Tag Archives: handel prl

Puste puszki i nie tylko

Ta tradycja ma długą historię również w mojej rodzinie. Ja stałem w latach 90., sprzedawałem komiksy i puszki. Oczywiście puste, o czym boleśnie przekonał się pewien turysta, który myślał, że sprzedaję napoje. To były kolekcjonerskie puszki! Ale puste. Niestety nie mam zdjęć z tamtego okresu. Kontynuowałem tradycję, bo sprzedawał też mój brat, moja ciocia-babcia, rodzice. Tu dowody. Ciocia Lucylla, piękna mama Krystyna i modny tata Bogdan. W takiej kolejności.

Chodzi oczywiście o Jarmark Św. Dominika. Historia tej imprezy handlowo-kulturalnej sięga średniowiecza. W PRL jednak, aż do 1972 roku, zaniechano jej organizacji. Jednak właśnie wtedy, m.in. z inicjatywy redakcji „Wieczoru Wybrzeża” powrócono do niej i do dziś ta wielka impreza ściąga tysiące turystów. Ostatnio do kolekcji, od przyjaciela Rafała, wpadło wiele skarbów związanych z jarmarkiem. Czas na pierwszą część prezentacji.

Z jarmarkiem związane jest wiele gadżetów, reklamowych i nie tylko, w tym chociażby powyższy medal, czy długopisy i papeteria.

Mam też cudowne naklejki oraz proporczyki.

Chyba jednak najbardziej wartościowym, a na pewno wnoszącym najwięcej informacji, jest katalog z drugiej (po reaktywacji) edycji, czyli z 1973 roku.

Ileż tu cudownych informacji. O organizatorach, historii, do tego zdjęcia.

Katalog to również wiele reklam, które są doskonałym dokumentem o bardzo różnych zakładach, zrzeszeniach itp. Są adresy, menu, spisy towarów i nie tylko. Wszystko w towarzystwie rysunków Zbigniewa Jujki.
Zobaczcie jakie są perełki, nawet konkretne dania! Mnie zainteresował napój Boruta.

A ta Krewetka, to wiecie, ta gdzie potem było kino.

Do tego na przykład wykaz lotów z Gdańska, to są dopiero dokumenty epoki!
Są również cudowne hasła reklamowe: „Mydła toaletowe? Oczywiście!”.

I zwrócę uwagę na jeszcze jeden skarb. Chodzi o Pepsi-Colę, która od lat 70. była produkowana w Gdańsku. W katalogu znalazła się reklama oraz fota Starów ze skrzynkami.

Mało tego, jest też wspaniały wykaz poszczególnych oddziałów Gdańskich Zakładów Piwowarskich. Widać, że Pepsi i Tonic Water rozlewano w Gdańsku-Wrzeszczu. A na deser słodkości z Bałtytku.

Skarbów związanych z jarmarkiem mam więcej, o nich wkrótce. A Wy, bywaliście na nim przed laty?

Otagowane , ,

Jak Elvis czy Europa

Były ich cztery: Wars, Sawa, Junior (wszystkie trzy działały pod wspólnym szyldem Domy Towarowe Centrum) i Sezam. Niezwykle ważne na handlowej mapie Warszawy, ale też całej Polski. Mam kilka skarbów z nimi związanych, nie mogłem też nie wspomnieć o nich w swojej najnowszej książce, reportażu „Zakupy w PRL. W kolejce po wszystko”. Oto fragmenty.

Pierwszym, który został otwarty dla klientów, był Junior z asortymentem skierowanym do młodych ludzi. Nazwę wybrano w konkursie, w którym proponowano też m.in. Autostop, Kaśka, Młodzieżowiec, Narkotyk, Elvis, Teksas czy Europa. Z jednej strony Junior zachwycał – jak pisał magazyn „Stolica” jeszcze przed jego otwarciem: „Będzie to »okno wystawowe« naszego przemysłu państwowego, artystycznego i ludowego oraz spółdzielczości pracy, a także Wars, Sawa i Junior, czyli Domy Towarowe Centrum usytuowane na tzw. Ścianie Wschodniej przy ulicy Marszałkowskiej w Warszawie Ta największa w kraju placówka handlowa przeznaczona do obsługi klientów nie tylko ze stolicy, ale z całej Polski, stanowić będzie równocześnie swojego rodzaju osobliwość Warszawy, jak Galerie de Lafayette (pisownia oryginalna – przyp. red.) w Paryżu czy Herzmansky w Wiedniu. Tyle tylko, że nasze domy towarowe na wschodniej ścianie będą piękniejsze i bardziej nowoczesne”.
W Juniorze można było kupić rzadko pojawiające się gdziekolwiek indziej ubrania (m.in. majorki, czyli męskie koszule w stylu wojskowym i szyte z klinów spódnice bananówy) albo sprzęt tenisowy brytyjskiej firmy Dunlop (popularność tego sportu wzrosła na fali sukcesów polskiego tenisisty Wojciecha Fibaka). Wśród klientów byli dygnitarze, aktorzy, dziennikarze, ale też handlarze, którzy zakupionymi towarami handlowali na bazarach.

