Zachód z talerza

Może pamiętacie oznaczenia na parapetach przy oknach mieszkań znajomych, którzy mieli telewizję satelitarną? Były to po prostu miejsca, w których trzeba było ustawić talerz tak, by łapał właściwego satelitę. Satelita, jeden z symboli lat 90., o tym też piszę w swojej nowej książce „Sex, disco i kasety video. Polska lat 90.”.

Jeśli chodzi o telewizję satelitarną to nie mogłem nie wspomnieć o kultowej już Sky Orunia. Założył ją Zbigniew Klewiado. W książce historia zaczyna się tak:

„Mieszkał w dzielnicy Orunia, tuż przy kanale Raduni. Orunia słynęła wtedy z tego, że po zmroku lepiej było się w nią nie zapuszczać. Zresztą dzisiaj niektóre rejony dzielnicy mają podobną reputację. Klewiado miał warsztat naprawy telewizorów. Z papierosem pod bujnym wąsem siedział w kineskopach całe dnie. I jako jeden z pierwszych w dzielnicy miał talerz do odbioru telewizji satelitarnej. Oglądał zachodnie kanały. Pewnego dnia pomyślał sobie: a macie, ludzie, też sobie pooglądajcie. Programy z satelity nagrywał na kasety. Skonstruował nadajnik i materiał z kaset puszczał dalej. Sąsiednie mieszkania wypełniła niebieska poświata z telewizorów, w których leciały zachodnie filmy, teledyski z kaset Zbigniewa. W tym niezwykle popularne erotyki. Podobno nawet ksiądz z ambony się oburzał, że ktoś grzeszne filmy ogląda. Ciekawe, skąd wiedział…
W każdym razie Zbigniew zaczął puszczać coraz więcej i sygnał miał coraz większy zasięg. Obejmował dzielnicę, potem sąsiednie, a nawet doszedł do podgdańskiego Pruszcza. W końcu Klewiado wraz z grupą znajomych wpadli na pomysł, że pokażą coś swojego. Tak na przełomie lat 80. i 90. narodziła się pierwsza prywatna telewizja w Polsce, a Klewiado zyskał ksywę „pirat z Oruni”.

Następnie opisuję przygody na planie różnych programów Sky Orunia. Opowiadają mi o tym jej ówczesne pracownice. Słynna była wpadka z programem na żywo.
„– Klewiado wymyślił letnie studio – opowiada Monika. – Posadził naszego kolegę w swoim ogródku. Żeby nie było widać zabudowań, zawiesił maskujące siatki wojskowe. Ale kiedy prowadzący, zresztą w okularach słonecznych, bo takie mocne było słońce, czytał wiadomości, siatka spadła i widzom ukazała się kobieta rozwieszająca pranie na sznurku. Program szedł na żywo. Takich wpadek było dużo, ale i tak cieszyliśmy się, że możemy robić telewizję”.

To był czas, kiedy Trójmiasto było mocnym ośrodkiem telewizyjnym. Bo to nie tylko Sky Orunia, ale chociażby TTK Gdynia i TV Siesta, a dokładniej TV Siesta Trójmiejska Telewizja Rozrywkowa. Zaczęła nadawanie w 1994 roku.
Puszczała zagraniczne i polskie filmy, miała też ofertę własną. Mariusz, którego ojciec w połowie lat 90. miał agencję ochrony, dobrze pamięta TV Siesta. Jej siedziba mieściła się w baraku, obok biura agencji taty. Pokój z biurkiem, tapeta, kwiaty, kamera VHS – skromnie to jest chyba najlepsze słowo. Tak też rodziła się telewizja.

„W Trójmieście narodziła się jeszcze jedna telewizja, zupełnie inna od barakowego projektu TV Siesta czy pasjonackiej, sąsiedzkiej Sky Orunia. To Prywatna Telewizja El-Gaz. Jej właściciel Janusz Leksztoń w latach 90. próbował niemal wszystkiego. Był wówczas najbarwniejszą postacią polskiego biznesu. Człowiekiem z bajeru – jak głosi tytuł książki, którą w latach 90. napisał o nim jego rzecznik prasowy, Jerzy Mazur. Dużo mówi już sama jej okładka. Biznesmen pozuje z otwartą walizką wypełnioną plikami pieniędzy”.

Tak, o Januszu Leksztoniu nie mogłem nie wspomnieć. Jego kariera dobrze pokazuje szalone lata 90.

W 1991 roku znalazł się na piątym miejscu na liście stu najbogatszych Polaków według tygodnika „Wprost”. Ale
przesadny rozmach inwestycyjny i niepłacone kredyty spowodowały, że kilka miesięcy później firma ogłosiła upadłość. Potem jeszcze, pod koniec ubiegłego wieku, Leksztoń wydawał m.in. polską edycję czasopisma erotycznego
„Hustler”, a wreszcie trafił do aresztu.

Lata 90. to był niesamowity czas pirackich telewizji. Ludzie nie chcieli już oglądać tylko państwowej telewizji.

„Dobrze wyraził je jeden z rozmówców Polskiej Kroniki Filmowej z 17 lutego 1993 roku, pytany o oczekiwania wobec telewizji prywatnych: Ja bym się spodziewał atrakcyjnych, rozrywkowych, ładnych programów, broń Boże jakiejś nudy albo narzuconych historyjek. Ja tylko korzystam z Dziennika, który też nie jest wyczerpujący. Patrzę, bzdury jakieś tam wtykają, ja muszę telewizor wyłączać, bo mnie to denerwuje. Ja jestem człowiek wolny i chcę to, co ja chcę”.

Więcej o prywatnych telewizjach i historiach z satelity przeczytacie w mojej książce.

Reklama
Otagowane , , , ,

2 thoughts on “Zachód z talerza

  1. strz. pisze:

    nie przeczytałam wpisu zbyt dokładnie, żeby sobie książki nie psuć 🙂

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: