Tag Archives: czas wolny w prl

Kto chętny?

Na finał pierwszej tury przekazywania niektórych moich skarbów w dobre ręce, nieskromnie proponuję moją pierwszą książkę. Kto chce, poproszę o komentarz pod tym wpisem, a ja wylosuję osobę i za darmo przekażę jej książkę ze specjalną niespodzianką.

„Czas wolny w PRL” ukazał się w 2020 roku w wydawnictwie Muza. To opowieść-reportaż o różnych formach spędzania wolnego czasu w latach 1945-1989. Kilkadziesiąt osób zdradziło mi swoje niesamowite historie. Jest mistrz, który w 1957 roku wraz z kolegą odbył genialną podróż autostopem po Polsce (po drodze spał m.in. na plebani, w izbie wytrzeźwień – jako gość, w Hotelu Grand w Sopocie). Są bohaterowie, którzy w PRL sami budowali kampery, jest nurek, osoby pracujące w domach kultury, prowadzący najsłynniejszy teatr amatorski, uczestnicy wczasów w ośrodkach wypoczynkowych, kaowcy itp., itd. Do tego jest masa odnośników do popkultury, filmów, muzyki, komiksów, seriali. Wreszcie jest ponad sto zdjęć z epoki. Także z rodzinnego archiwum.

Jak chcecie poczytać, napiszcie w komentarzu. A do książki dołożę limitowaną pocztówkę własnej produkcji.

Reklama
Otagowane

Oj się działo!

Czy to były ostatnie spotkania wokół moich dwóch dotychczasowych książek, nie wiem. Na pewno były pierwszymi w tym roku. Było fantastycznie!

Najpierw Darłowo i Miejska Biblioteka Publiczna. Przyznam bez bicia, że w mieście byłem chyba po raz pierwszy. Przynajmniej o ile pamiętam. No i baaardzo mi się podobało. Miły rynek, kilka kafejek (polecam m.in. Cafe Łódź), no i Tyrmand. Tak jest, Leopold Tyrmand, który ma w mieście swój pomnik i ławeczkę. Autor „Złego” bywał tu w latach 40. i akcję jednej ze swoich książek „Siedem dalekich rejsów” osadził właśnie w Darłowie. Zresztą w 1963 r. Jan Rybkowski nakręcił film na jej podstawie, „Naprawdę wczoraj”, w którym zagrali m.in. Andrzej Łapicki, Beata Tyszkiewicz, Gustaw Holoubek i Wiesław Gołas.

Ale dobra, wracając do spotkania…

Było fantastycznie, cała sala pełna, oryginalne gadżety sprzed lat, pokaz zdjęć, przekąski (koreczki, paluszki), no i oranżada! Do tego konkurs, opowieści gości, no po prostu ciekawe super spotkanie!

I info: moje obie książki są już do wypożyczenia w MBP Darłowo. Niestety tuż po spotkaniu musiałem uciekać, znaczy pojechałem do Słupska.

I będąc w Słupsku nie mogłem ominąć tego legendarnego miejsca, czyli pizzerii przy Barze Mlecznym Poranek. To najstarsza pizza w Polsce, o której zresztą wspominałem w swojej książce. Do wyboru kilka sztuk, mi pani poleciła z kiełbasą. Koszt 8,50 🙂 Ten smak świeżej sztuki prosto z pieca, mmm.

A wieczorem spotkanie w nowym extra miejscu w Słupsku. To kluboksięgarnia Cepelin Books (w miejscu, gdzie przez lata była Cepelia), naprzeciwko słynnego kina Millenium (od lat jest w nim niestety Biedronka). Spotkanie było pełne wzruszeń, przynajmniej dla mnie.

Pogadaliśmy o tematach wokół książek, wokół Słupska, spotkałem bardzo ciekawych ludzi. W tym moich przyjaciół, mamę mojego przyjaciela z podstawówki (dostałem od niej extra prezenty!), no i moją najlepszą nauczycielkę z podstawówki (chodziłem do SP14, znaczy wtedy to była SP14, teraz chyba 3). Pani Irenka to fantastyczna osoba, której wiele zawdzięczam. Przy okazji opowiedziała kilka historii z mojej szkoły, m.in. jak pożyczałem od niej pieniądze na zapiekanki z budki koło szkoły. Na szczęście powiedziała, że wszystko oddałem.

