Tag Archives: andrzej korzyński

Najważniejsza jest różnorodność

Takie stwierdzenie zapamiętałem z jednej z rozmów z mistrzem, taki był też tytuł wywiadu z nim. Smutne są okoliczności przypomnienia tej wyjątkowej postaci. Odszedł od nas Andrzej Korzyński, fenomenalny kompozytor muzyki filmowej oraz elektronicznej, przebojów popowych, a do tego fantastyczny facet.

Rozmawiałem z nim w kawiarni, przez telefon, ale najbardziej zapamiętam wizytę w jego warszawskim domu. Gadaliśmy o pierdołach, poczęstował mnie kawą, wreszcie opowiadał o muzyce. Zawsze z pasją, anegdotami, szacunkiem dla innych. Na koniec dał mi taką płytę.

„A takie tam moje kompozycje, posłucha sobie pan” – powiedział. Takie kompozycje?! „Akademia Pana Kleksa”, „Na Srebrnym Globie”, „Panna Nikt”, „Wierność”, „Człowiek z marmuru”, „Bestia” – przecież to kawał historii polskiej muzyki i kina.

Pisał muzykę do filmów Wajdy, Żuławskiego, doskonałych seriali (m.in. „Tulipan”), stworzył Franka Kimono, pisał przeboje dla Rodowicz, Niemena. Był pionierem elektroniki na naszym rynku, kiedy współtworzył projekt Arp-Life.

Do tego fantastyczna muzyka z filmowych przygód Pana Kleksa. Masa wspaniałych dźwięków.

Może jednak to sam Pan Korzyński najlepiej opowie o swojej muzyce, mi pozostaje smutek…

Poniżej fragment zapisu mojej rozmowy, całość tutaj: https://muzyka.dziennik.pl/news/artykuly/539071,andrzej-korzynski-pan-kleks-muzyka-do-filmu-wywiad.html

Podobno niewiele brakowało, a muzyka ilustracyjna z filmów o przygodach Pana Kleksa nigdy nie ukazałaby się na płycie, bo miała wylądować… w piecu?

Oryginalne partytury już dawno poszły na makulaturę, a taśmy z nagraniami tematów do filmów Krzysztofa Gradowskiego miały faktycznie trafić do pieca lub na guziki. Kiedy kilkanaście lat temu likwidowano łódzką wytwórnię filmową, a dokładniej jej archiwum dźwiękowe, niektóre taśmy przygotowano do likwidacji. Uratował je tak naprawdę pewien dźwiękowiec z wytwórni. Zadzwonił do mnie i zapytał, czy mnie te taśmy interesują. Oczywiście, że tak! Pojechałem po nie do Łodzi i dołączyły do mojego osobistego archiwum. W moim garażu zrobił się już spory magazyn. W podobny sposób udało mi się uratować też na przykład taśmy z muzyką do „Na srebrnym globie” Andrzeja Żuławskiego. One z kolei przez lata leżały na korytarzu wrocławskiej wytwórni, przez który przewijały się setki ludzi, i w zasadzie każdy mógł je zabrać. Z tym filmem wiąże się ciekawa anegdota. Żuławskiemu przez kilka lat na przełomie lat 70. i 80. w Polsce ten film wstrzymywano. Ale jakimś cudem udało mu się i tak wywieźć go na festiwal do Cannes. Film był niedokończony, bez dźwięku, ale muzykę już miał. I Żuławski puścił go. Sam wziął mikrofon i mówił, co jest na ekranie, żeby publiczność rozumiała, o co chodzi, nie słysząc dialogów. Ludzie myśleli, że to jest fantastyczna nowa forma projekcji filmowej. Momentalnie zwrócił uwagę na siebie i moją muzykę. Po tej prezentacji dostałem ofertę napisania muzyki do zachodnioniemieckiego filmu SF „Stworzony do latania”.

