące co kilka kroków grupki milicjantów. Po tym, jak reporter wypowie słowa o ludzkim dramacie, zostaną jeszcze pokazane scenki z udziałem klientów.
– Bardzo się pani spieszy do tego sklepu?
– Nie, ja chcę już wyjść – odpowiada zdyszana pani.
– Ale co pani chciałaby tu kupić?
– Nic już nie chcę kupić! Niech pan mnie puści.
– Zirytowana, odsuwa mikrofon.
W środku tłumy napierają na stoiska z napisami: RTV, Dywany, Pościele… Jeden ze szczęśliwych klientów próbuje dźwigać dwa dywany naraz. Kupowane są czarno-białe telewizory (kolorowych nie wystawiono), kurtki jugosłowiańskie, majtki bawełniane, futra, motory…
Ludzie okutani w ciepłe czapy, kożuchy, zimowe buty Relaks wynoszą to, co akurat udało się zdobyć. Przyjechali z całej Polski, nawet ze Szczecina, Lublina, Słupska. Są tak zaaferowani, że zapominają o bożym świecie. Podobno jeden z klientów zostawił w przymierzalni portfel z milionem złotych i 250 dolarami. W tle migoczą gdzieniegdzie choinki, trwa przecież okres świąteczny…

