Oj działo się! Za wszystkie spotkania bardzo dziękuję, MBP w Darłowie oraz Cepelin Books za gościnę, a wszystkim, którzy przyszli za wspaniałe towarzystwo. Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy!

Otagowane , ,

Spotkajmy się, pogadajmy!

Słuchajcie, jest szansa sobie powspominać wesoło. W najbliższych dniach zapraszam na spotkania związane z PRL i latami 90. A propos moich dwóch książek „Czas wolny w PRL” oraz „Sex, disco i kasety video. Polska lat 90.”. Będę miał zdjęcia z tamtych lat, przeróżne gadżety z moich zbiorów. Spotkania online i stacjonarnie, więc zapraszam wszystkich. Możliwe, że to ostatnie w tym roku. Super będzie jak dołączycie!

Pierwsze już jutro (czwartek) o godz. 18.00 w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki w Lipowej z transmisją na facebooku: https://www.facebook.com/events/199113575658851/?acontext=%7B%22event_action_history%22%3A%5B%7B%22surface%22%3A%22page%22%7D%5D%7D

Pogadamy o PRL, o latach 90., popkulturze, relaksie itp. Wpadajcie, pytajcie!

Z kolei w piątek pojawię się na żywo w Lublinie, choć transmisja online też będzie.

Transmisja online w piątek o godz. 18.00 tutaj: https://www.facebook.com/ddkczubypoludniowe

I kolejne spotkanie, w zasadzie duża impreza. W ramach „Nocy Bibliotek 2021” w Miejskiej Bibliotece Publicznej Centrum Wiedzy w Bolesławcu odbędzie się „Noc Bibliotek w klimacie PRL-u”.

Tutaj link do wydarzenia: https://www.facebook.com/events/292543689068927?acontext=%7B%22event_action_history%22%3A%5B%7B%22surface%22%3A%22page%22%7D%5D%7D

Uff, no dobrze. Wpadajcie, oglądajcie online, pogadajmy!

Otagowane , , ,

Zapraszam na spotkania

Jutro (poniedziałek) w Warszawie, a we wtorek w Helu. Zapraszam na spotkania wokół moich książek „Sex, disco i kasety video. Polska lat 90.” oraz „Czas wolny w PRL”.

W poniedziałek o godz. 19 spotkajmy się w super klubokawiarni Kicia Kocia na warszawskim Grochowie. Pogadamy o popkulturze lat 90., napijemy się kakao. Będę miał swoje książki w super cenie (do każdej wyjątkowy prezent!), a oprócz tego oryginalne gadżety sprzed lat.

A już we wtorek zapraszam wszystkich, którzy będą w Helu. Tam kolejna odsłona festiwalu „Lato z foką”. W programie spotkania autorskie, wystawa, gra terenowa itp. Wśród spotkań także ze mną 🙂

Spotkanie rozpocznie się o godz. 18.15, a więcej informacji znajdziecie tutaj: Lato z foką – kulturalne plażowanie vol. 2 | Facebook

Na spotkanie w Helu również wezmę swoje książki i kilka gadżetów. Wstęp wolny, do zobaczenia!

Otagowane ,

Przedmiot tygodnia

Nasze skarby do obejrzenia na mieście! A dokładnie w witrynie wyjątkowego warszawskiego miejsca, Stacji Muranów.

To właśnie dosłownie w kamienicy obok naszego mieszkania, na Muranowie, w jednym z okien wystawiamy nasze skarby. Co tydzień nowy kultowy przedmiot sprzed lat. I tak przynajmniej do czerwca, a później… zobaczymy 🙂

W środę zainaugurowaliśmy projekt „Przedmiot tygodnia” przygotowany wraz ze Stacją Muranów. To nie tylko samo postawienie wyjątkowego przedmiotu sprzed lat, ale też opis jego historii, ciekawostki, specjalne dodatki.