Sporo ma pan jeszcze niewydanej muzyki w swoim magazynie?

Napisałem muzykę do 120 filmów, trochę więc jej jeszcze zostało. GAD Records, które wydało „Akademię Pana Kleksa”, przymierza się do „Wielkiego Szu”. Z kolei brytyjskie wydawnictwo Finders Keepers Records, które wydało już moją muzykę do „Trzeciej części nocy” czy „Opętania” Żuławskiego, pyta o soundtrack do jego ostatniego filmu „Kosmos”. Jest nad czym pracować.

Uratował pan własne nagrania, ale też zajmował się archiwizacją oraz popularyzacją naszego bigbitu.

Od początku powstania Młodzieżowego Studia Rytm w Polskim Radiu w połowie lat 60. mieliśmy problemy. Byliśmy młodzi i proponowaliśmy inną muzykę. W naszym studiu nagrywali najważniejsi artyści w tamtym czasie, cały kwiat naszego bigbitu. Ale były osoby, które nienawidziły całej tej kultury, więc problemów nie brakowało. Nauczyłem się robić kopie piosenek, które na wszelki wypadek umieszczałem w fonotece Radia dla Zagranicy i w PR 3 .Tam przeleżały wiele lat, bo chętnie puszczali nagrania Studia Rytm. A warto pamiętać, że w latach 60. i 70. polska muzyka młodzieżowa to był absolutny top europejski. Kiedy posłuchamy na przykład francuskiego rock’n’rolla z tamtych czasów, to przekonamy się, jaką był imitacją. A polskie zespoły Polanie, Niebiesko-Czarni czy Niemen zarażali autentyzmem. Potem, podczas transformacji ustrojowej na początku lat 90., muzykę nagraną w Studio Rytm przypomnieliśmy naszej publiczności. Wraz z kolegą biznesmenem wykupiliśmy licencję na te nagrania, znalezione w Trójce, w Radiu dla Zagranicy i w innych miejscach PR, i wydaliśmy je na CD. Masteringi i nagrania realizowaliśmy w Holandii, bo u nas nie było jeszcze tłoczni płyt CD. Rozesłaliśmy je do kiełkujących wtedy prywatnych stacji radiowych. Przyjmowali je z otwartymi rękoma, bo pracowali na CD, a te nagrania były do tej pory wyłącznie na winylach. Potem te taśmy oddaliśmy do archiwum radiowego. Dzisiaj są już właściwie przechowywane.

W Polskim Radiu nagrywał pan muzykę do „Pana Kleksa”?

Tak, w studiu S1. Muzycy byli brani m.in. z orkiestry radiowej, ale też z „miasta”. Wśród nich byli doskonali muzycy sesyjni, jak gitarzysta Winicjusz Chróst, basista Arkadiusz Żak, bębniarz Wojciech Kowalewski, Paweł Perliński (el. Piano) czy Marek Stefankiewicz, który grał na syntezatorach. Z tymi muzykami i z orkiestrą symfoniczną udało się zarejestrować muzykę, która z założenia miała być trochę inna niż to, co można było u nas usłyszeć,  może bardziej hollywoodzka, w disneyowskim stylu. A używaliśmy wyjątkowych, jak na tamte czasy, sprzętów. Chociażby legendarnej yamahy DX7,  rolanda TB 303 czy samplera Akai, którego kupiłem w Niemczech. To na nich zagrane są m.in. dźwięki z ilustracji do filmowych scen z Filipem Golarzem. Mam je zresztą do dziś.

P.S. Dwa lata temu udało mi się zaprosić Pana Korzyńskiego do mojej audycji „Historia Polskiej Popkultury” o polskiej muzyce filmowej. Tutaj zapis: https://www.youtube.com/watch?v=SvSy6t1Tn3o&t=710s

Reklama
Otagowane ,

Ze Śląska na plażę

Fantastyczne jest to miejsce, fantastyczne! Piszę o Antykwariacie Grochowskim na warszawskim Grochowie. Doskonałe książki, czasopisma, gadżety, winyle i dziś najważniejsze… kasety magnetofonowe.

