Telefon Elektrim RWT. Widziany w licznych filmach i serialach z PRLu, chociażby w „Zmiennikach” i „Alternatywy 4”. Egzemplarz, który znalazł się w naszej kolekcji dostaliśmy od przyjaciela Rado, jak przeczytacie poniżej to poznacie jego fascynującą historię.
Telefon wyprodukowała Radomska Wytwórnia Telekomunikacyjna. Firma, która zresztą działa do dzisiaj powstała w 1938 roku. Uruchomiła ją wtedy spółka Ericsson. Nasz konkretny egzemplarz pochodzi z 1968 roku o czym świadczy odpowiednia pieczątka. Były też wersje z guzikami do przełączania linii, tak zwane sekretarsko-dyrektorskie.Telefon ma z przodu miejsce na numer, nasz ma tajemniczą liczbę 92.
Czas na wspomnienie kolegi Radka o telefonie Elektrim RWT:
Ten aparat jest jednym z tysięcy identycznych egzemplarzy służących instytucjom państwowym i nielicznym indywidualnym szczęściarzom od końca lat sześćdziesiątych. Wyjątkowość tego egzemplarza polega na tym, że w miejscu w którym funkcjonował łączył dwie role. We wsi Sierpowo od godziny 7.45 do 15.00 był zwykłym urządzeniem biurowym, ale popołudniami i nocami stawał się przekleństwem nauczycieli mieszkających w miejscowej szkole. O najmniej pożądanych porach zjawiali się goście, którzy koniecznie musieli zadzwonić. Wokół rodziły się dzieci, inni umierali, zdarzały się wypadki, a czasem trzeba było po prostu pogadać z ciocią Ireną. A trzeba pamiętać, że był to jedyny telefon w promieniu trzech kilometrów musiał pełnić swoją rolę. Pan E. wzywał nim pogotowie do trzynastu porodów swojej żony. Państwo C. dzwonili po straż pożarną do ratowania płonącej stodoły, a pijany pan O. przyszedł najzwyczajniej w świecie zadzwonić do marszałka sejmu Wiesława Chrzanowskiego. Było też tak, że przed jedną z wywiadówek anonimowi sprawcy odcięli kiedyś kabel telefoniczny od słupa… Ciekawostką minionego systemu (telefonicznego) było to, że przed dodzwonieniem się do kogokolwiek trzeba było wykręcić numer „0” – na centralę pocztową, gdzie mniej lub bardziej miła telefonistka informowała nas, że przyjęła połączenie. Od stopnia jej sympatii zależał czas oczekiwania. Czasem było to kilka godzin. Jeśli pani była znajomą to jakość połączenia bywała całkiem wysoka, ale jeśli nas nie znała (lub co gorsza znała i nie lubiła) to w trakcie rozmowy mieliśmy do czynienia z festiwalem trzasków (pani nas wtedy podsłuchiwała) przerywanych cyklicznymi wtrętami telefonistki: „Mówi się?!”. Nawet jeśli równie sympatycznie odwrzeszczało się jej: „przecież pani słyszy!”, to z niewzruszonym spokojem odpowiadała: „no słyszę, ale sprawdzam…” Aparat służył do samego końca PRL. Na strych trafił dopiero w latach 90., kiedy można już było kupić wymarzony telefon z klawiaturą, oglądany wcześniej jedynie w filmach”. We wsi Sierpowo nadal mieszkają państwo E., którzy mają trzynaścioro dzieci, a stodoły C. nie odbudowano po pożarze wywołanym uderzeniem pioruna. O. się wyprowadził, bo po próbie telefonu do marszałka Chrzanowskiego został w okolicy uznany za wariata.