Na początek zabawka Polonez na kablu z Częstochowskich Zakładów Zabawkarskich. To jeden z najstarszych naszych skarbów, pisałem o nim tutaj: Auto, które zmieniło życie nie tylko porucznika Borewicza | Bufet PRL

Mini wystawkę można oglądać 7 dni w tygodniu, 24 godziny na dobę.

W rogu zdjęcia parapetu zobaczyliście pewnie książkę. No tak, przy okazji polecam moją książkę-reportaż „Czas wolny w PRL” 🙂 Czas wolny w PRL – Księgarnia Internetowa MUZA SA

Ale wracając do mini wystawy. Mieści się w pięknej kamienicy przy ulicy Andersa 13 w Warszawie (wejście od Skweru Tekli Bądarzewskiej). Oczywiście można ją oglądać za darmo 🙂

Pierwsi oglądający już byli 😉

Za tydzień w tym miejscu pojawi się gramofon Bambino. A może Wy macie pomysł, jaki przedmiot powinien tam trafić? Może akurat mam go w zbiorach i się uda. Piszcie. No i przybywajcie i oglądajcie.

Otagowane , , , , ,

Pogadajmy o czasie wolnym w PRL

Relaks pod namiotem, wakacje w ośrodku wczasowym, czas po lekcjach w domu kultury, autostop, zabawa na podwórku, wspólne oglądanie filmów na vhs… sposobów spędzania wolnego czasu w PRL było zaskakująco dużo. Pogadajmy o nim podczas środowego spotkania w warszawskiej klubokawiarni Kicia Kocia.

Nie tylko opowiem o tym, co znalazło się w mojej książce, ale też przyniosę gadżety związane z czasem wolnym, wakacjami przed laty.

Wpadajcie, wstęp wolny! Więcej szczegółów TUTAJ.

Otagowane , , ,

Pogadajmy o czasie wolnym w PRL

Hej miłośnicy minionej epoki. 7 lipca o godz. 17 będę gościem Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Opolu. Jeżeli nie możecie wpaść osobiście, to będzie można śledzić spotkanie w internecie na FB biblioteki: https://www.facebook.com/wbpopole/

Pogadamy o relaksie i wypoczynku w minionej epoce a propos mojej książki „Czas wolny w PRL”, ale też pokażę kilka gadżetów, dokumentów epoki. Zapraszam!

Otagowane ,

Wpadajcie na spotkanie!

Zapraszam serdecznie mieszkańców Opola! Przywiozę trochę gadżetów ze swojej kolekcji 🙂

Otagowane , ,

Czas wolny w PRL cz.8: I co tu robić?

Czas na ostatnią opowieść związaną z moją książką „Czas wolny w PRL”. Finałowy rozdział poświęcam w niej problemom z czasem wolnym. Opowiadam o ludziach, którzy nie umieli albo nie wiedzieli jak wypoczywać. Poniżej fragmenty.

Budzik jak zwykle dzwoni o 4.30. Pani Teresa szybko tłumi przejmujący dźwięk. Nie chce budzić dzieci, męża, matki. Mąż Adam przewraca się na drugi bok. Teresa ubiera się i pomiędzy rozłożonymi wersalkami idzie do kuchni. W pomieszczeniu, które jest jednocześnie korytarzem i umywalnią, nie ma pieca. Gotowa do wyjścia, już w palcie i berecie – bo jest bardzo zimno – kobieta wypija kawę, gryzie kanapkę i rusza do pracy. Musi zdążyć na 5.30. Jej mąż wstaje o 7.00, odprowadza dzieci do żłobka i przedszkola, potem idzie do pracy. Przed wyjściem daje dzieciom gorące mleko. Żeby nie zapomniał, Teresa wcześniej wyjęła je z lodówki. O godz. 13.30 kobieta kończy swoją pracę w bartoszyckiej szwalni. Pracuje tam od 13 lat. Tego dnia zszyła 600 sztuk dziecięcych majtek z anilany.

