Czas na przypomnienie sobie kolejnego hitu z epoki kaset VHS. Oto w jaki genialny sposób zaczęła się kariera pewnego australijskiego aktora…
W przyszłym roku ma wejść do kin nowa część „Mad Maksa”. Nie zagra w niej niestety Mel Gibson, dla którego pierwszy film serii był przepustką do kariery.
Legenda głosi, że Gibson trafił na casting do filmu „Mad Max” przez przypadek, towarzyszył bowiem koledze. Miał poobijaną twarz po bójce w barze zeszłej nocy. Jak zobaczyli go producenci, zaprosili na próby, mówiąc, że potrzebują wariatów. Mel Gibson wrócił po trzech tygodniach i dostał główną rolę. Australijczyk był wtedy (plan zdjęciowy trwał pod koniec 1977 roku) raczkującym aktorem. Kiedy obraz trafił do amerykańskich kin, w trailerze Mel nie pojawił się ani razu. Zamiast jego nieznanej nikomu twarzy pokazano w nim fragmenty kraks i pościgi. Mało tego, „Mad Max” wszedł do kin z amerykańskim dubbingiem, bo obawiano się, że widzowie nie przebrną przez australijski akcent.
Obraz kosztujący zaledwie kilkaset tysięcy dolarów stał się wielkim hitem, i to nie tylko w Australii. Pobił rekord Guinnessa jako najbardziej dochodowy film w historii, zarabiając miliony dolarów. Dla samego Gibsona stał się przepustką do sławy.
„Mad Max” przedstawia wyjątkowo mroczną wizję nieokreślonej przyszłości – zaczyna się od słów: „Kilka lat od teraz”. Ciekawe jednak, że kwestię, dlaczego świat, czy to konkretne miejsce, został doprowadzony na skraj upadku, film pozostawia niedopowiedzianą. Gibson gra Maksa Rockatansky’ego zwanego Mad Maksem. Jest członkiem oddziału pościgowego policji, pustynne drogi patroluje żółtym fordem falconem XB sedan. Brutalnie rozprawia się z członkami motocyklowego gangu, ale też ci równie ostro traktują innych uczestników drogi, a co gorsze â przyjaciela Maksa z pracy. Rockatansky zaczyna dostrzegać, że sam staje się częścią tego brutalnego cyrku i upodobnia się do gangsterów. Postawia poświęcić się rodzinie, ale do czasu. Kiedy gang dopada jego rodzinę, Max wsiada w zabójczego, podrasowanego do granic możliwości forda falcona XB GT coupe i bierze krwawy odwet.
Film George’a Millera (później wyreżyserował m.in. „Babe - świnka z klasą” i „Czarownice z Eastwick”) wciąga duszną atmosferą. Okrucieństwo, bezprawie, wszędobylski pył i beznadzieja tworzą tu niepokojący, uwierający klimat. Dobrze wpasował się w to zimny (choć jak trzeba, potrafiący być czułym dla żony) Mel Gibson. Jako Max pojawił się jeszcze w dwóch częściach.
W czwartej, której premiera planowana jest na maj przyszłego roku, Maksa zagra Tom Hardy (ostatnio można go oglądac w znakomitym filmie „Locke” – o którym bardzo ciekawie pisze przyjaciel naszego bloga na: http://filmavenue.wordpress.com/2014/05/11/filmowy-tydzien-9-i-10/). Na pewno zagra go genialnie, ale to jednak inna bajka niż zły pan Gibson.
Tekst o filmie napisałem do dodatku „Kultura” DGP
Świetny film, jak i cała seria. Choć mój faworyt to trzecia część. Mocno zgłębiłeś temat. Dzięki 🙂
Każda dobra, ale jedynka najmocniejsza 🙂