Do ostatniej chwili przed otwarciem ustawiano towary, wypisywano karteczki z cenami, odkurzano stoiska, a „panie posiadające estetyczne fryzury wprost z Polleny kończyły swój makijaż”. Przed Sezamem klientów witała grupa statystów przebranych za bohaterów baśni Ali Baba i czterdziestu rozbójników i trzymających transparent: „Zapraszamy do Sezamu”.

Pierwszego dnia funkcjonowania tego drugiego, czyli 10 października 1969 roku zaproszono dziennikarzy, zorganizowano konferencję prasową, pokazano wnętrza. Następny dzień był już dla zaproszonych gości, władz Centrali Spółdzielni Spożywców „Społem”, do której Sezam należał, przedstawicieli władz miasta, wreszcie klientów. Wszyscy mieli zobaczyć dom handlowy, o którego nowoczesności miało decydować skupienie pod jednym dachem sprzedaży zróżnicowanych towarów, a także zorganizowanie systemu
ekspedycji, sprzedaży i obsługi, który – dzięki funkcjonalnemu rozwiązaniu i wyposażeniu obiektu – zapewniał klientom wysoki poziom usług handlowych.

Zadbano też o wnętrze. „Do wykończenia ścian wewnątrz budynku użyto specjalnych wykładzin, które są bardzo ładne, a ponadto cechuje je duża odporność na uszkodzenia i zdolność tłumienia dźwięków. Posadzki wykonano z materiałów trudnościeralnych, niewydzielających pyłu i łatwo zmywalnych.
Została również zaprojektowana odpowiednia wentylacja”. Wzrok przyciągały Domy Towarowe Centrum miały nie tylko neony z nazwami każdego ze stoisk oraz schody ruchome – na stopniach reklamowano dostępne towary: Szkło, Garnki, Prodiże, Czajniki, Syfony…

Pracując nad książką dotarłem do Pań, które pracowały na kierowniczych stanowiskach w Sezamie i one opowiedziały wspaniałe historie o sprowadzaniu towarów z zagranicy, strajku klientów, alarmie bombowym i nie tylko. Ale o tym już w książce „Zakupy w PRL”…

Otagowane , , , , ,

W podziękowaniu

Największa radość podczas pracy nad książkami-reportażami dla mnie to spotkania z ludźmi. Moimi bohaterami. To wspaniałe rozmowy, często wielogodzinne. Pracując nad ostatnią książką „Zakupy w PRL. W kolejce po wszystko” spotkałem kilkudziesięciu wyjątkowych bohaterów . Dlaczego o tym piszę? Bo ostatnio ponownie odwiedziłem jedną z moich bohaterek i przekazałem jej książkę, w której znalazła się jej wspaniała historia.

Kiedy pierwszy raz odwiedziłem ją kilka miesięcy temu z uśmiechem poczęstowała mnie kawą, ciastem. Przez kilka godzin opowiadała o swoim życiu, bez chwalenia się, za to z nostalgią i szczerością. Wspaniałe to były opowieści. Kilka z nich znalazło się w książce i cudownie ją ubarwiło. Pani Teresa przepracowała w handlu ponad 30 lat. W delikatesach, barze nocnym. Co prawda interesowała się fotografią, ale poszła do technikum handlowego. Pamięta złote czasu handlu i te mroczne z kartkami w latach 80. i stanem wojennym. Jak sama wspomina:
W latach 80. nastały ciężkie czasy. Wszystkiego brakowało, ale jako że klienci i pracownicy mnie lubili, to udawało się różne rzeczy załatwić. Raz przyszła kierowniczka mieszczącej się naprzeciwko Mody Polskiej i mówi: „Córka wychodzi za mąż. Pomożesz?”. Na co ja: „No, jaka to sprawa? Ale mi palto potrzebne”. Załatwiłam jej kilka butelek, a ona mi wspaniałe palto. Do dzisiaj moja siostra w nim chodzi, wciąż jest jak nowe, sto procent wełny, czarny kolor – nic a nic nie wypłowiał. Wie pan dlaczego? Bo siostra nie oddaje do pralni, zniszczyliby, sama czyści, kawą.

Albo taka historia:
Klienci wchodzili ze swoim pół litra (u nas wódki nie było), zamawiali u nas jedzenie i siadali przy barowych stolikach. Oj, jak wtedy się piło, koszmar. Dużo znanych twarzy przychodziło. A jak się napili, to byli nieobliczalni. Jeden aktor, już nie żyje, to mi kasę zrzucił pod nogi. O mało mi ich nie połamał, bo to ciężkie cholerstwo było. Zrobiła się niezła awantura. Przyjechała milicja, bo akurat mąż kierowniczki był komendantem komisariatu MO na Wilczej. Przysłali takich matołów, że jak pokazałam dziurę w podłodze od tej kasy, to tylko powiedzieli: „Pani go nie denerwuje, bo on w filmie występuje”. Wkurzyłam się! W końcu kierowniczka pacnęła go z tyłu w łeb. Wtedy się trochę uspokoił.

Więcej jej cudownych historii znajdziecie w książce, a tymczasem Pani Teresa we własnej osobie. Ta po lewej.

Tym samym bardzo dziękuję Pani Teresie, że wpuściła mnie do swojego świata, a po więcej zachęcam do książki.

Otagowane , ,