Po umyciu stanowiska pracy przechodzi przez wartownię, tu jest kontrola – sprawdzają, czy nie wynosi czegoś z zakładu. Wreszcie wychodzi. Potem odbywa codzienną mozolną wędrówkę po sklepach i odstaje swoje w kolejkach. Musi kupić mięso, masło, mleko, chleb, a jak jej się poszczęści, to kupi też dżem, może cukierki dla dzieci. Teresa oblicza, że stanie w kolejkach zajmuje jej średnio 3 godziny dziennie. Po drodze do domu odbiera też dziecko ze żłobka. Synka z przedszkola odbierze mąż. Ona tylko na chwilę wstępuje do domu, bo zajęła kolejkę w mięsnym i musi do niej wrócić. Na szczęście obiadem zajmie się jej mama. Kiedy wróci do domu, nakarmi dzieci, potem napali w piecu. Dalej kolejne obowiązki: pranie, prasowanie, szycie, odkurzanie.

Mąż narzeka, że ma 28 lat i nie znajduje czasu, by spotkać się z kolegami albo pójść z żoną do lokalu czy kina. Na filmy chodzą bardzo rzadko, do lokalu – nie ma mowy, bo i za co. Wreszcie wszyscy układają się na wersalkach. Na jednej dwoje dzieci, na drugiej babcia, na trzeciej Teresa z mężem. Zasypiają, oglądając film w telewizji. Teresa lubi filmy o miłości, Adam wojenne, to z nich, które trafi na swój film i nie zaśnie, gasi telewizor. Jutro będzie dzień taki jak dzisiaj, pojutrze, taki jak jutro1. Tak wyglądała zwykła codzienność – życie młodej kobiety Teresy, opisane w reportażu Dzień jak co dzień, czyli 12 godzin z życia kobiety w tygodniku „Panorama Północy”. Był rok 1981.

To tylko jeden z przykładów tego, że dla kobiet czas wolny był wtedy luksusem. Tylko nieco ponad 30 procent mężczyzn aktywnie uczestniczyło w wychowaniu dzieci. Ich czas pracy kończył się wraz z wyjściem z zakładu. Kobiet nie, one miały drugi etat. W domu.

Ale obywatele nie tylko nie mieli czasu wypoczywać, ale też nie wiedzieli jak. To pewnie niektórych zszokuje, ale jeszcze na początku lat 70. niemal 80 procent osób przyznawało się, że nie umie wypoczywać. Dni powszednie wypełnione były obowiązkami zawodowymi i domowymi. W sobotę po pracy najczęściej spędzano czas przed telewizorem, a w niedzielę odsypiano całotygodniowy trud. Po południu znowu była telewizja, czasami prasa, spacer, rzadziej przyjmowanie gości czy wizyta u znajomych. Dzień wolny, wakacje nie kojarzyły się z wypoczynkiem. Szczególnie w początkach Polski Ludowej wiele osób nie umiało i nie wiedziało, jak wypoczywać.

Apogeum wyjazdów na dłuższy wypoczynek osiągnięto w latach największej prosperity PRL. W 1977 roku był on udziałem 45 procent społeczeństwa. Sprzyjało temu wydłużenie średniej długości urlopu dla robotników do niemal czterech tygodni oraz wprowadzanie wolnych sobót. W 1974 roku wprowadzono sześć sobót w roku wolnych od pracy, w rok później już dwanaście. Rozwój turystyki i sposobów spędzania wolnego czasu zatrzymał krach gospodarczy na początku lat 80.

Ale wtedy ludzie też marzyli o wypoczynku. Pokazuje to ankieta z czasopisma młodzieżowego „Razem” przeprowadzona w 1989 roku, już po pierwszych częściowo wolnych wyborach parlamentarnych, a na kilka miesięcy przed upadkiem muru berlińskiego. Tygodnik zapytał młodych ludzi z Brwinowa, jak chcieliby spędzić wolny czas, a jak rzeczywiście go spędzą.

Wakacje chciałabym spędzić w jakimś odległym kulturowo kraju. Mogłaby to być Japonia albo Nepal czy Etiopia – to marzenie Wioli, lat 16.

Wyjechać w nieznane miejsce z namiotem, śpiworem i fajnymi ludźmi, którzy nigdy się nie smucą i nie nudzą. Wyjechać nad czyste morze, spać na plaży, pić świeże mleko – to już pragnienie Róży, lat 18.