Ostatnio trafiłem tam na wyprzedaż kaset. Było tego sporo, choć i tak już przebrane. Ale parę perełek się znalazło. Chociażby kaseta Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk. Oryginalna, z Polskich Nagrań. Tylko już na początku mam kłopot. Kurczę nie wiem, z którego jest roku. Niby wszystkie dane są, ma numer CK-239. Ale nigdzie nie ma daty wydania. Co prawda znalazłem informację, że to wydanie na 25-lecie zespołu. Czyli wychodzi, że z końca lat 70., bo zespół powstał w 1953 roku.

Nie ma za to problemu z rozszyfrowaniem daty wydania kolejnej kasety, którą tam zdobyłem. Oto boski Salvo i jego kaseta z 1984 roku, wydana w Rumunii. Ale tu zaskoczenie, Salvo nie pochodzi z tego kraju, ale ze Szwajcarii i naprawdę nazywa się Salvo Ingrassia.

Album oryginalnie pochodzi z 1978 roku. Zdaje się, że to jego debiut. Ale uwaga, pan śpiewa do dziś. Taki trochę Krzysztof Krawczyk. A kasetę w Rumunii wydała tamtejsza wytwórnia o wspaniałej nazwie Electrecord.

I jeszcze trzecia dziś kaseta, perełka z naszego rynku. Oto Marlena Drozdowska i jej „Bajadera plaża”. Na pewno kojarzycie ją z przeboju „Mydełko Fa” z Markiem Kondratem. Napisał go genialny kompozytor Andrzej Korzyński. Większość numerów na „Bajadera plażę” również.

„Bajadera plaża” to był jej przebój drugiej połowy lat 80., wydany już wtedy na winylu. Ten materiał na kasecie ukazał się zapewne na fali popularności „Mydełka Fa”. Obok Korzyńskiego utwory napisał też Winicjusz Chróst, a tekst do jednego z nich sam Krzysztof Gradowski. A skąd ten ostatni? Ano jest to reżyser serii filmów o przygodach Pana Kleksa. A Marlena śpiewała w filmie piosenkę.

Kasetę wydał Polmark, który miał charakterystyczne kupony. Po wycięciu (tu widać, że już go wycięto) i wysłaniu na adres wydawnictwa można było wygrać kasety.

Jeszcze jedno, okładka. Boska, prawda? Autorem jest doskonały muzyk, grał m.in. z Markiem i Wackiem, Jan Drozdowski. Nazwisko mają państwo nieprzypadkowo identyczne, to małżeństwo. Tylko dlaczego pani Marlena zgodziła się, by mąż zaprojektował jej okładkę? No jest nietypowa, to pewne…

A jutro kolejne trzy kasety. Oj też będzie ciekawie.

Otagowane , , , , , , , ,

Sugar Suzy, czyli Słodka Zuzia

Kompozytora Andrzeja Korzyńskiego uwielbiamy i już o nim na blogu kilka razy pisaliśmy. Wspominaliśmy jego dokonania filmowe poprzez muzykę do obrazu „W pustyni i w puszczy” TUTAJ  Pisaliśmy również o jego zespole ARP Life, Franku Kimono i innych dokonaniach TUTAJ. Teraz czas na powrót do Franka.

kimono

Pretekstem jest taka właśnie piękna książeczka, którą kupiłem w warszawskim antykwariacie muzycznym, na tyłach Świętokrzyskiej. Wydały ją Iskry w 1986 roku, czyli 3 lata po tym jak Polska zakochała się we Franku Kimono z głosem Piotra Fronczewskiego.

