Mieli go grać Robert Redford, Burt Reynolds i James Caan. Rockym został jednak Sylvester Stallone i ta rola stała się jego życiowym wyczynem. Film „Rocky” przypomni w najbliższą środę TV4. To przypominamy i my, przecież w latach 80. rządził na VHS równie mocno co „Commando” czy „Rambo”.
Producenci z United Artists najpierw zainteresowali się scenariuszem filmu autorstwa samego Stallone’a. Napisał go m.in. pod wpływem historycznej walki Chucka Wepnera z Muhammadem Alim w 1975 roku oraz postacią Rocky’ego Marciano. Producenci przygotowali na niego kilka milionów dolarów. Nie wiedzieli tylko, że to sam Stallone chce zagrać Rocky’ego. Zastanawiali się raczej nad Robertem Redfordem, Burtem Reynoldsem i Jamesem Caanem. Gdy Sly postawił ich pod ścianą, zgodzili się na niego, ale na film dali tylko milion dolarów. Obawiali się Stallone’a jako aktora, bo przecież w tym czasie (produkcja zaczęła się w 1975 roku) Sly był postacią niemal anonimową. Był zaledwie po kilku małych rólkach, m.in. w serialu „Kojak”.
Producenci wzięli Stallone i powiedzieli mu: „Jeśli się nie sprawdzisz chociaż przez chwilę, źle zapalisz papierosa, spojrzysz, pozbędziemy się ciebie” (mówi o tym dokument „The Rocky Saga”). Sly wiedział, że film może być dla niego jedyną szansą na wybicie się. Dał z siebie wszystko, a wiele scen wymagało improwizacji, począwszy od samego treningu przed walką. Słynny bieg Slya po Filadelfii odbywał się głównie bez pozwoleń, wymyślano go na bieżąco. Jak przez port przepływał statek, proszono Slya by szybko wyskoczył z samochodu i kręcono, jak biega. Podczas treningów walił w kawałki mięsa tak mocno, że połamał sobie kostki. Niektóre monologi też były improwizowane. Problemem były sceny bokserskie, bo Sly nie trenował przecież boksu. Ale ostro wziął się do pracy, przez pół roku ćwiczył ze słynnym trenerem Jimmym Gambino, który zresztą pojawił się też w filmie.
Efekty przerosły twórców - kolejki przed kinami na całym świecie i sława. Aktor, który grał u boku Slya postać Apollo Creeda, Carl Weathers, wspomina w „The Rocky Saga”, że sława przyszła z dnia na dzień. Kilka godzin po premierze nie mógł już przejść po ulicy. Jeszcze większy szał dotyczył Stallone. Film zarobił ponad 200 mln dolarów, stając się hitem 1976 roku. Obraz otrzymał trzy Oscary, w tym za najlepszy film. Nic dziwnego, że doczekał się tylu kontynuacji. Ostatnia, „Rocky Balboa”, pojawiła się w kinach w 2006 roku. Co pewien czas Stallone zapowiada kolejną część.
Oto doskonały dokument o całej sadze „Rocky”: http://www.youtube.com/watch?v=1tEbIMbKk_c
Tekst ukazał się w ostatnim dodatku „Kultura” DGP.