Chciałbym, żeby rodzice kupili mi Simsona Enduro 51S i komputer Atari 520. Chciałbym mieć bardzo dużo kaset z różnymi filmami, najlepiej z komediami. Wtedy na pewno nie nudziłbym się w wakacje. Byłoby jeszcze fajniej, gdybym mógł pojechać na całe dwa miesiące do Stanów Zjednoczonych. Tam zarobiłbym sobie na dobry samochód Adam, lat 15.

Moim marzeniem jest wyjechać na wakacje do wuja do Las Vegas, dlatego że jest tam zawsze wesoło i czysto. Są różne place zabaw, których nie można spotkać w naszej szarej i ponurej Polsce – Marcin, lat 14.

A o tym, jak naprawdę będzie wyglądał ich wypoczynek, pisały inne dzieci.

Sylwia: Tydzień nad brudnym polskim morzem, siedem dni w tygodniu.
Edyta: Na wakacje przeprowadzam się do domu mojej babci mieszkającej trzy ulice dalej w tym samym mieście. To i tak przyjemne urozmaicenie wakacyjnej, domowej nudy.
Staś: W lipcu siedzę w domu, w sierpniu jadę z rodzicami na Mazury, tam, gdzie mieszka Zbigniew Nienacki. Spróbuję go odwiedzić.

Niektórzy opowiadali o wyjeździe z rodzicami na Węgry, do Czechosłowacji, do Zakopanego, pod namiot, najczęściej jednak w planach było spędzenie wakacji w domu albo u babci. I trudno się dziwić, bo koszt wyjazdów był wysoki. Za tydzień na Hawajach trzeba było zapłacić 2 tys. dolarów + 360 tys. zł (Orbis Bis). Komputer Atari kosztował wtedy między 127 a 879 dolarów, a 8 dni na campingu w Grecji 25 tys. zł + 28 dol. (Uniwertour). Tygodnik „Razem”, chyba chcąc dobić czytelników, zaproponował im inne możliwości: wyjście do zoo za 120 zł, odwiedzenie tarasu widokowego na lotnisku na Okęciu za 20 zł lub książkę Arkadego Fiedlera „Kanada pachnąca żywicą” za 800 zł w antykwariacie.

Wiele osób się po prostu nudziło. Nuda szczególnie doskwierała młodym na wsi.

Postoją młodzi pod sklepem do 18.00 racząc się piwem, jeśli budżet pozwoli, potem podpierają kiosk, przystanek odwiedzą i koniec rozrywki – opisywała w swoim dzienniku w 1973 roku uczestniczka konkursu Ministerstwa Kultury i Sztuki oraz „Tygodnika Kulturalnego”, „Jeden miesiąc mojego życia”.

W wielu miastach nie było lepiej. Snującą się po podwórkach bez celu młodzież pokazał w serialu „Stawiam na Tolka Banana” Stanisław Jędryka. Chłopaki szukają rozróby w parku Skaryszewskim w Warszawie. Zaczepiają starsze osoby, rozbijają latarnie, wrzucają ławkę do wody. Drobne przestępstwa, lenistwo, szwendanie się, pijaństwo – tak wygląda też rzeczywistość młodych bumelantów w dokumencie Wojciecha Wiszniewskiego „Jutro. 31 kwietnia – 1 maja 1970”. Bumelanctwo łódzkiej młodzieży z proletariackimi korzeniami reżyser zestawia z komentarzem o amerykańskiej młodzieży (który słychać w tle z telewizora): Dzieci kwiaty nie wierzą w nic. Nie mają żadnego programu. Ich dewizą jest negacja wszystkiego, wszelkich norm społecznych, moralnych, politycznych. Tam zepsucie moralne, a u nas? U nas młodzież takich problemów nie ma – jeden z bohaterów filmu, snując refleksje nad kuflem piwa, mówi, że jest dumny z tego, że pochodzi z robotniczej rodziny. Twórca z gorzką ironią pokazuje ten kontrast – w wersji codziennej i odświętnej (propagandowej).