kimono1

Od razu można tu rozpoznać kreskę współtwórcy tego albumu, doskonałego projektanta, grafika Piotra Młodożeńca. Ogólnie chodzi tutaj o zaprezentowanie tekstów z najsłynniejszych piosenek Franka Kimono. Są więc „King Bruce Lee Karate Mistrz”, „Gaz do dechy” i „Pola Monola + Coca Cola”.

kimono4  kimono3

Są tu jednak również 2 bardzo fajne dodatki. Pierwszy to zestaw prac innych rysowników i grafików, którzy pokazali swoje wizje Franka Kimono. Wśród nich są na przykład Tomasz Kazikowski czy Jacek Gawłowski.

kimono5

I teraz część najciekawsza. To słowniczek Franka Kimono opracowany przez Korzyńskiego oraz Marka Hauszylda. To wyjaśnienie wielu słów z tekstów piosenek.

kimono6

Dla przykładu podam kilka słówek z innych stron, niż ta widoczna na zdjęciu.

Brak paliwa – brak „odpowiedniej” ilości alkoholu w organizmie lub samochód bez benzyny (to drugie tłumaczenie jest chyba zbędne).
Czad – emisja utworu muzycznego o wielkiej liczbie decybeli.
Człowiek – osobnik akceptujący nas i nasz punkt widzenia.
Daj dziobu, deska – pozdrowienie w języku japońskim, coś w rodzaju: jak się masz kochanie lub daj buzi, śliczna panienko (lepsze zdecydowanie to drugie).
Dziura w sicie – uszkodzenie mikrofonu.
Kapela od macochy – słaby i hałaśliwy zespół muzyczny.
Strzelić gola – wypić sto gram wódki lub „strzelić gola”.
Trafić kolorowo – zgarnąć bony Peweksu lub waluty wymienialne.
Wykręcić karalucha – skorzystać z WC.
Zarobić na pończochy – odnieść sukces.
Zbieranie gazu – podniecenie.
I tak dalej, i tak dalej…

Otagowane , , , , , , ,

Jazz, sonda i puszcza

Dzisiejszym wpisem kontynuujemy wątek muzyczny na naszym blogu. Nie związany jednak, jak poprzedni, z kasetami, ale z prezentacją dokonań wyjątkowych artystów sprzed lat, z lat PRLu.

Jednym z bohaterów jest tu Jerzy Milian, współtwórca polskiej szkoły jazzu, który właśnie skończył 80 lat. Jego muzyka przeżywa zasłużony renesans, ukazują się wznowienia i niepublikowane nagrania jazzmana sprzed lat, które wydaje niezależny label Gad Records.

milian1

„Jeżeli mogę przewidzieć, co zdarzy się w utworze przez następne dwadzieścia sekund, to już nie jest to dla mnie ciekawe” -€“ powiedział w jednym z wywiadów Jerzy Milian, nazywany przez kolegów z legendarnego Sextetu Komedy -€“ Smukłym. W jego twórczości trudno było przewidzieć cokolwiek, bo chwytał się przeróżnych tematów, budując swoją legendę jednej z najważniejszych postaci polskiego jazzu od lat 60. zeszłego wieku.

Jego szerokie możliwości i horyzonty muzyczne znakomicie pokazują nowe płyty. Nagrania Miliana można usłyszeć m.in. na krążkach zapoczątkowanej już ponad dwa lata temu, a liczącej obecnie 20 płyt doskonałej serii Polskiego Radia „Polish Radio Jazz Archives”. Tu znalazły się na przykład nagrania Miliana z Komedą. Największą pracę wykonuje jednak GAD Records, który pod koniec 2012 roku wystartował ze specjalną serią „Jerzy Milian Tapes”. Wytwórnia wypuściła w jej ramach chociażby materiał nagrany przez muzyka w studiach radiowych NRD w latach 70., kompozycje zaprezentowane podczas praskiego festiwalu Blues for Praha w połowie lat 60. czy koncertowe nagrania Tria Jerzego Miliana zremasterowane z oryginalnych taśm z archiwum Polskiego Radia z festiwali Jazz Jamboree z lat 1966-1969.

milian

Teraz przyszedł czas na krążek „Jerzy Milian 80”, wypuszczony z okazji przypadających 10 kwietnia 80. urodzin jazzmana. Album wydany w limitowanym nakładzie 500 sztuk to swoiste the best of Miliana, choć niektóre z jego popularnych tematów zostały zaprezentowane w mało znanych wersjach.