Swój pomysł na nudę miała grupa przyjaciół, studentów gdańskich uczelni pod koniec lat 60. W piwnicy kamienicy, w której mieszkał jeden z nich, w samym centrum Gdańska przy ulicy Długiej, powołali do życia Piwnicę Artystyczną Witkacy. Urządzili wnętrze, zrobili minibar, na ścianach powiesili obrazy. Przez pięć lat (1968–1973) miejsce było oazą wolności dla wielu młodych ludzi. Co prawda czasami odwiedzał ich dzielnicowy – st. sierż. Iwanek – ale głównie po to, by się z nimi napić wódeczki. To było wyjątkowe miejsce na mapie Gdańska.

W tym nieformalnym klubie odbywały się wernisaże, minikoncerty, wieczorki poetyckie. (A żeby nikt się nie czepiał, jego założyciele uzyskali zgodę dyrektora Klubu Drukarza Rudy Kot – który wtedy regularnie odwiedzali i w którym prowadzili kabaret – na nazywanie swojej Piwnicy filią klubu). „Witkacego” odwiedzili m.in. brytyjski reżyser filmowy i teatralny Peter Brook, Czesław Niemen, członkowie zespołów Skaldowie i No To Co, reżyser Krzysztof Kieślowski oraz wielu trójmiejskich artystów, m.in. jazzman, współpracownik Niemena i współautor muzyki do „Dziewczyn do wzięcia” Janusza Kondratiuka, Helmut Nadolski.

Ilustracjami do tekstu są właśnie zdjęcia z owej piwnicy.

A o książce „Czas wolny w PRL” więcej przeczytacie TUTAJ.

Otagowane , , , , , , , , ,

Czas wolny w PRL cz.7: wieczorki zapoznawcze

Był kwiecień 1945 roku. Toczyły się jeszcze walki o Berlin, kiedy w Komisji Centralnej Związków Zawodowych powołano do życia wydział wczasów pracowniczych. W maju tego roku polski Rząd Tymczasowy powierzył Komisji Centralnej Związków Zawodowych organizację wypoczynku hutników, górników, nauczycieli i innych ludzi pracy na ziemiach polskich. KCZZ utworzyła w tym celu Fundusz Wczasów Pracowniczych. Początki były trudne. Setki przedwojennych obiektów turystycznych z powodu zniszczeń nie nadawało się do użytku. Wspaniałomyślny gest w stronę funduszu wykonał co prawda prezydent Krajowej Rady Narodowej Bolesław Bierut, który na potrzeby wypoczynku robotniczego przeznaczył dawną posiadłość prezydenta Ignacego Mościckiego w Spale.

To był jednak czysto pokazowy podarunek, bo rezydencja była w opłakanym stanie, do czego zresztą przyczyniły się wojska bratniej armii radzieckiej. FWP zaczął jednak przejmować budynki na swoje potrzeby.

Wyjazdy na wczasy wcale jednak nie budziły entuzjazmu wśród robotników. Przed wojną wielu z nich w ogóle nie miało wolnego i nie wiedzieli, jak z niego korzystać. Wstydzili się pokazać w towarzystwie innych grup społecznych, nie wiedzieli, jak się zachować, nie mieli funduszy na porządne ubranie, walizki i sprzęt turystyczny. W pierwszych latach po wojnie wakacyjne wyjazdy nie były dla robotników powszechną potrzebą, nie traktowano ich jako coś oczywistego. Problemem było też to, że małżonkowie nie mogli wypoczywać razem. Fundusz kierował po prostu na wczasy tylko pracowników poszczególnych zakładów. W 1949 roku tylko 2,9 tysiąca z niemal pół miliona wyjeżdżających zabrało ze sobą najbliższych7. Jeszcze w latach 60. kierowano na wczasy jedną osobę z rodziny. Wyjściem były turnusy dla matek z dziećmi, które organizował FWP. Ale tutaj pierwszeństwo też miały przodowniczki pracy. W zachęcaniu do urlopowania z FWP nie pomagały darmowe bilety kolejowe ani dotowanie wczasów. Nie wszyscy chcieli jeździć. W 1947 roku robotnicy stanowili wśród wczasowiczów korzystających z FWP tylko 31 procent8. Problemem była również baza noclegowa.

Na łamach prasy pojawiały się artykuły, w których edukowano wyjeżdżających i przybliżano im uroki wypoczynku zbiorowego. Tak w zabawny sposób „Przekrój” z 1950 roku przedstawiał typy wczasowiczek:
Hałaśliwa sąsiadka – trzyma otwarte kurki w umywalni, przesuwa meble, chrapie, nuci, zaprasza przyjaciółki.
Katastrofistka – z ponurą twarzą zaczepia i przewiduje katastrofy pogodowe, to, że ktoś się utopi itp.
Gwiazda humoru – sypie żartami z rękawa.
Miejscowa Greta Garbo – w ciemnych okularach siedzi nawet przy obiedzie, ma klipsy w uszach, pomalowane paznokcie, pali papierosa między zupą, a mięsem, nudzą ją inne kobiety.
Mama-fonograf – ma przenikliwy głos i cały czas zwraca uwagę dzieciom: nie rób tego, nie biegaj, zostaw itp.
Wczasowiczka z wymaganiami – chce pokój słoneczny, ale chłodny, duży, ale przytulny, spacer daleki, ale nie męcząc.

Najważniejszą osobą na wczasach był referent kulturalno-oświatowy, popularnie zwany kaowcem. Często to stanowisko piastowali studenci, ale też na przykład działacze związkowi, a nawet maturzyści. Zalecenia KCZZ z 1949 roku były takie, że kaowcy mieli witać wczasowiczów już na stacjach kolejowych, przystankach PKS i odprowadzać do domów wypoczynkowych. Zresztą bywało, że towarzyszyli im bagażowi, pomagający przenieść cały dobytek urlopowiczów. Do obowiązków kaowców należała nauka pieśni związkowych lub patriotycznych, organizacja przeglądów prasy (z naciskiem na informacje polityczne), pogadanek o ruchu robotniczym, zawodów i gier sportowych18. Instruktorzy kulturalno-oświatowi urządzali wieczorki literackie, konkursy czytelnicze, przedstawienia teatralne, lekcje nauki pływania, jazdy na nartach, akademie z okazji świąt państwowych.

Ja z wczasów w latach 80. ani kaowca, ani pogadanek o ruchu robotniczym już nie pamiętam. Moi rozmówcy też potwierdzają, że w latach 80. ośrodki wczasowe odchodziły od powierzania organizacji czasu wolnego w ręce kaowców. Pamiętam za to wieczorki zapoznawcze, nie tylko dla dorosłych. Dzieciaki też miały swoją imprezę na rozpoczęcie turnusu. Na stolikach królowała oranżada i paluszki. Były jakieś konkursy taneczne. To miał być zawsze wieczorek zapoznawczy, ale przecież w większości wszyscy się znali, bo jeździli do tego samego ośrodka każdego roku. – Z kawiarni, w której odbywały się zabawy taneczne, w tym wieczorek zapoznawczy, wydobywał się głos pijanych panów śpiewających „Chałupy Welcome To” Wodeckiego. Zabawy były głośne i huczne, zresztą nie tylko podczas wieczorku inaugurującego pobyt. Odbywały się w kawiarni dwa ośrodki obok, bo u nas była tylko świetlica. W kawiarni było prawie jak w peweksie.


Można było kupić pepsi, stały automaty z grami. Za to nad kawiarnią była znienawidzona przez wszystkich stołówka. Jedzenie było straszne – wspomina wczasy w jednym z zakładowych ośrodków w Chmielnie na Kaszubach Roman, który przyjeżdżał tam z rodziną w latach 80.