Jerzy Milian urodził się w Poznaniu, muzyczne szlify zbierał w berlińskim Hochschule für Musik. Na początku lat 50. założył swój pierwszy zespół Rytm. Jak wspomina w rozmowie z MeaKultura.pl: „Razem z Rytmem wykonywaliśmy taneczną muzykę amerykańską, której wtedy nie pochwalano. Gdy na nasze próby przychodziła kontrola z ZMP, zamienialiśmy tytuły partytur z zachodnimi standardami. W miejscu oryginału na doklejonym pasku widniało np. Podaj cegłę i mogliśmy grać dalej”. Potem był Sextet Komedy i jak mówi Milian: „To Komeda mnie stworzył i ulepił, zrobił ze mnie wibrafonistę”.

Potem Milian grywał też chociażby z Andrzejem Kurylewiczem, Wojciechem Karolakiem i Janem Ptaszynem Wróblewskim. W 1973 roku zaczął prowadzić Orkiestrę Rozrywkową PRiTV w Katowicach i robił to przez 17 lat. Poza tym nagrywał z orkiestrą belgijskiego radia BRT, eksplorował też rejony muzyki filmowej, balet i operę. Wiele jego kompozycji miało naleciałości folkowe i funkowe (stąd pewnie jego nazwisko na popularnej składance „Polish Funk”).

Obok Miliana, GAD Records „odkurza” też dokonania Andrzeja Korzyńskiego, o którym pisaliśmy wcześniej TUTAJ.

korzynskia

Od niedawna można przypomnieć sobie jego soundtrack do filmu „W pustyni i w puszczy” Władysława Ślesickiego z 1973 roku. Zremasterowany z oryginalnych taśm materiał został wydany tylko w 500 sztukach. Opatrzono go obszerną książeczką (także w wersji angielskiej). Można w niej przeczytać m.in. wspomnienie samego Korzyńskiego o pracy nad tym filmem: „film był wtedy sensacją rozdmuchaną do niebywałych rozmiarów. Sama idea, by jechać do Afryki i tam robić film, wydawała się abstrakcyjna (…) Kontrakt na muzykę do filmu był niebywałym wyróżnieniem”.

korzynskib

Korzyński był już wtedy docenionym twórcą filmowej muzyki. Jego dźwięki przygotowane do filmu Ślesickiego były niezwykle różnorodne. Jak sam Korzyński przyznał: „ta muzyka się podobała. Uważano, że jest bardzo oryginalna, udana i odbiegająca od tego, co się u nas wtedy pisało. To był mocny wpływ zagranicznych kontraktów”. Dalej Korzyński wspomina, że filmem zainteresowało się Hollywood (choć sprawa wydania tam płyty z muzyką się rozmyła). Po jakimś czasie okazało się też, że dwie stacje telewizyjne ze Stanów przywłaszczyły sobie temat muzycznego Korzyńskiego i wykorzystały go w czołówkach swoich programów.

novi1

Kolejny krążek to płyta legendarnego jazzowego składu Novi Singers, który tworzyli Ewa Wanat, Janusz Mych i Waldemar Parzyński. Unikatowy materiał „Five, Four, Three” ukazał się pierwotnie w 1974 roku. Na płycie nie brakuje nastrojowego jazzu, ale też dynamicznych funkujących tematów. Próbek możecie posłuchać TUTAJ.