– W przerwach między posiłkami rozgrywaliśmy turnieje w ping-ponga. Pamiętam też konkurs rysunkowy, chyba go wygrałem. Narysowałem prom, którym płynąłem z Gdańska do stolicy Finlandii Helsinek. Z samego rana chodziliśmy na raki, a wieczorem jedliśmy je, gotując w garnku nad ogniskiem. Wydarzeniem były mecze piłkarskie między wczasowiczami z Gdańska i Gniewu. To właśnie głównie z tych miast przyjeżdżali urlopowicze, bo obok siebie były tam ośrodki zakładów z tych miast. Przed takim meczem dochodziło do tradycyjnej wymiany proporczyków. Rozgrywka toczyła się na klepisku z drewnianymi bramkami. Dookoła rodziny, podpici tatusiowe krzyczący: „Proszę nie spożywać środków dopingujących”. Tymi środkami były piwa kupowane w sklepie w Chmielnie. Mężczyźni jeździli po nie rowerami albo płynęli kajakiem. W Chmielnie znajdowała się też słynna knajpa „Józefinka” na placu Trojana, gdzie panowie chodzili na piwo. To znaczy, tak naprawdę często pili przed knajpą, bo w środku było mało miejsca. Na placu była też piekarnia i kościół, koncentrowało się więc tam całe towarzyskie miasteczkowo-wypoczynkowe życie. Wszyscy nazywali to miejsce placem Pigalle.

„Józefinka” była słynna na całą Polskę. To tutaj w 1960 roku odbyło się wesele Zbigniewa Cybulskiego i Elżbiety Chwalibóg. Jak wspominają mieszkańcy, huczna impreza trwała trzy dni. Weselnikom przygrywała orkiestra cygańska, a parze młodej wręczono żywego prosiaka. Podobno uciekł. Dziś na ścianie kamienicy, gdzie przed laty mieściła się „Józefinka”, widnieje tablica upamiętniająca to wydarzenie. W Chmielnie chodziło się też do warsztatu Neclów podglądać wyrób ceramiki. Dziś mieści się tu Muzeum Ceramiki Kaszubskiej Neclów.

PRL miał swoje specyficzne formy wypoczynku. Były na przykład wczasy językowe, turnusy dla brydżystów i szachistów. Do tego wczasy krajoznawcze na przykład szlakiem Kanałów Mazurskich i Wielkich Jezior Mazurskich. Małgorzata Szejnert w swoim reportażu „Jeśli się odnajdziemy, to cudownie” z 1979 roku opisuje turnus, w którym spotykają się dzieci z domów dziecka i chętni do adopcji rodzice. Wspólne wakacje miały umożliwić bliższy kontakt dzieci i potencjalnych rodziców i ewentualną adopcję. Kontrowersyjny temat podjął Roman Załuski, realizując w 1982 roku oparty na nim film „Jeśli się odnajdziemy” (w jednej z głównych ról wystąpił Krzysztof Kolberger).


Ewenementem, chyba na skalę światową, były wczasy wagonowe. Choć nie do końca powinno się mówić o nich w czasie przeszłym. Bo wciąż istnieją miejsca, gdzie można wybrać taką formę wypoczynku, na przykład w Darłówku. Pamiętam, że jeżdżąc na plażę do Ustki, obserwowałem wczasowiczów wylegujących się na leżakach przy wagonach stojących na bocznicy, obok stacji PKP Ustka. W wagonach spali i wokół nich spędzali większość wolnego czasu. Początkowo taki wypoczynek proponowano tylko pracownikom PKP. Dodatkowo mogli dojechać na miejsce za darmo, bo przecież nie płacili za bilety kolejowe.

Najpopularniejszą formą zorganizowanych wyjazdów wakacyjnych były w PRL-u kolonie. Podczas nich dzieci najczęściej spały w szkołach. Z sal lekcyjnych wynoszono ławki, a ustawiano w nich łóżka. Koszty kolonii w znacznej części pokrywały zakłady pracy.

Poza tym zakłady zabierały swoich pracowników i ich rodziny na wycieczki do hut, muzeów, teatrów. Dowożono ich na miejsce zakładowym autokarem. Niestety wielu wycieczkowiczom puszczały hamulce i zgodnie z hasłem „Wypij swoje pół litra w innym mieście”, upijali się już w autokarach.

Więcej o wypoczynku w PRL przeczytacie w mojej książce „Czas wolny w PRL”.

Polecam i zapraszam do dzielenia się swoimi wspomnieniami. A za tydzień kolejna, ostatnia opowieść…

Otagowane , , , , , , , , , , , ,