novi2

Na stronie wydawnictwa są też fragmenty innego znakomitego wydawnictwa. To „Amazing Space” Mladena Franko. Co ma z nami wspólnego zrealizowany około 1980 roku projekt chorwackiego artysty?

sonda1

Otóż jego kompozycje wykorzystywał jeden z najgenialniejszych programów w historii naszej telewizji, „Sonda”. Edycja limitowana tej płyty została też opatrzona bogato ilustrowaną książeczką. To obowiązkowa pozycja dla fanów muzyki ilustracyjnej sprzed lat, szczególnie z biblioteki niemieckiego Sonotonu.

korzynskib

A propos „Sondy” to już wkrótce tu do niej wrócimy. I to za sprawą winyla!

Otagowane , , , , , , , , , , , , ,

Witajcie w naszej bajce

W związku z dzisiejszą emisją w telewizji filmu „Pan Kleks w kosmosie” postanowiłem przypomnieć opowieść o tym filmie, jaką przygotowałem dla ostatniego numeru „Kultury DGP”. A wygląda ona tak…

kleks1

W odróżnieniu od „Akademii Pana Kleksa” i „Podróży Pana Kleksa”, „Pan Kleks w kosmosie” nie bazował na literackim odpowiedniku Jana Brzechwy.

Napisana przez Jana Brzechwę „Akademia Pana Kleksa” ukazała się tuż po zakończeniu II wojny światowej. Kontynuacją były książki „Podróże Pana Kleksa” oraz „Tryumf Pana Kleksa”. W 1980 roku opowieść przypomniał Laco Adamik spektaklem telewizyjnym, w którym główną rolę zagrał zmarły kilkanaście dni temu Andrzej Żarnecki. To jednak Piotr Fronczewski został najbardziej znanym Panem Kleksem.

Po raz pierwszy wcielił się w niego w „Akademii Pana Kleksa” w 1980 roku. Choć do roli był przymierzany chociażby Jan Kobuszewski. Przed realizacją przeprowadzono serię castingów dla uzdolnionych muzycznie dzieci, bo film był właściwie musicalem. Za dźwięki wszystkich trzech części odpowiada Andrzej Korzyński, współtwórca Franka Kimono, „Mydełka Fa” oraz wielu tematów filmowych i serialowych.

kleks2

„Pan Kleks w kosmosie” powstał po ogromnym sukcesie dwóch poprzednich części. Ich reżyser i scenarzysta Krzysztof Gradowski przekonywał, że „gdyby Brzechwa żył, najprawdopodobniej przeniósłby swoich bohaterów
właśnie w kosmos”. Oprócz Fronczewskiego zagrali w nim jeszcze m.in. znani z poprzednich części Henryk Bista i Leon Niemczyk. Poza nimi także chociażby Jan Himilsbach, Maryla Rodowicz, Bohdan Smoleń, Beata
Kozidrak, Marek Sierocki oraz siedmioletnia wtedy Iza Miko.

Część zdjęć powstało w Bratysławie, bo współprodukowała go tamtejsza Wytwórnia Filmowa Koliba. Na przykład Centrum Dowodzenia Siłami Kosmicznymi to restauracja w kształcie spodka z Nowego Mostu w Bratysławie.
Oczywiście dzisiaj film w wielu aspektach razi. Niektóre stroje stworów wyglądają jak zrobione ze ścierek do podłogi. Scenografia jest toporna, ale mając wtedy dziesięć lat, podziwiałem komputery, które pojawiły się na planie „Pana Kleksa w kosmosie”.

Nie brakowało też robotów, zresztą jeden z nich nazywał się Bajtek, jak popularne w latach 80. czasopismo poświęcone komputerom. Oprócz robotów na ekranie bryluje również doskonały Henryk Bista jako Wielki Elektronik. Akcja filmu toczy się wokół wyprawy ratowniczej Kleksa po Agnieszkę, którą porwał wspomniany
Elektronik…

Otagowane , , , , , , ,